search
REKLAMA
Recenzje

LOCKE & KEY – SEZON 2. Zmarnowany potencjał na serial

Nowe Locke & Key ma swoje momenty, jednak ciekawsze aspekty, które zgłębiamy w pierwszych odcinkach, w dalszej części sezonu zostają całkowicie zepchnięte na dalszy plan.

Gracja Grzegorczyk-Tokarska

20 grudnia 2021

REKLAMA

Już po obejrzeniu pierwszego sezonu byłam sceptycznie nastawiona do kontynuacji i tak naprawdę zupełnie zapomniałam o sezonie drugim. Dalsze losy rodziny Locke były mi totalnie obojętne. Tajemnica stojąca za postacią ze studni nie sprawiła, że przez ostatni rok myślałam o niej w dzień i w nocy, a kolejne nieudane sezony Riverdale oraz Chilling Adventures of Sabrina utwierdziły mnie w przekonaniu, że trudno zrobić dobry serial młodzieżowy z dreszczykiem, który nie popadnie w pewnym momencie w autoparodię i śmieszność. Czy kontynuacja produkcji Netflixa wypada dużo lepiej od poprzedniego sezonu?

UWAGA – SPOJLER!

W moim mniemaniu jest jeszcze gorzej, niż było. Mój główny zarzut to fakt, że jest nudno, a sama tajemnica stojąca za magicznymi kluczami została zepchnięta na trzeci plan, przykryta toną pseudointelektualnego bełkotu oraz kolejnych ekspozycji. Po pierwszym sezonie miałam minimalną nadzieję na zmianę, wywołaną jego dość chłodnymi recenzjami, jednak nic się w tej kwestii nie zmieniło. Jakby twórcy stwierdzili, że dużo lepszym krokiem jest kurczowe trzymanie się tzw. bezpiecznych rozwiązań, gdzie każdy ryzykowny krok – który mógłby sprawić, że ta produkcja byłaby znośna – z automatu był odrzucany.

 

 

 

Pewnie zaraz kilka osób zarzuci mi: „no ale przecież ten sezon jest mroczniejszy, dzieje się dużo dziwnych rzeczy i w ogóle w porównaniu do pierwszego sezonu ogląda się to znacznie lepiej”. Otóż jestem odmiennego zdania. Wrzucenie kilku mroczniejszych fragmentów wcale nie sprawi, że serial będzie lepszy. Będzie po prostu przeciętniakiem, który poprzez mroczniejszy ton stara się ukryć niedociągnięcia fabularne, głupie zwroty akcji oraz fakt, że można się na nim okropnie wynudzić.

Z pozytywnych rzeczy należy wymienić na pewno pierwszą część sezonu, kiedy główni bohaterowie korzystają z lata i kluczy. Wydaje się ona choć trochę interesująca. Bardzo podoba mi się koncept zgłębiania mocy tajemniczych kluczy. To był jeden z tych elementów z pierwszego sezonu, który faktycznie był fajny pod względem fabularnym i wizualnym. Wydaje mi się, że zamiast typowej historii „dzieciaki kontra zło” można by pójść trochę bardziej w kierunku zgłębiania magii stojącej za całą historią. Zdaję sobie sprawę, że jak w każdym takim serialu wszystko prowadzi do finałowej potyczki między dobrem i złem, ale naprawdę wolałabym obejrzeć 10 godzin serialu w tempie Tamtych dni, tamtych nocy z kluczami w roli głównej. Może się starzeję, ale zamiast epickiej bitwy wolę tajemnice, niespodzianki i historie stojące za magicznymi przedmiotami. Niestety drugi sezon stawia przede wszystkim na tanią sensację, co przez większość czasu jest ekstremalnie irytujące.

Jeżeli chodzi o główny czarny charakter, to spodziewałam się więcej. Dodge – tajemnicza postać ze studni znajdującej się w domu rodziny Locke – mimo iż była typowym villainem, zaskoczyła mnie w finale pierwszego sezonu. Okazuje się, że to jedna z tych bohaterek, która dużo gada, ale za kulisami rozgrywa wszystko od początku do końca i nikt nawet o tym nie wie. Miałam duże obawy [spoiler], czy podoła pod postacią chłopaka jednej z głównych bohaterek, Gabe’a. I niestety nie podołała. To ogólnie problem młodych aktorów. Widać, że bardzo się starają, jednak brakuje im doświadczenia i czegoś, co sprawia, iż chce się ich oglądać na małym ekranie.

