search
REKLAMA
Recenzje

O YETI! Dobrze, ale na skróty

Maciej Niedźwiedzki

13 października 2019

REKLAMA

Nastoletnia Yi w trakcie wakacji chwyta się każdej drobnej robótki, jaka tylko wpadnie jej w ręce. Rano wyprowadzi sąsiadce gromadkę psów, wieczorem na zapleczu restauracji wypróżni kubły ze śmieciami, a w międzyczasie zaopiekuje się niesfornym dzieckiem podczas nieobecności rodziców. Gdy wraca do domu, jest wyczerpana, ale szczęśliwa. W jej kieszeni szeleszczą banknoty. Znowu będzie mogła trochę odłożyć na wymarzoną podróż dookoła Chin.

W prologu filmu poznamy jeszcze kilka istotnych informacji o głównej bohaterce. Reżyserce, Jill Culton, bardzo zależy, by Yi była wiarygodną, kompletną i interesującą postacią. Dziewczyna ma charakter samotniczki, niechętnie wchodzi w interakcje z rówieśnikami i lubi skrywać swoje tajemnice. Wciąż jednak mieszka z troskliwą mamą i nadopiekuńczą babcią, a najważniejszą rzeczą dla Yi jest pamieć o przedwcześnie zmarłym ojcu. Ciągle nie pogodziła się z tą stratą i często wyraża drzemiącą w niej tęsknotę. Rekwizytem i nośnikiem wspomnień o nieobecnym rodzicu są dla Yi skrzypce, które dostała od ojca. W futerale na instrument nasza bohaterka trzyma zdjęcia z miejsc odwiedzonych przez ukochanego tatę w trakcie jego podróży.

o yeti

Jak to jednak bywa w animowanym kinie przygodowym, twórców znacznie bardziej od podróży w głąb postaci będzie zajmowała ta naprzód: wyrażana przez pościgi, ucieczki i pogonie. Wszystko za sprawą zaskakującego wydarzenia. Mianowicie Yi na dachu kamienicy, gdzie ma swoją kryjówko-samotnię, znajduje rannego, przestraszonego potwora yeti. Oczywiście szybko okazuje się, że zwierze jest łagodnie usposobione i dodatkowo wymaga opieki. Yi zdaje sobie sprawę, że Everest (stwór dostaje takie imię) nie może długo zostać w tym miejscu. Musi szybko wrócić do naturalnego dla siebie środowiska: na himalajskie szczyty. Ratownicza misja jest jeszcze trudniejsza, ponieważ yeti jest poszukiwany przez uzbrojonych i zawziętych pracowników pewnego laboratorium, z którego niedawno szczęśliwie udało mu się uciec.

O Yeti! w całej rozciągłości jest dość schematyczną i zachowawczą rodzinną animacją, w znikomym stopniu proponującą coś ponad to. Twórcy na pierwszy plan wysuwają rodzinne wątki i zgodnie z tym kluczem zestawiają ze sobą bohaterów. W przypadkach Yi i Everesta chodzi o odzyskanie poczucia emocjonalnego bezpieczeństwa. By je osiągnąć, muszą przeskoczyć (bądź przelecieć) nad licznymi kłodami stawianymi pod ich nogami przez reżyserkę. Dla Jill Culton bardzo cenionymi i wychwalanymi umiejętnościami są samodzielność czy zaradność. Twórcy z zachwytem opowiadają więc o Yi, która jest zdeterminowana, by osiągnąć sukces. Niewiele mniej uwagi poświęcają Jinowi – jednemu z kompanów jej podróży – początkowo będącemu rozpuszczonym i przyspawanym do smartfona mieszczuchem. Chłopak dowie się, do jak wielu rzeczy jest tak naprawdę zdolny. Nawet w najbardziej wymagających warunkach.

o yeti

Animacja Dreamworks nie ma niestety w sobie zbyt wiele twórczej werwy. Na planie fabuły podąża sprawdzoną ścieżką, przeplatającą motywy z King Konga czy zeszłorocznego Praziomka od Laiki. Niestety O Yeti! momentami sprawia wrażenie filmu robionego dość mechanicznie i w pośpiechu. Akcja kilkukrotnie jest dość sztucznie popychana do przodu. Twórcy, nie wiedząc, jak wybrnąć z danej sytuacji, niejednokrotnie wybrali najprostsze rozwiązania. Ta przypadłość wiąże się głównie z nadprzyrodzonymi mocami tytułowego stwora, które w tym samym stopniu służą reżyserce, by zaskoczyć nas możliwościami Everesta, co są wygodnym, ale leniwym scenariuszowym narzędziem, pozwalającym dowolnie przerzucać bohaterów w nowe lokacje. W trakcie seansu zadałem sobie pytanie, czy przypadkiem nad zespołem pracującym nad O Yeti! nie wisiał zbyt bliski deadline. Z jakiegoś powodu bowiem kilkukrotnie wyraźnie poszli na skróty.

Dla mającego nierówną formą Dreamworks O Yeti! jest animacją reprezentującą stany średnie. Patrząc na dorobek amerykańskiego studia w ostatnich latach, ich najnowszej produkcji na pewno daleko do narracyjnej i światotwórczej klasy serii Jak wytresować smoka czy KrudówNie zbliża się ona również do poziomu kuriozalnych tytułów jak Dom bądź Turbo. Założę więc życzeniowo, że O Yeti! nie jest wpadką, ale obiecującym prognostykiem na przyszłość.

Maciej Niedźwiedzki

Maciej Niedźwiedzki

Kino potrzebowało sporo czasu, by dać nam swoje największe arcydzieło, czyli Tajemnicę Brokeback Mountain. Na bezludną wyspę zabrałbym jednak ze sobą serię Toy Story. Najwięcej uwagi poświęcam animacjom i festiwalowi w Cannes. Z kinem może równać się tylko jedna sztuka: futbol.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA