search
REKLAMA
Zestawienie

Dobry plan to podstawa? Niekoniecznie. FILMY, które powstawały BEZ gotowego SCENARIUSZA

Scenariusz nie zawsze jest filmowi niezbędny. Oto kilka przykładów filmów, które zaczęto kręcić bez niego.

Jakub Piwoński

23 stycznia 2023

REKLAMA

Powstające właśnie Megalopolis jest przykładem filmu, który jeszcze nie powstał, a już wiemy, że produkcja idzie jak po grudzie. Mówi się o chaosie panującym na planie, który jest między innymi efektem ruszenia z pracami bez gotowego scenariusza. Taka praktyka nie jest rzadka w Hollywood. Oto kilka przykładów klasycznych i cieszących się uznaniem publiki filmów, które w dużej mierze opierały się na improwizacji, z racji tego, iż w momencie kręcenia zdjęć wciąż trwały prace nad scenariuszem.

„Szczęki”

Pierwszy blockbuster w historii kina powstawał w bólach. Z niedowierzaniem czyta się dziś historie o tym, że Spielberg wyruszał w otwarte morze kręcić film w momencie, gdy nie miał gotowego scenariusza. Po części było to wynikiem chęci samego reżysera, by film brzmiał jak najbardziej naturalnie, dlatego pozwalał aktorom na wymyślanie swoich kwestii. Ale jest to także obraz panującego na planie chaosu – produkcja Szczęk należała do tych trudnych. Po latach Richard Dreyfuss, jedna z gwiazd filmu, wspomina, że: „zaczęliśmy film bez scenariusza, bez obsady i bez rekina”. Cóż, najważniejsze, że się udało.

„Osiem i pół”

Federico Fellini to jeden z mistrzów włoskiego kina. Nie każdy jednak wie, że jego metoda pracy uznawała scenariusz za zbędny. Reżyser z żywiołowości i spontaniczności uczynił wręcz swój znak rozpoznawczy. Jeden z jego słynniejszych filmów – Osiem i pół – na poły autobiograficzne, awangardowe arcydzieło, swoją wyjątkowość opiera na tym, iż jest filmem bez konkretnego pomysłu na fabułę. Dość powiedzieć, że w pewnym momencie realizacji włoski twórca wręcz zapomniał, o czym miał opowiedzieć. Uczynił z tego atrybut, bo film ostatecznie traktuje o reżyserze, który traci zainteresowanie swoim dziełem.

„Iron Man”

Patrząc z dzisiejszej perspektywy, gdy widzi się skrupulatnie rozplanowane superbohaterskie uniwersum filmów Marvela, aż wierzyć się nie chce, że film, który je rozpoczął, powstał bez gotowego scenariusza. Produkcja filmu miała spore kłopoty – Robert Downey Jr. przeżywał ciężkie chwile w mediach, a samo studio jeszcze wtedy nie było przekonane do superbohaterskiego filmu, który może coś ugrać. Scenariusz bez większego rezultatu przechodził z rąk do rąk, a reżyser Jon Favreau został na skutek tego „jeźdźcem bez głowy”. Jeff Bridges przyznał po latach, że pojawił się na planie bez pojęcia, co robić. „Nie mieli scenariusza, człowieku. Mieli zarys” – wspomina.

„Casablanca”

Gdy w 1942 ruszyły zdjęcia do Casablanki, jej sceny kręcono w kolejności chronologicznej. Nie było to jednak wynikiem wizji twórcy, a pragmatyki. W momencie uderzenia pierwszego klapsa na planie kultowego melodramatu gotowa była tylko pierwsza połowa jego scenariusza. Literacka podstawa przechodziła przez czterech różnych scenarzystów, którzy pracowali nad zakończeniem już w trakcie trwających zdjęć, opierając się na materiale źródłowym – sztuce teatralnej Everybody Comes to Rick’s. Co ciekawe, wysiłek zaowocował Oscarem za scenariusz.

„Obcy 3”

Produkcja Obcego 3 przypominała koszmar, o którym sam film zresztą opowiada. To przykład filmu, który został zatwierdzony jeszcze zanim ukształtował się sam pomysł, ustalono reżysera i ostateczny scenariusz. Nim na stołku reżyserskim zasiadł debiutujący David Fincher, do reżyserii przymierzano także Renny’ego Harlina i Vincenta Warda. Pośpiech przełożył się jednak na niski komfort pracy, Fincher ostatecznie odszedł z projektu przed zakończeniem zdjęć. Gwiazda produkcji Sigourney Weaver po latach wspomina: „z biegiem czasu musieliśmy wprowadzić wiele zmian w scenariuszu […] budowaliśmy plany zdjęciowe, zanim mieliśmy scenariusz i musieliśmy go szybko obsadzić ze względu na brak czasu. To nie był sposób, w jaki Fincher chciał zrobić swój pierwszy film”.

„The Blair Witch Project”

Małe zaskoczenie, bo The Blair Witvh Project wygląda dokładnie tak, jakby tworzono go w atmosferze pełnej spontaniczności. Ale warto podkreślić, że przekuło się to w coś wyjątkowego. Horror autorstwa Daniela Myricka i Eduardo Sáncheza stał się natychmiastowym klasykiem gatunku, dzięki stylistyce found footage, udającej odnalezione materiały filmowe. Myrick i Sánchez usłyszeli po raz pierwszy o micie wiedźmy z Blair w 1993. Pięć lat później stworzyli minimalistyczny, 35-stronicowy scenariusz. Aktorzy Heather Donahue, Michael Williams i Joshua Leonard musieli improwizować większość dialogów.

„Lawrence z Arabii”

Tak wielkie i uznane dzieło umieszczone na liście filmów tworzonych bez gotowego scenariusza może budzić zdziwienie. No bo jak to? Peter O’Toole nie znał swoich kwestii? Co jak co, ale tworząc czterogodzinną epopeję, trzeba mieć na nią plan. Okazuje się, że nie zawsze tak to działa. W tym wypadku znaczenie miał znowu pośpiech. Reżyser David Lean zdecydował się na zatrudnienie nowego scenarzysty po tym, jak spostrzegł, że pierwotna historia autorstwa Michaela Wilsona za bardzo skupia się na aspekcie politycznym, a za mało opowiada o samym bohaterze. Wprowadzenie niezbędnych poprawek nie zatrzymało jednak machiny produkcyjnej – David Lean rozpoczął bez gotowego scenariusza. Co ciekawe, nawet gdy skrypt się już pojawił, Peter O’Toole i tak nie odmawiał sobie improwizacji, ku niezadowoleniu reżysera.

„Borat: Podpatrzone w Ameryce, aby Kazachstan rósł w siłę, a ludzie żyli dostatniej”

Ta pozycja raczej nikogo dziwić nie powinna. Borat w całości jest wynikiem spontaniczności Sachy Barona Cohena. Gagi w filmie mają autentyczny charakter i są efektem nieskrępowanych interakcji z publicznością. Przypomnijmy, że aktor udaje w filmie kazachskiego dziennikarza telewizyjnego podróżującego po Stanach Zjednoczonych. Zadaniem Larry’ego Charlesa, reżysera filmu, było więc głównie okiełznanie energii Cohena i nadanie jej kierunku. W tej czarnej komedii poszczególne pomysły na rozwój fabuły wykluwały się na gorąco, na podstawie szkiców koncepcyjnych.

„Czas Apokalipsy”

Produkcja Czasu Apokalipsy przeszła już do legend. Miała ona odzwierciedlać istne piekło na Ziemi, co zdecydowanie udzieliło się w atmosferze całego filmu. Ze względu na mnogość problemów (wśród nich m.in. pijani aktorzy, ataki serca, zniszczony plan zdjęciowy), znaczna część filmu była na bieżąco przerabiana. Dość powiedzieć, że Francis Ford Coppola kręcił Marlona Brando godzinami, bo ten nie był w stanie zapamiętać swoich kwestii. Martin Sheen też miał swoje za uszami – pamiętacie słynną scenę otwierającą, w której aktor w takcie This is the End The Doors, słania się na ekranie? On naprawdę był pijany i naprawdę się skaleczył. Scenariusz nie grał tu żadnej roli.

„Przed wschodem słońca”

Technicznie rzecz biorąc, film nie był improwizacją, pomimo plotek wynikających z jego realistycznej realizacji. Ale prawda jest taka, że Richard Linklater dawał dwójce aktorów ogromną swobodę działania. Scenariusz pełnił tu zatem jedynie punkt wyjścia, był zresztą nieustannie zmieniany, nawet po starcie zdjęć. Z racji żywej realizacji Ethan Hawke i Julie Delpy do końca nie wiedzieli, jak zakończy się historia ich bohaterów. Może właśnie dlatego przekuło się to na wyjątkowość filmu i jego sequeli?

Jakub Piwoński

Jakub Piwoński

Kulturoznawca, pasjonat kultury popularnej, w szczególności filmów, seriali, gier komputerowych i komiksów. Lubi odlatywać w nieznane, fantastyczne rejony, za sprawą fascynacji science fiction. Zawodowo jednak częściej spogląda w przeszłość, dzięki pracy jako specjalista od promocji w muzeum, badający tajemnice początków kinematografii. Jego ulubiony film to "Matrix", bo łączy dwie dziedziny bliskie jego sercu – religię i sztuki walki.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA