NADEJDZIE DZIEŃ. Duńczycy w formie
Autorem tekstu jest Michał Kostrzewa.
Lata 60. XX wieku kojarzą się przede wszystkim z rewolucją seksualną, narodzinami subkultury hippisowskiej, wojną wietnamską i misją Apollo 11. W filmie Jespera W. Nielsena szczególną rolę odgrywa właśnie wątek kosmiczny. Reżyser poprzedza film przemową J.F. Kennedy’ego, w której prezydent Stanów Zjednoczonych oznajmia, że naród bierze sobie za cel, by w tej dekadzie wysłać człowieka na Księżyc. Ale to nie jest film o komosie. Ani nawet o Stanach Zjednoczonych.
Opowieść zaczyna się w Kopenhadze, ulicami której przechodzą demonstrujący ludzie. Wśród tłumu poznajemy Erika i Elmara, uciekających przed pracownikiem sklepu, z którego próbowali ukraść płyty, komiksy i pin-upowe porno. Bracia wagarują, wdają się w bójki z innymi dziećmi, nie uważają na lekcjach. Młodszy Elmar żyje z głową w chmurach i chce zostać astronautą. Ich ojciec popełnił samobójstwo, wychowanie chłopców spoczywa więc na barkach samotnej matki (Sonja Richter), która pracuje dorywczo, zalega z czynszem i jak sama twierdzi, zarabia mniej niż mężczyźni, choć wykonuje taką samą pracę i płaci takie same podatki jak oni. Poza tym choruje. W końcu jej stan zdrowia pogarsza się na tyle, że nie jest w stanie dłużej zajmować się Erikiem i Elmarem. Chłopcy trafiają do Gudbjerga, domu dziecka otoczonego surową przyrodą duńskich peryferii, nad którymi niebo zawsze jest szare i zachmurzone.
Dyrektor placówki (w tej roli świetny Lars Mikkelsen) uważa, że wychowankowie rozumieją tylko argument siły, dlatego w Gudbjergu, pomimo krajowego zakazu, nadal stosowane są kary cielesne.
Podobne wpisy
Film Nielsena jest dosłowny i brutalny. Pokazuje nie tylko samą przemoc, ale też to, jak łatwo można się do niej przyzwyczaić. Wychowankowie Gudbjerga nie reagują, kiedy innym dzieje się krzywda, są znieczuleni, a co poniektórzy świetnie odnajdują się w systemie placówki, żerując na słabszych i pobierając od nich dobra w postaci jedzenia i papierosów. W tych okolicznościach zbawienne okazuje się marzycielskie usposobienie Elmara, który czyta innym chłopcom listy od rodzin i wplata w ich treść niesamowite historie o kosmosie.
Zaskakująco dobrze sprawdzili się młodociani odtwórcy głównych ról, Albert Rudbeck Lindhardt i Harald Kaiser Hermann. Na drugim planie prym wiodą natomiast aktorzy szerzej znani publiczności (nie tylko duńskiej), Lars Mikkelsen i Sofie Gråbøl. Oboje zyskali popularność występując w Forbrydelsen Sørena Sveistrupa, który jest również autorem scenariusza do omawianego Nadejdzie dzień. Sofie Gråbøl odgrywa tu postać nowo zatrudnionej nauczycielki, która nie stosuje przemocy i staje się światełkiem w tunelu dla obdarzonego bujną wyobraźnią Elmara. Gråbøl zawłaszcza sobie uwagę widza i po raz kolejny udowodnia, że drzemie w niej ogromny potencjał. Wie o tym pewnie Lars von Trier, który obsadził ją w swoim nowym filmie zapowiadanym na 2018 rok.
Nadejdzie dzień opiera się na prawdziwych zdarzeniach, rozgrywających się w domu dziecka Godhavn i paru innych mu podobnych. Godhavn istnieje do dziś, a jego dawni wychowankowie zmagają się z depresją i uzależnieniami od substancji psychoaktywnych. To nie pierwszy raz, kiedy skandynawscy filmowcy sięgają po prawdziwe historie placówek dla młodych mężczyzn. Wystarczy wspomnieć nominowane do Oscara szwedzkie Zło (2003) albo norweską Wyspę skazańców (2010) ze Stellanem Skarsgårdem w roli głównej. Film Jespera W. Nielsena przywodzi też na myśl nagrodzone Złotym Lwem Siostry magdalenki (2002) produkcji irlandzkiej, opowiadające o nastolatkach zesłanych do azylu sióstr magdalenek. Różnica polega na tym, że Erik i Elmar są młodsi od bohaterów wyżej wspomnianych filmów. Obraz Nielsena staje się przez to ostrzejszy w wymowie, ale jednocześnie udowadnia, że w kryzysowych sytuacjach marzenia potrafią dodać otuchy. Nawet te najbujniejsze, o podróżach na Księżyc.