HORRORY FOLKLORYSTYCZNE, o których istnieniu NIE MIELIŚCIE POJĘCIA
Rozważania na temat horroru folklorystycznego (ang. folk horror) warto zacząć od stwierdzenia, że nazwa ta wynika z konkretnego znaczenia, jakie jest obudowane wokół terminu folk, oznaczającego lud. Pojęcie to nie przyjęło się jednak na polskim gruncie, jak to miało miejsce chociażby w przypadku Wielkiej Brytanii czy obecnie w Stanach Zjednoczonych, stanowiąc wyłącznie ekwiwalent anglojęzycznego wyrażenia. Horror ludowy rozgrywa się w scenerii wiejskiego krajobrazu. Takie aspekty jak przemoc, strach czy groza nie stanowią domeny osób będących na zewnątrz, lecz bardziej jednostek znajdujących się wewnątrz tzw. zamkniętego kręgu kulturowego. Dlatego cała społeczność zostaje wpisana w ciąg niekończących się rytuałów, czarów, klątw oraz wiejskich wierzeń, które przenoszone są na nieproszonych gości z zewnątrz. Z racji tego, że nie ma możliwości zaprezentowania jednolitej definicji horroru folklorystycznego, warto odwołać się do założeń przedstawionych przez Adama Scovella, który w 2014 roku przedstawił główne elementy świadczące o tym, że dana produkcja może zostać uznana za przedstawiciela gatunku, jakim jest horror ludowy. To przede wszystkim skoncentrowanie się na podstawowych aspektach, jakimi są: krajobraz, izolacja, wypaczone przekonania moralne oraz zdarzenie, czyli po angielsku happening, które najczęściej przejawia charakter gwałtowny i drastyczny, oznaczając śmierć, szaleństwo bądź rytualną ofiarę. Ponieważ horrorem folklorystycznym zajmuję się w ramach mojej pracy badawczej, postanowiłam przybliżyć Wam kilka pozycji, o których istnieniu mogliście nie mieć pojęcia, a już na pewno nie wiedzieliście, że są one horrorami folklorystycznymi.
Biały ren (1952)
Tak jak wiele jest dat dotyczących powstania gatunku, jakim jest horror folklorystyczny, tak i nurt ten rozwijał się w odmienny sposób w różnych częściach świata, w różnym czasie. Biały ren to nie tylko fiński klasyk, który pojawił się m.in. na festiwalu w Cannes, ale przede wszystkim zdobywca Złotego Globu dla najlepszego filmu obcojęzycznego. Sama fabuła koncentruje się na ludowej opowieści, gdzie Laplander Pirita – główna bohaterka – sfrustrowana długą nieobecnością swojego męża, pasterza reniferów, szuka pomocy u lokalnego szamana. Ten jednak zamienia ją w tytułowego białego jelenia, demoniczną postać pijącą ludzką krew niczym wampir. Produkcja oferuje prawdziwą grozę wypełnioną po brzegi realizmem magicznym i pięknymi ujęciami.
To przykład zapomnianego folk horroru, który czerpie pełnymi garściami właśnie z ludowych opowieści danego regionu oraz bajek. Dzieło to iście niepokojące i na wskroś dziwne, próbujące zgłębić starsze oraz mroczniejsze opowieści głęboko zakorzenione w ludowej świadomości. Film został nakręcony w północnej części Finlandii, gdzie śnieżne pustkowia wydają się ciągnąć bez końca. Reżyser stara się do cna wykorzystać okoliczności przyrody, którymi dysponuje, sprawiając, że nawet cienie rzucane przez chmury przebierają złowieszcze wręcz kształty, przypisując tym samym cechę wrogości czemuś tak z pozoru niewinnemu, jak otaczający nas krajobraz, co z kolei wpisane jest w rozumienie horroru folklorystycznego, którego jednym z elementów jest właśnie złowieszcza sceneria.
Assault (1971)
Brytyjska niepozorna produkcja wyróżnia się na tle innych tego typu, a w szczególności – moim zdaniem – daje podwaliny pod brytyjski nurt horroru folklorystycznego, który rozpoczął się wraz z takimi kultowymi filmami jak Kult (1973) czy Pogromca Czarownic (1968). Warto zaznaczyć, że w Wielkiej Brytanii produkcja funkcjonowała pod tytułem W diabelskim ogrodzie. Reżyser Sidney Hayers znany jest z innego klasycznego folk horroru – Nocy orła (1962), niemniej jednak jego kolejne dzieło powstałe prawie dekadę później także czerpie pełnymi garściami z niepokojących, ludowych opowieści, choć w tym przypadku mamy do czynienia z dużo bardziej „obskurnym” wydaniem. Fabuła koncentruje się początkowo na atakach na uczennice, które są gwałcone, jednak sprawca nie poprzestaje na tym i w końcu jedna z dziewczyn zostaje zamordowana. Całe wydarzenie obserwuje jedna z wcześniejszych ofiar, którą trauma pozostawiła w stanie katatonicznym. Drugim ze świadków jest nauczycielka, która zeznaje, że podejrzany wyglądał jak diabeł, przez co nie zostaje potraktowana poważnie przez członków społeczności.
Niezwykle podoba mi się podejście reżysera, który z premedytacją kadruje film w taki, a nie inny sposób, niejako sugerując widzowi, że sprawca zbrodni może faktycznie należy do zjawisk nadprzyrodzonych. Do tego dorzućmy tendencję z początku lat 70. XX wieku, gdzie im więcej brudu i okultyzmu na ekranie, tym lepiej. Produkcja zaczyna się jak porządny thriller kryminalny, a kończy jako jeden z najlepszych horrorów tamtej dekady. Oczywiście filmowi można zarzucić posługiwanie się kilkoma śmiesznymi w moim przekonaniu zwrotami fabularnymi, ale w ostatecznym rachunku to dobrze zagrany, świetnie nakręcony horror folklorystyczny z kilkoma naprawdę upiornymi scenami. To produkcja, która zdecydowanie zasługuje na więcej uwagi.
The Appointment (1981)
Każdy, kto pamięta świetny występ aktora Edwarda Woodwarda w Kulcie z 1973 roku, pewnie zdziwi się, że ten przez prawie kolejną dekadę unikał występowania w horrorach, a w szczególności w horrorach folklorystycznych. Zmieniło się to dopiero w roku 1981, kiedy to reżyser dzieła, Lindsey C. Vickers, zachęcił go do wystąpienia w jego jedynym pełnometrażowym filmie. Vickers, zanim nakręcił The Appointment, na przestrzeni lat 70. XX wieku pracował przy wielu dziełach brytyjskiej wytwórni Hammer. Biorąc pod uwagę zawirowania na brytyjskim rynku filmowym w tamtym okresie, aż dziw bierze, że produkcja otrzymała potrzebne fundusze i mogła w ogóle powstać. Trzeba mieć jednak na uwadze, iż wydana została od razu na kasetach VHS w związku z boomem, jaki przeżywał wtedy rynek video. Dziś legalnie można ją obejrzeć na platformie YouTube pod poniższym linkiem.
Jeśli liczycie na to, że można ją wpisać w jakiekolwiek ramy filmowe, to jesteście w błędzie; tu praktycznie wszystko może się wydarzyć. Szczególnie że główny bohater Ian zaczyna doświadczać dziwnego przeczucia odnośnie do wypadku samochodowego spowodowanego przez – uwaga, uwaga – tajemnicze psy. Wiele osób porównuje produkcję do Omenu z 1976 roku w reżyserii Richarda Donnera i mają po części rację. To jednak przede wszystkim horror folklorystyczny koncentrujący się na eksploracji takich elementów jak: izolacja, złowieszczy krajobraz, wypaczone przekonania danej społeczności oraz „supernaturalne” wydarzenia wiodące do krwawego zakończenia.