ABSURDALNE, ale przerażające horrory

Absurdalne, gdyż w swojej warstwie treściowej zupełnie nie udające, że opowiedziane w nich historie mogłyby się w jakikolwiek sposób wydarzyć w rzeczywistości. I o tym widzowie mogą się przekonać od samego początku. To jednak nie oznacza, iż na czas seansu nie uwierzą, że tak zaprezentowana groza jest mało realna i nie potrafi nastraszyć tak, by serce zaczęło walić jak młotem. I na tym polega kunszt tych horrorów, że z czystej fikcji potrafią wykrzesać rzeczywistość jakże realną, pełną grozy, która będzie działała na widzów, otwarcie ich strasząc, lecz jednocześnie podprogowo, zdejmując z psychiki wszelkie logiczne wytłumaczenia, a pozostawiając najskrytsze lęki i niezaspokojone wstydliwe potrzeby. Na tym właśnie polegają doskonale skonstruowane, ponadczasowe filmy grozy.
Seria „Hellraiser”
À propos sięgania głęboko do naszej sfery intymnych potrzeb i lęków – seria Hellraiser robiła to zawsze po mistrzowsku. Łączyła przemoc, taką radykalną, prowadzącą do śmierci, ze zmysłowością ciała, podniecaniem się krwią, wnętrznościami, rozkładem, zapachem końca życia. Dotykała naszych podstawowych lęków, ale trącała również wstydliwe potrzeby, a potrzeba zadawania przemocy jest w każdym z nas tak głęboko zakorzeniona, jak chęć osiągania przyjemności.
„Laleczka Chucky”, 1988, reż. Tom Holland
Oryginalny film z 1988 roku jest nie tylko całkowicie poważnym filmem o zabójczej lalce, ale faktycznie udało się mu przez lata osiągnąć poziom kultowy. Zastanówcie się jednak, czy pomysł na ożywającą lalkę, która uwielbia mordować, gdyż posiada ducha seryjnego mordercy, nie jest abstrakcyjny? Na szczęście dzięki dość minimalistycznym ujęciom Chucky’ego w akcji, znakomitej pracy lalkarskiej i genialnemu występowi głosowemu Brada Dourifa produkcja przez tyle lat zachowała świeżość. Dopiero potem Don Mancini zdecydował się skierować serię w kierunku horroru-komedii i wtedy legenda Chucky’ego została stracona.
„Oculus”, 2013, reż. Mike Flanagan
Flanagana można z powodzeniem nazwać mistrzem horroru. Oculus, który wydaje się tak banalny, niegodny horroru, wyświechtany, że aż trudno uwierzyć, iż można na takim pomyśle oprzeć cały film. Jest więc sobie nawiedzone, antyczne lustro, w którym siedzi coś, co zabija. Flanagan ten pozornie zwariowany pomysł na film grozy – który pierwotnie zaczął się jako krótki metraż – uczyni oszałamiająco kreatywnym i strasznym. Zdolności Flanagana jako filmowca pozwoliły mu wycisnąć każdą możliwą kroplę napięcia z dwójki aktorów (Karen Gillan i Brenton Thwaites) walczących ze złym lustrem. Niski budżet filmu najwyraźniej pomógł, gdyż zmusił Flanagana do porzucenia przesadnych scen opartych na lustrze na rzecz bardziej subtelnego, niespokojnego horroru.
„Suspiria”, 1977, reż. Dario Argento
A teraz spróbujcie komuś opowiedzieć w skrócie, na czym polega Suspiria Dario Argento. Tak więc akcja skupia się wokół prestiżowej akademii tańca, która w rzeczywistości jest przykrywką dla sabatu czarownic. Musi to być więc całkiem skuteczne przykrywka. Dodajcie jeszcze do tego opisu całkowicie nieklasyczne podejście do oświetlenia i projektowania, oniryczne opowiadanie historii i ścieżkę dźwiękową, a Suspiria wyda się miszmaszem niespójnych składników, które naprawdę nie powinny działać. Ale jest zupełnie inaczej. Suspiria sprawia, że widzowie nigdy nie mogą czuć się komfortowo przed ekranem z tym, co oglądają.
„Dom Szatana Spółka z o.o.”, 2015, reż. Stephen Cognetti
Zbyt łatwo na pierwszy rzut oka można skreślić Dom Szatana, bo jest to obraz found footage. Taka koncepcja wydawała się bardzo passé już w 2015 roku, ale jakie to miłe zaskoczenie, gdy okazało się, że w tym szatańskim domu jest całkiem strasznie. Produkcja maksymalnie wykorzystuje swój niski budżet, aby gruntownie przerazić publiczność subtelnymi wizualnymi zabiegami, a jednocześnie sięga do bardzo pierwotnego lęku przed klaunami. Realizacja jest tania, nieraz absurdalnie koślawa, lecz działa na psychikę.
„Egzorcysta”, 1973, reż. William Friedkin
Absurdalność Egzorcysty narasta wraz z dziesięcioleciami, które upływają od premiery. Pierwiastka nadprzyrodzonego jest coraz mniej w naszej rzeczywistości. Nie wpływa on już tak jak np. w latach 70. na codzienne życie każdego człowieka, więc dla współczesnych młodych zjadaczy kultury opętanie demonem wydaje się bajeczką, która nikogo nie jest w stanie nastraszyć, nawet mimo tego, że wciąż kręci się o tym horrory. Egzorcysta Williama Friedkina jest jednak inny – sugestywny, bardzo pierwszy, obrosły złowrogimi legendami oraz, co najważniejsze, wciąż naprawdę straszny.
„Teksańska masakra piłą mechaniczną”, 1974, reż. Tobe Hooper
Wydaje się wam absurdalne, że taka sytuacja może się zdarzyć? Może absurdem nie pachnie aż tak sama szansa spotkania mordercy-autostopowicza, ewentualnie mordercy w jakimś odludnym miejscu, ale całej skrzywionej rodziny morderców i kanibali w jednym już tak. W to już nikt przy zdrowych zmysłach nie uwierzy – to jedynie film, ale naprawdę straszny. Teksańska masakra piłą mechaniczną wciąż działa na psychikę, paradoksalnie właśnie ze względu na realizm absurdalności opowiadanej historii.