ESCAPE ROOM: NAJLEPSI Z NAJLEPSZYCH. Eskapizm, do którego nie ma po co wracać
Kino grozy w swoim niskobudżetowym, około B-klasowym wydaniu zdaje się być zainteresowane każdą społeczną modą, doszukując się w niej potencjału na niepokój i widzowskie ciarki. Reaktywne działanie filmowych studiów, próbujących zarobić na chwilowym popkulturowym trendzie, nie zawsze jednak będzie musiało wiązać się z prostackim zainkorporowaniem go w generyczną fabularną konstrukcję popcornowego dreszczowca. Schyłek pierwszej dekady XXI wieku przyniósł nam chociażby Rec, dla którego rosnąca popularność ręcznych kamer wideo oznaczała całkowicie nowe środki filmowego wyrazu, z kolei nie tak dawne Countdown interesująco, choć spektakularnie nieudanie próbowało wynieść niemożność usunięcia pirackiej aplikacji telefonicznej w rejestry demonicznego opętania. Biznesowa decyzja nie zawsze będzie więc jawić się jako bezpośredni zwrot w kierunku masowych portfeli, a tym samym twórcy będą mogli pozwolić sobie na pomysłowe szaleństwo w obrębie narzuconych ram fabularnych. Tak też będzie (a i czasem, niestety, nie będzie) z filmowymi odpowiedziami na fenomen escape roomów.
Odnosi się wrażenie, że moda na pokoje ucieczki napędza się z kinem dwustronnie. Ich popularności można szukać w trendach dominujących w całej popkulturze, ale bez dwóch zdań fenomen serii Piła czy Cube nie pozostaje tu bez wpływu. Filmy na stałe wpisujące się w kanon popcornowej grozy swój sukces zawdzięczają straszeniu zamkniętą, ciasną przestrzenią i detektywistycznej dedukcji, koniecznej do opanowania przez bohaterów w celu uniknięcia anihilacji. Owa popularność napędza wprost popyt na indywidualne doświadczenie filmowych wydarzeń (cała gama escape roomów wprost nawiązująca do popularnych horrorowych franczyz), ta z kolei kusi kolejnych twórców, by osadzać akcję swoich produkcji właśnie w tychże pomieszczeniach. Od 2017 roku filmów dziejących się w pokojach ucieczki powstało już sześć; były to albo generyczne survival horrory o tajemniczym mordercy goniącym bawiących się w takowym przybytku nastolatków, albo B-klasowe koszmarki o mistycznych przedmiotach demonicznego pochodzenia, opętujących zamkniętych wewnątrz klientów. