CASABLANCA. Nieśmiertelna i ponadczasowa
Są filmy, które nigdy nie przeminą, niezależnie od gustów, dekady, upływających lat. Są filmy idealne, którym trudno cokolwiek zarzucić, począwszy od rewelacyjnych kreacji aktorskich, na perfekcyjnych dialogach skończywszy. Są filmy tworzące Magię Kina, nigdy do końca uchwytną, do których chce się wciąż wracać, dając się za każdym razem porwać temu pięknu, perfekcyjności i urokowi. Takim filmem jest jeden ze szlagierów wszech czasów – Casablanca Michaela Curtiza, z niezapomnianą parą: Humphreyem Bogartem i Ingrid Bergman. Sukces, jaki osiągnął ten film, zaskoczył samych twórców. Raczej przewidywano, że utonie w podobnych mu produkcjach. Tak jednak się nie stało…
Podobne wpisy
Trudno powiedzieć, czy jest sens opowiadać tę historię, jak również ostrzegać przed spojlerami. W końcu Casablancę zna każdy, bez względu na to, czy ją widział, czy też nie. Czy można bowiem nie mieć pojęcia o jednej z ostatnich scen, czy kiedykolwiek nie usłyszeć sławnych kwestii, chociażby: “Play it once, Sam”, czy dramatycznego użalania się nad kieliszkiem: “Of all the gin joints in all the towns in all the world… … she walks into mine”, czy też samo zakończenie: “I think this is the beginning of a beautiful friendship”, kiedy to miłość życia naszego bohatera odlatuje z mężem samolotem, a on z innym mężczyzną odchodzi … i spowija ich mgła. Są to sceny powielane w wielu późniejszych dziełach, takie, do których twórcy filmowi wciąż powracają, odwołują się, inspirują nimi czy też w kółko je parodiują.
Tak czy inaczej od czegoś należy zacząć, zatem może tak: Trwa druga wojna światowa. Casablanca stanowi azyl. Jest rajem dla przemytników, złodziei, jest nadzieją dla tych, którzy chcą kupić wolność czy swą przyszłość. To tu spotykają się wszyscy – od tych, którzy chcą łatwo zarobić, po tych, którzy za odpowiednią cenę dadzą się łatwo sprzedać. Każdego można przekupić, zagwarantować opiekę policji nad domem nielegalnego hazardu, łatwo stracić życie, czy zademonstrować niechęć względem faszyzmu. Wszyscy są tu równi, a bycie równiejszym zależy tylko od odpowiednich kontaktów i sprytu…
– Poprosisz Ricka, by się z nami napił?
– Madame, on nigdy nie pija z klientami. Nigdy.
– Czemu wszyscy restauratorzy to snoby?
– Może pan mu powiedzieć, że prowadzę drugi co do wielkości bank w Amsterdamie.
– Drugi? To nie zrobi na Ricku wrażenia. Właściciel pierwszego jest cukiernikiem w naszej kuchni…
Łatwiej tu dotrzeć, aniżeli się wydostać. To tu idealnie odnalazł się niejaki Rick, na którym mało co robi wrażenie. Cynik, o przeszłości patrioty, obecnie twierdzący, że walczy już tylko o siebie, przybył tutaj, aby uciec przed przeszłością…
– Zastanawiam się, czemu nie wracasz do Ameryki. Ukradłeś kościelne fundusze?
Uciekłeś z żoną senatora? A może kogoś zabiłeś… To romantyczne.
– Wszystkiego po trochu.
– Co u licha przywiodło cię tutaj?
– Zdrowie. Przyjechałem do Casablanki do wód.
– Do wód? Jakich wód? Przecież jesteśmy na pustyni.
– Wprowadzono mnie w błąd.
…uciec przed kobietą, która jego sercem wytarła sobie obuwie, zostawiając go w deszczu, na dworcu. Nawet na takim jak on cyniku, traktującym kobiety z pewną dozą lekkości, nie wplątującym się w związki, musiało wywrzeć to ogromne wrażenie…
– Gdzie byłeś w nocy?
– To już tak dawno, nie pamiętam.
– Przyjdziesz do mnie dziś wieczorem?
– Nie mam aż tak dalekich planów.
Rick idealnie wpasował się w tę rzeczywistość, zyskał przyjaźń szefa policji, nieźle opłacaną, a dzięki temu opłacalną, prowadzi własny bar, w którym znajduje się wejście do jaskini hazardu, gdzie wygrywają tylko ci, którym na to pozwoli i odstępstwa od tej reguły raczej się nie zdarzają.
