search
REKLAMA
Recenzje

PRACUJĄCA DZIEWCZYNA (1988). Kobiety wiedzą, jak sobie radzić

Berenika Kochan

3 kwietnia 2017

REKLAMA

Trudno oceniać film sprzed niespełna trzech dekad wedle nowoczesnych kryteriów. Dziś oczekujemy nieprzewidywalności, nowatorstwa w niemal każdym aspekcie ruchomego obrazu. Komedie romantyczne z końca lat osiemdziesiątych szereguję zatem według wzoru: przyjemnie się patrzy, nieprzyjemnie się patrzy. I mimo że niemal każdego kroku Tess McGill możemy domyślić się od początku filmu, stwierdzam: ogląda się bardzo miło.

Pracująca dziewczyna Mike’a Nicholsa (twórcy oscarowego Absolwenta, którego niedawno przypomnieliśmy na naszych łamach) to historia sekretarki (w tej roli jeszcze naturalna i apetyczna Melanie Griffith), która dość już ma pracy w mizoginistycznym środowisku. Tess zna się na finansach, do tego wyłapuje z prasy codziennej interesujące zjawiska społeczne, więc głowę ma pełną pomysłów… Jak na złość nikt nie chce ich wysłuchać. Nastawienie do Tess najlepiej pokazuje Bob Speck (Kevin Spacey): tak naprawdę to nie szukam asystentki, ale może się zabawimy? Szansą dla zdolnej McGill jest przeniesienie pod skrzydła Katharine Parker (znakomita Sigourney Weaver) – kobiety, która w końcu daje jej szansę na rozwój i… kradnie wyjątkowy pomysł.

Intryga do dnia dzisiejszego przerabiana setki razy? To nic, nawet jeśli każdy z wątków widzieliśmy już w innych filmach. Prostą, acz wizualnie bardzo ładną (ach, ten Nowy Jork!) fabułę rekompensuje znakomita gra aktorska i wtrącone przez reżysera “smaczki”. Nawet niewprawne oko zauważy, że Griffith, Weaver i Harrison Ford grają z charakterystyczną dla tamtego okresu, nieco leniwą i arystokratyczną manierą. Aczkolwiek nie sztucznie, a bardzo wyraziście i przekonująco. Na uwagę zasługuje poboczna rola Joan Cusack. Posiadaczka jednej z najbardziej plastycznych aktorskich twarzy wykreowała niezwykle barwną postać drugoplanową, za którą zyskała pierwszą w karierze nominację do Oscara.

Tess i Cyn

Z obsady wykluczyłabym natomiast Aleca Baldwina, który w Pracującej dziewczynie miał chyba pełnić rolę przystojnego (kwestia sporna) rekwizytu.

Zdziwić może podejście bohaterów w obrazie nieżyjącego już Nicholsa do kwestii damsko-męskich. Odnoszę wrażenie, że w komediach romantycznych z lat osiemdziesiątych uczucie było niezwykle proste, przebiegało według reguły: kochamy się, okej; zastaję cię w łóżku z koleżanką, ojej (nawet łzy nie otrę, popatrzę smutno w ocean); poznaję innego, jesteśmy razem, kocham go. Bez zbędnych rozmów i analizy emocji. Schemat z czasów, gdy na ekranie można było wszystko uprościć.

Jack Trainer i Katharine Parker

Kolejne punkty planu wydarzeń przebiegają jednak w atmosferze niezwykle miłej, okraszone scenami, które na stałe powinny wejść do historii kina: Tess odkurzająca chybcikiem mieszkanie w samych pantalonach czy szamoczący się z nieodpiętymi rękawami koszuli Jack Trainer. Niezapomniane są również cytaty typu

What can I get you? Coffee? Tea? Me? (Cyn) / Co podać? Kawę? Herbatę? Siebie?

czy

I have brains for bussiness and body for sin. (Tess) / Mam głowę do interesów i ciało do grzechu.

Pracująca dziewczyna Mike’a Nicholsa narobiła szumu na gali oscarowej w 1989 roku. Nominowany w sześciu kategoriach film (dla najlepszego reżysera, najlepszego filmu, najlepszej aktorki pierwszoplanowej, do tego dwie nominacje dla najlepszej aktorki drugoplanowej) statuetkę otrzymał za najlepszą piosenkę oryginalną: Let the River Run Carly Simon, pokonując znakomitą balladę Boba Telsona Calling You wykorzystaną w filmie Bagdad Cafe.

Klasyki komedii romantycznej, takie właśnie jak Pracująca dziewczyna, prócz historii, gry aktorskiej, charakteryzacji, scenografii i montażu niosą wartość dodaną: ciekawą lekcję historii społecznej i… przynajmniej mojemu pokoleniu – sentyment. Czy nie takie filmy emitowała wieczorami telewizja w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych? Sporo o ówczesnych trendach mówią puszyste tapiry, powieki wymalowane kilkoma kolorami cieni aż do brwi i bufiaste bluzki – dziś filmowe stroje i makijaże uznano by za mistrzostwo charakteryzacji. Znakiem lat osiemdziesiątych są również przyzwoite sceny. Urywają się w filmie tam, gdzie dziś mogłyby trwać nawet przed dwudziestą drugą.

I dla dzisiejszego widza Pracująca dziewczyna to komedia solidna. Można się pośmiać, kibicować bohaterom tak bezpiecznie, bez poruszania dalej położonych strun emocji. Można się nawet utożsamić (prawie trzydzieści lat później, sic!) z uciskaną przez męskie i pracownicze środowisko główną bohaterką, wynosząc z jej historii lekcję dla siebie. Cóż więcej? Mnie się podobało, polecam na wieczór.

korekta: Kornelia Farynowska

REKLAMA