O YETI! Dobrze, ale na skróty
Nastoletnia Yi w trakcie wakacji chwyta się każdej drobnej robótki, jaka tylko wpadnie jej w ręce. Rano wyprowadzi sąsiadce gromadkę psów, wieczorem na zapleczu restauracji wypróżni kubły ze śmieciami, a w międzyczasie zaopiekuje się niesfornym dzieckiem podczas nieobecności rodziców. Gdy wraca do domu, jest wyczerpana, ale szczęśliwa. W jej kieszeni szeleszczą banknoty. Znowu będzie mogła trochę odłożyć na wymarzoną podróż dookoła Chin.
W prologu filmu poznamy jeszcze kilka istotnych informacji o głównej bohaterce. Reżyserce, Jill Culton, bardzo zależy, by Yi była wiarygodną, kompletną i interesującą postacią. Dziewczyna ma charakter samotniczki, niechętnie wchodzi w interakcje z rówieśnikami i lubi skrywać swoje tajemnice. Wciąż jednak mieszka z troskliwą mamą i nadopiekuńczą babcią, a najważniejszą rzeczą dla Yi jest pamieć o przedwcześnie zmarłym ojcu. Ciągle nie pogodziła się z tą stratą i często wyraża drzemiącą w niej tęsknotę. Rekwizytem i nośnikiem wspomnień o nieobecnym rodzicu są dla Yi skrzypce, które dostała od ojca. W futerale na instrument nasza bohaterka trzyma zdjęcia z miejsc odwiedzonych przez ukochanego tatę w trakcie jego podróży.
Jak to jednak bywa w animowanym kinie przygodowym, twórców znacznie bardziej od podróży w głąb postaci będzie zajmowała ta naprzód: wyrażana przez pościgi, ucieczki i pogonie. Wszystko za sprawą zaskakującego wydarzenia. Mianowicie Yi na dachu kamienicy, gdzie ma swoją kryjówko-samotnię, znajduje rannego, przestraszonego potwora yeti. Oczywiście szybko okazuje się, że zwierze jest łagodnie usposobione i dodatkowo wymaga opieki. Yi zdaje sobie sprawę, że Everest (stwór dostaje takie imię) nie może długo zostać w tym miejscu. Musi szybko wrócić do naturalnego dla siebie środowiska: na himalajskie szczyty. Ratownicza misja jest jeszcze trudniejsza, ponieważ yeti jest poszukiwany przez uzbrojonych i zawziętych pracowników pewnego laboratorium, z którego niedawno szczęśliwie udało mu się uciec.
O Yeti! w całej rozciągłości jest dość schematyczną i zachowawczą rodzinną animacją, w znikomym stopniu proponującą coś ponad to. Twórcy na pierwszy plan wysuwają rodzinne wątki i zgodnie z tym kluczem zestawiają ze sobą bohaterów. W przypadkach Yi i Everesta chodzi o odzyskanie poczucia emocjonalnego bezpieczeństwa. By je osiągnąć, muszą przeskoczyć (bądź przelecieć) nad licznymi kłodami stawianymi pod ich nogami przez reżyserkę. Dla Jill Culton bardzo cenionymi i wychwalanymi umiejętnościami są samodzielność czy zaradność. Twórcy z zachwytem opowiadają więc o Yi, która jest zdeterminowana, by osiągnąć sukces. Niewiele mniej uwagi poświęcają Jinowi – jednemu z kompanów jej podróży – początkowo będącemu rozpuszczonym i przyspawanym do smartfona mieszczuchem. Chłopak dowie się, do jak wielu rzeczy jest tak naprawdę zdolny. Nawet w najbardziej wymagających warunkach.
Animacja Dreamworks nie ma niestety w sobie zbyt wiele twórczej werwy. Na planie fabuły podąża sprawdzoną ścieżką, przeplatającą motywy z King Konga czy zeszłorocznego Praziomka od Laiki. Niestety O Yeti! momentami sprawia wrażenie filmu robionego dość mechanicznie i w pośpiechu. Akcja kilkukrotnie jest dość sztucznie popychana do przodu. Twórcy, nie wiedząc, jak wybrnąć z danej sytuacji, niejednokrotnie wybrali najprostsze rozwiązania. Ta przypadłość wiąże się głównie z nadprzyrodzonymi mocami tytułowego stwora, które w tym samym stopniu służą reżyserce, by zaskoczyć nas możliwościami Everesta, co są wygodnym, ale leniwym scenariuszowym narzędziem, pozwalającym dowolnie przerzucać bohaterów w nowe lokacje. W trakcie seansu zadałem sobie pytanie, czy przypadkiem nad zespołem pracującym nad O Yeti! nie wisiał zbyt bliski deadline. Z jakiegoś powodu bowiem kilkukrotnie wyraźnie poszli na skróty.
Dla mającego nierówną formą Dreamworks O Yeti! jest animacją reprezentującą stany średnie. Patrząc na dorobek amerykańskiego studia w ostatnich latach, ich najnowszej produkcji na pewno daleko do narracyjnej i światotwórczej klasy serii Jak wytresować smoka czy Krudów. Nie zbliża się ona również do poziomu kuriozalnych tytułów jak Dom bądź Turbo. Założę więc życzeniowo, że O Yeti! nie jest wpadką, ale obiecującym prognostykiem na przyszłość.