PEŁNIA ŻYCIA. Laurka ku chwale miłości
Pełnia życia to film umiarkowanych przymiotników: ładny, poprawny, wyważony. Historia Robina Cavendisha, brytyjskiego handlarza herbatą zaatakowanego przez polio, to idealny temat na gładki debiut – najwyraźniej z takiego właśnie założenia wyszedł Andy Serkis. Aktor, który do historii kina przeszedł dzięki technologii motion capture (to on „stoi” za Gollumem z Władcy pierścieni i Caesarem z nowej trylogii Planety małp), na początek swojej reżyserskiej przygody wybrał film, który wzrusza, choć nie porusza.
Robin Cavendish (Andrew Garfield) był młodym, silnym mężczyzną, któremu w życiu wychodziło niemal wszystko – po służbie wojskowej założył z przyjacielem firmę zajmującą się handlem herbatą, dzięki czemu podróżował do egzotycznych zakątków globu, a usidlenie młodej damy, która wpadła mu w oko, zajęło mu jakieś kilka minut. Po ślubie z Diane (budująca na sukcesie The Crown Claire Foy) Cavendish po raz kolejny zamierzał wyjechać w interesach, tym razem do Kenii. Wbrew ówczesnym zwyczajom nowożeńcy postanowili, że do Nairobi wybiorą się wspólnie i spędzą tam kilkanaście miesięcy. Na afrykańskiej ziemi Diane zaszła w ciążę, a państwo Cavendishowie powoli przymierzali się do powrotu do Wielkiej Brytanii. Wtedy Robina zaatakowała choroba – przenoszące się drogą kropelkową polio sparaliżowało 28-letniego wówczas mężczyznę od szyi w dół, uniemożliwiając mu nie tylko poruszanie się, ale i oddychanie. Z tego właśnie powodu Cavendish stał się „responautą”, jak nazywa się pacjentów oddychających tylko dzięki wsparciu mechanicznego respiratora. Choć dawano mu tylko kilka miesięcy życia, Robin nie dał się chorobie i przeżył z nią ponad 30 lat, nie tracąc niemal ani jednej ważnej chwili z życia swojej rodziny.
To, że Cavendishowi udało się przeżyć tak długo, to tylko jedna strona medalu. Druga to jego pragnienie śmierci, towarzyszące mu od momentu usłyszenia diagnozy. Przykuty do szpitalnego łóżka w przededniu narodzin swojego pierworodnego syna, Robin popadł w stan, przy którym depresja wydaje się ledwie łagodną chandrą. Nie mogąc wziąć na ręce czy przytulić potomka, nie będąc w stanie odwzajemnić ciepła kochającej żonie, Cavendish coraz mocniej zapadał się w sobie, by wreszcie wyszeptać ledwie słyszalnym głosem: pozwólcie mi umrzeć. Chciał odejść, gdyż nie było żadnej nadziei na wyzdrowienie, ani nawet na zauważalną poprawę jego stanu zdrowia. Wizja lekarzy była okrutna: Robin umrze za kilka miesięcy i nigdy nie zobaczy, jak dorasta jego syn. Chcąc oszczędzić sobie i innym cierpienia, Cavendish prosił o odłączenie aparatury. Nie było to jednak możliwe z dwóch powodów: pierwszym były szpitalne przepisy, drugim – Diane Cavendish, która nie chciała słuchać żadnych argumentów męża. Poświęciła się w całości opiece nad nim, nie użalając się jednak nad chorym, lecz robiąc wszystko, by ten czuł się pełnoprawnym członkiem rodziny i środowiska.
Podobne wpisy
Bardzo przyjemnie patrzy się na małe triumfy Robina: gdy wbrew zakazom dyrektora szpitala udaje się przewieźć go do domu albo wtedy, gdy zaprzyjaźniony profesor-inżynier konstruuje – według projektu Cavendisha – wózek z akumulatorem pozwalającym na przemieszczanie się „responautów” wraz z niezbędnym do ich przeżycia respiratorem. Mimo swojego stanu i dzięki wysiłkom najbliższych Robin na powrót zyskuje chęć do życia, a także do walki o prawa dla wszystkich przykutych do łóżek pacjentów na całym świecie. Pełnia życia ukazuje bohatera, który nie ugiął się pod ciężarem choroby, choć był tego bliski – nie ulega wątpliwości, że prawdziwie pierwszoplanową bohaterką jest tutaj Diane, której Claire Foy nadaje niezwykłą siłę i szlachetność. Film Serkisa, który można określić jako wypadkową Teorii wszystkiego (2014) Jamesa Marsha i W stronę morza (2004) Alejandro Amenábara, jest krzepiącą i inspirującą historią, ale do bólu uproszczoną. Mimo blisko dwugodzinnego metrażu nie znaleziono tu miejsca na uwiarygodnienie postaci poprzez pozwolenie im – zwłaszcza Diane – na chwile słabości. Pełnia życia została skrojona tak, by opowiadać o wielkości swych bohaterów, nie zaś o tym, że oni także byli zwykłymi śmiertelnikami. I choć nikt nie śmiałby po seansie z filmem Serkisa podważać siły i odwagi państwa Cavendish, chyba każdy z nas wolałby obejrzeć biografię nieco bliższą życiu niż pochwalnej laurce, ale ostateczny ton filmu zawdzięczamy zapewne producentowi Jonathanowi Cavendishowi, synowi Robina.
Pełnia życia to idealny film na zimę – ciepło i pozytywna energia płynące z niemal każdego ujęcia będą w stanie ogrzać widzów w nawet najzimniejsze wieczory. W debiucie Andy’ego Serkisa brakuje jednak czegoś, co odróżniałoby tę bardzo poprawną biografią od setek podobnych jej dzieł. Być może jednak taktyka debiutanta okazała się słuszna – nakręcił nienaganny warsztatowo film z dobrze poprowadzoną obsadą i pięknymi zdjęciami, potwierdzając, że tajniki reżyserii nie są mu obce. Na wizjonerstwo przyjdzie jeszcze czas.
korekta: Kornelia Farynowska
https://www.youtube.com/watch?v=Lr4B64d7EOU