NIEDOBRANI. Może i niedobrani, ale bardzo zabawni
Komedie Jonathana Levine’a to uprzyjemnniacze, które trzymają się na mocnym komentarzu społecznym, nie tracąc przy tym z radaru ciepła oraz delikatnej głupkowatości. O czymkolwiek amerykański reżyser opowiada, a były to już tematy tak ciężkie jak traumy rodzinne lub walka z nowotworem, robi to zarówno z szacunkiem do problemu, jak i wnikliwym dowcipem. Niedobranych wprawdzie można nazwać kolejną komedią z Sethem Rogenem, ale jeśli ktokolwiek potraktuje to jako przytyk, może być mocno zaskoczony tym, ile dobra tkwi w tym błyskotliwym i sercowym filmie, który zdaje się zauważać o wiele więcej, niż sugerowałby opis fabuły.
A sprawa jest prosta – to komedia romantyczna, więc mężczyzna pragnie kobiety, lecz, rzecz jasna, coś stoi na przeszkodzie, jakaś wysoka, klasowa życióweczka. Fred Flarsky, bezrobotny dziennikarz z niewyparzoną gębą, ale bardzo pogodnym usposobieniem, postanawia jeszcze raz wystartować do swojego obiektu młodzieńczych westchnień, Charlotte. W teorii takie powroty są trudne, ludzie się zmieniają, ich drogi się rozchodzą, a świat nie stoi w miejscu, tym razem sprawa jest nieco bardziej skomplikowana – kobieta nie jest już nastolatką zajmującą się cudzymi dziećmi (kiedyś była nianią Freda), ale sekretarzem stanu, który kandyduje na prezydenta. Dziwnym zrządzeniem losu Fred jednak dostaje szansę na pracę u boku kobiety, a otoczona bufonami Charlotte również ma słabość do dobrodusznego, ale nieco zagubionego mężczyzny. Romans i skandal wiszą w powietrzu.
Podobne wpisy
Widzowie tymczasem oczywiście to wszystko znają z innych seansów, ale Niedobrani w humorystyczny sposób to komentują. „Ona jest jak Richard Gere, a ty jak gruba Julia Roberts” – słyszy Fred, gdy zwierza się ze swojego problemu miłosnego przyjacielowi granemu przez O’Sheę Jacksona jr. Oczywiście generuje to mnóstwo żartów z kategorią wiekową R, a amatorzy scen wygłupów narkotykowych oraz dosadnego dowcipu językowego będą w tym romantycznym galimatiasie wyławiali dla siebie coraz to nowe tłuste kąski. Jednak Niedobrani są najbardziej interesujący wtedy, gdy opowiadają o stanie współczesnego amerykańskiego dziennikarstwa oraz roli spin doctorów w kreowaniu wizerunku prezydenta. Charlotte bowiem nie jest tak sprawną polityczną aktorką jak obecnie piastujący ten urząd Chambers, dawna gwiazda filmowa, w którą wciela się Bob Odenkirk; jej wymagania wobec mężczyzn są bardzo przyziemne, a gdzieś w głębi duszy odzywa się ta dziewczyna z sąsiedztwa, która dusi się w sztywnym gorsecie konwenansów. Komedia jest więc wypełniona sympatycznymi postaciami wierzącymi w ideały, choć potrzebującymi drogowskazów. Po drugiej stronie mamy bawiącego się rolą Andy’ego Serkisa wcielającego się w potentata mediowego, który trzyma w łapach nie tylko portale informacyjne, ale i los stłamszonego Freda. W tak skonstruowanym świecie rodzi się więc uczucie, które – mimo że szczere – ma niewielką szansę na powodzenie, choć chemia łącząca parę głównych bohaterów jest wyrazistsza niż w wielu produkcjach traktujących o miłości wbrew logice.
Cały ten komentarz o roli celebrytów w kształtowaniu opinii publicznej albo fasadzie, za którą skrywa się prawdziwa inżynieria polityczna (postać Chambersa jest bowiem wyraźnym żartem z medialnej persony, jaką obrał sobie Trump), nie byłby tak silny, gdyby nie solidne fundamenty aktorskie. O tym, że Rogen dobrze reaguje na wszystkich aktorów, obok których postawi go Levine, wiedzieliśmy już przy okazji 50/50, ale nowością jest tu Charlize Theron, która tworzy wraz z aktorem jedną z najsympatyczniejszych par w historii tak zwanych rom-komów. Jej wyczucie dowcipu jest nienaganne, czar osobisty niesamowity, a gładkość w przechodzeniu między scenami zabawnymi a dramatycznymi sprawia, że w serwowaną opowieść nie wdaje się nawet nutka fałszu mimo typowo hollywoodzkiego punktu wyjścia. Na taką komedię czekaliśmy wraz z nadejściem wiosny, no to proszę – przyszła i wzięła nasze serca z zaskoczenia.