OCZY DIABŁA. Patryk Vega wygrywa ze ZŁYM
Po pierwszych 20 minutach filmu chciałem wyłączyć telewizor, zapomnieć, wyprzeć to, co zaserwował mi Patryk Vega. Po chwili jednak przypomniałem sobie, że to by przecież była ucieczka, wyraz jakiegoś makabrycznego tchórzostwa, spowodowanego bardziej formą przekazu niż zaprezentowanymi w Oczach diabła dowodami na proceder handlu dziećmi. Musiałem się więc przekonać, co nowego i faktycznie budzącego społeczną świadomość ma do zaproponowania w temacie reżyser Polityki. Temat sprzedawania dzieci do burdeli i na narządy nie jest przecież nowy. Vega nie odkrył nagle jakiejś mrożącej krew w żyłach tajemnicy poliszynela czy ogólnoświatowego spisku. Od co najmniej 15 lat w polskich mediach co jakiś czas ukazują się filmy dokumentalne na temat mafii transplantacyjnej działającej na terenie byłych jugosłowiańskich republik, w Palestynie, Brazylii i za naszą zachodnią granicą, nie wspominając już o programach zagranicznych i Internecie.
Patryk Vega od pierwszych minut stawia na szokowanie i granie na najprostszych emocjach. Zaczyna od prawdziwego ciosu wymierzonego w twarz tych wszystkich widzów, którzy mają małe dzieci. W stylu pasującym do horroru, przy akompaniamencie mrocznej muzyki, przedstawia nam matkę nienarodzonego jeszcze, bezimiennego dziecka, która zdecydowała się je sprzedać, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że noworodek albo trafi do pedofilskiego burdelu, albo zostanie dosłownie rozebrany z przydatnych narządów za grube setki tysięcy euro. Przy czym Vega już na samym początku dumnie komunikuje, że zamierza uratować dziecko. Nadaje mu nawet imię – Marcelina – żeby nie było traktowane jak bezosobowy towar. To, co mówi matka, a także wyrachowana pośredniczka, jest naprawdę przerażające. Dziecko trafia najpierw do tzw. odchowania – o ile nie ma ekspresowego zlecenia na jakiś narząd – a potem, w wieku 3–4 lat, do burdelu dla pedofilskich VIP-ów. Zboczeńcy za pieniądze mogą zrobić z maleństwem, co chcą, nawet zamordować je w trakcie seksu. Jeśli zaś ono jakimś cudem przeżyje i jest w dobrym stanie, to znaczy nie zostało zmaltretowane ani zbytnio wyniszczone podawaniem narkotyków, trafia na mieszczącą się w tym samym budynku co burdel (tzw. willa) salę operacyjną, gdzie pobiera się narządy. Serce jest np. warte 70 000 euro. Najbardziej chodliwe prócz niego są wątroba i rogówki. W Polsce podobno również znajduje się takie miejsce – działa w Trójmieście.
Podobne wpisy
Kropką nad i w mrożącej historii opowiedzianej przez Vegę jest jego spotkanie z polskim handlarzem dziećmi, który dostarcza towar do burdeli za zachodnią granicą. Gość nie ma hamulców. Opowiada ze szczegółami, co klienci robią dzieciom. Słyszymy o stosunkach udowo-pośladkowych, ssaniu penisów, rozrywaniu pochew kilkuletnich maluchów, duszeniu ich podczas stosunku i innych makabrycznych szczegółach, podanych widzowi w sposób językowo najbardziej potoczny i brutalny, w jaki się da. I tutaj „powstaje”, niczym wyrocznia, boski rycerz Patryk Vega, niby jako dokumentalista, podjudzający dodatkowo handlarza, żeby ten powiedział więcej i ostrzej, a jednak nie do końca. Vega zaczyna sugerować widzowi, że spogląda w oczy diabła, konwersuje z przedstawicielem złego, wchodzi z nim w grę. Co chwila pojawiają się przerywniki, gdzie twarz Vegi wypełnia cały kadr i niemal jak Kaszpirowski recytuje on podniosłe kwestie, w których opowiada, co zamierza i jaki on sam jest wspaniały. To nie do pomyślenia w bezstronnej dokumentalistyce, żeby wykorzystywać ją do budowania własnego, podszytego religijną misją wizerunku.