A skoro mówimy o głównej przeciwniczce, to dużo bardziej podobała mi się jej wersja z pierwszego sezonu, choć jak wspomniałam w swojej recenzji, nie była to rola idealna. Przypominała mi wtedy momentami Famke Janssen z serialu Hemlock Grove. Jednak w porównaniu do Gabe’a z sezonu drugiego była to wręcz rola życia. Dodge to bezwzględna, piękna i hipnotyzująca kobieta, która wie, jak się ubrać i jak pokonać swoich wrogów. Z kolei jej nowa wersja to tylko małoletni pompatyczny dupek, któremu mamy ochotę dać w twarz, by się uspokoił, a nie uciekać przed nim w popłochu. Może takie było założenie twórców, ale ja czułam więcej vibe’u z drugiego filmu o Supermanie, gdzie Jesse Eisenberg był właśnie takim przeszarżowanym villainem, czasami wręcz karykaturalnym, a nie strasznym. Identycznie wygląda sytuacja w nowym sezonie Locke & Key. Przeciwnik rodziny Locke jest naburmuszonym nastolatkiem, który planuje zebrać armię i przejąć władzę nad światem. Nic, czego byśmy do tej pory nie widzieli.

A skoro o planie antagonisty/antagonistki mowa, to fabuła tego sezonu skupia się głównie na powstrzymaniu jej/jego, przez co całość wypada dość chaotycznie. Niestety fragmenty polegające na walce dzieciaków z przeciwnikiem wypadają dość słabo w zestawieniu z historią wspomnianych kluczy czy portalem do świata demonów. Szkoda, że twórcy nie skupiają się bardziej na tych wątkach, które są znacznie ciekawsze od głównej osi fabuły. Same klucze to jedna wielka niewykorzystana szansa. Spotkałam się z opiniami, że bardziej pokazane są jako supermocne dla dzieciaków aniżeli nowe możliwości, dzięki którym cały sezon drugi byłby o niebo ciekawszy. Przykładowo weźmy klucz, który pozwala na rozmawianie ze zmarłymi. Brzmi niesamowicie kreatywnie, ale twórcy nie robią z tym nic ciekawego. To samo dotyczy klucza pozwalającego dostać się do ludzkiej podświadomości. Takich smaczków jest dużo więcej, ale zostały one zepchnięte na dalszy plan, na czele bowiem znajduje się konieczność powstrzymania „nastolatka”, który chce przejąć władze nad światem.

Podsumowując, nowy sezon Locke & Key ma swoje momenty, jednak ciekawsze aspekty, które zgłębiamy w pierwszych odcinkach, w dalszej części sezonu zostają całkowicie zepchnięte na dalszy plan. I tak, zdaję sobie sprawę, że kolejne sezony seriali są większe w skali czy wydarzeniach itd., ale mimo świadomości tego, co ma dopiero nadejść w kolejnej odsłonie, nie jestem zupełnie zainteresowana dalszym seansem. Mimo iż materiał wyjściowy daje dużą swobodę twórczą, osoby odpowiedzialne za produkcję postanowiły wybrać bezpieczną (czytaj: nudną) ścieżkę. Trudno ogląda się to wszystko, bo po prostu istnieją seriale, które robią to dużo lepiej. Jestem rozczarowana tym, że wiele fajnych elementów zupełnie zagubiło się w nieciekawej fabule. I nie sądzę, aby potwierdzona już odsłona trzecia coś zmieniła w tej materii. Jeśli podobał Wam się sezon pierwszy, to podobnie będzie też z drugim. Jeśli liczyliście, że twórcy podniosą poprzeczkę, to srogo się zawiedziecie. Dla mnie to zmarnowane kilka godzin, których nie odda mi już nikt.

Gracja Grzegorczyk-Tokarska

Gracja Grzegorczyk-Tokarska

Chociaż docenia żelazny kanon kina, bardziej interesuje ją poszukiwanie takich filmów, które są już niepopularne i zapomniane. Wielka fanka kina klasy Z oraz Sherlocka Holmesa. Na co dzień uczestniczka seminarium doktoranckiego (Kulturoznawstwo), która marzy by zostać żoną Davida Lyncha.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA