search
REKLAMA
Nowości kinowe

HURAGAN. Szklana pułapka na wietrze

Mikołaj Lewalski

15 kwietnia 2018

REKLAMA

Szukać wiatru w polu będzie ten, kto po Huraganie oczekuje logicznej fabuły, stonowanego aktorstwa i błyskotliwych dialogów. Myślicie, że te wietrzne gry słowne są czerstwe? Poczekajcie aż posłuchacie, co mówią bohaterowie! Być może ktoś z was zwrócił uwagę, że porównania do Szklanej pułapki użyłem już w tytule recenzji tegorocznego Pasażera. Nie jest to jednak lenistwo z mojej strony, bowiem skojarzenia nasuwają się same, a cała historia podąża szlakiem wytyczonym przez Johna McClane’a co do joty. Co ciekawe i nieco zaskakujące, Huragan jest lepszą Szklaną pułapką niż ostatnia Szklana pułapka.

Nie żeby było to jakimkolwiek osiągnięciem ani wymagało większych starań – wystarczy do tego chociażby minimalnie interesujący pomysł na skok. Tu rabusie mają odpowiedni rozmach, a ucieczkę z nielegalnie pożyczonymi 600 milionami dolarów planują zamaskować niszczycielskim huraganem. Okoliczne miasteczko zostaje ewakuowane, komunikacja z resztą kraju jest odcięta, a powszechnie panujący chaos ma na celu pozwolić im dyskretnie zniknąć. Przy pomyślnych wiatrach (to był ostatni raz, obiecuję) nikt nie zostałby ranny, a towarzystwo o wątpliwej moralności do końca życia mogłoby beztrosko układać wieże z banknotów. Niestety dla nich, a szczęśliwie dla widza, huragan, na który czekali, okazuje się największym w historii, a na ich drodze staje trójka ostatnich sprawiedliwych. Na wspomniane trio składa się agentka odpowiedzialna za bezpieczeństwo w okradanej placówce, meteorolog-idealista i jego brat-wykolejeniec (niegdyś wojskowy). W żadnym razie nie powinniście liczyć na jakikolwiek powiew (kłamałem) świeżości przy konstruowaniu charakterów postaci i ich przeszłości. Trauma z dzieciństwa, zapijanie wyrzutów sumienia, pokutowanie za fatalne w skutkach decyzje – to prawdziwa galeria klisz.

Pomimo tych daremnych prób nadania filmowi głębi przez większość czasu czuć, że twórcy są świadomi charakteru swojego dzieła. Kompletnie niedorzeczne pomysły pokroju rzucanych na wietrze felg samochodowych w roli zabójczej broni pozbawiają wszelkich złudzeń. Jakakolwiek iskierka nadziei na kino niewywołujące kpiących uśmieszków zostaje zdmuchnięta już podczas pierwszych minut. Chmura przybierająca postać ludzkiej czaszki i kiczowato latające po ekranie nazwiska twórców to zaledwie początek atrakcji. Później dostajemy całą plejadę przeszarżowanych występów aktorskich, wątpliwej jakości CGI i zabawne w nie do końca zamierzony sposób dialogi. Nie brakuje jednak kilku dobrych inscenizacyjnych pomysłów (meteorologiczny samochód-czołg – kto by nie chciał takiego?) i momentów napięcia. Trio głównych bohaterów wzbudza sympatię i pozwala sobie kibicować, a między promieniującą urokiem Maggie Grace a mówiącym z komicznym akcentem Tobym Kebbellem pojawia się nawet jakaś chemia. Trzymanie kciuków za bohaterów wynika także ze sposobu przedstawienia rabusiów, z których niemal każdy jest irytującym pajacem albo wyciętą z kartonu figurą. Na szczególne wyróżnienie zasługuje para hakerów-idiotów sprawiających wrażenie, jakby dopiero co zeszli z planu filmu klasy Z. Z tego grona patafianów jedynym względnie sensownym osobnikiem jest herszt bandy, zagrany przez pana, którego nazwiska nie wypada mi podawać, jednakże konia z rzędem temu, kto będzie choć trochę zaskoczony związanym z nim zwrotem akcji.

Rzeczony aktor bywa wybitnie nadekspresyjny, ale to samo można powiedzieć o całej reszcie obsady. Być może podstawową wskazówką, jaką usłyszeli od reżysera było: graj na najwyższym biegu. Taka tonacja z pewnością pasuje to absurdalności akcji, której jest w tym filmie od groma. Pomimo CGI rodem z produkcji telewizyjnych te sekwencje potrafią zaimponować w dużej mierze za sprawą świetnego udźwiękowienia, przez które żałujemy, że nie wzięliśmy do kina wiatrówki (kurtki, nie broni).

Zaskakująco umiejętnie budowane jest także napięcie w pierwszym akcie historii. Ciemne chmury, stopniowo przybierający na sile wicher, coraz większy stres bohaterów – nerwowe oczekiwanie na żywioł udziela się także widzowi. Szkoda, że nie udaje się tego utrzymać w dalszej części filmu, gdzie szybko staje się jasne, że bohaterowie są nieśmiertelni i powinni zostać zwerbowani do ekipy Nicka Fury Pod koniec nikt już nawet nie udaje, a idiotyzm goni idiotyzm w zdumiewającym stylu. Jest w tym jednak specyficzny urok i zaskakująco dużo frajdy. Nie każdy odbierze to w ten w sposób, ale widz potrafiący czerpać satysfakcję ze świadomie złego kina doceni kampowy charakter Huraganu. Całą resztę najpewniej tylko mocno przewieje.

REKLAMA