– Przepraszam, monsieur Rick… ale… pewien pan właśnie wygrał 20.000 franków. Kasjer prosi o pieniądze.
– Wyjmę z sejfu.
– Jestem tak przygnębiony…
– Daj spokój, Emilu. Błędy się zdarzają.
– Bardzo mi przykro…
Jest sam sobie wszystkim, nie wychyla się… aż pewnego razu do baru wchodzi jego dawna miłość. Jedyna kobieta, którą tak kochał i która tak mocno go zraniła. Przybywa ze swym mężem i dla obojga jedynym ratunkiem jest Rick…
Historia wydawałoby się banalna – ot, trójkąt miłosny, wpleciony w tragedię wojenną, o którym opowieść będzie się toczyła w mieście pełnym zakłamania, nadziei, śmierci, korupcji, szlachetnych ludzi udających tchórzy i wszechwładnych faszystów, którzy tutaj nie znaczą tak wiele i łatwo mogą zginąć, jeżeli to dla kogoś będzie opłacalne. Nikt też za takie zabójstwo nie musi ponosić odpowiedzialności… o ile kupił sobie właściwe przyjaźnie.
– Zatrzymajcie podejrzanych. Tych, co zwykle.
Historia o egoizmie …
– Proszę. Posłuchaj mnie. Gdybyś wiedział, co naprawdę się stało…
– I tak bym ci nie uwierzył, cokolwiek byś nie powiedziała,
nie ma takiej rzeczy, która by pomogła ci osiągnąć cel.
– Użalasz się nad sobą? Przy takiej stawce, liczą się dla ciebie tylko twoje odczucia.
Jedna kobieta cię zraniła, a ty mścisz się na całym świecie. Jesteś tchórzem i mięczakiem!
… ale także poświęceniu i umiejętności zrezygnowania z tego, co najważniejsze, jednym szlachetnym geście, który zmienia przyszłość trójki istot…
– Jeśli ten samolot wystartuje bez ciebie, zaczniesz żałować.
– Nie…!
– Może nie dziś, nie jutro, ale wkrótce, i to na całe życie.
– A co z nami?
– Zawsze będziemy mieli Paryż. Straciliśmy go, zanim przyjechałaś do Casablanki. Wczoraj go odzyskaliśmy.
– Gdy mówiłam, że cię nie opuszczę…
– I nie opuścisz mnie nigdy. Ale i ja mam coś do zrobienia. Gdy wyjadę, nie możesz jechać ze mną.
Nie możesz pomóc mi w pracy. Nie jestem szlachetny. Ale problemy trojga osób są niczym wobec ogromu
cierpień tego świata. Kiedyś to zrozumiesz.
Zatem mamy świetne dialogi, sceny, postaci… ale to wszystko było w prawie każdym filmie tamtej dekady. Ba – były dzieła znacznie trafniejsze, mniej sentymentalne, z równie niezapomnianymi kreacjami aktorskimi. Co zatem zadecydowało o sukcesie Casablanki i co sprawiło, że nie starzeje się ona, mimo upływu lat? Odpowiedź jest prosta – jej uniwersalność. Jest to bowiem film dla każdego. Dla tych rozmiłowanych w romantyzmie i dla tych, którzy lubią nieczułych facetów, niepewność co do losu poszczególnych bohaterów i brak żalu, gdy nagle któryś z nich ginie. Można płakać i śmiać się, doceniać owe rewelacyjne kreacje aktorskie i niezapomniane dialogi. Film jest tak skonstruowany, że fabuła nie zamyka się wyłącznie wokół trójkąta miłosnego, nie ma w tym obrazie także zbędnej słodyczy. Gdy bowiem dialogi popadają w sentymentalizm i dane nam jest usłyszeć prawdy ogólne, to bohaterowie nadal trzymają fason. Nie ma tu histerii, rozpaczy, cokolwiek się dzieje, oni grają – pozostają zimni, niedostępni, dystansują się do całej sytuacji. Jednocześnie widzimy, co czują, wiemy, co w danej chwili dzieje się z nimi w środku, a to, że owe emocje nie zostają rzucone w widza, sprawia, że film zachowuje styl i klasę, niedostępną dla większości współczesnych obrazków. Widz obecnie może płakać, bowiem bohaterowie wylewają potoki łez, mając przy tym oczy czerwone jak u królika (gdzie tu klasa?), krzyczą, cierpią tak mocno, wymuszają na odbiorcy empatię.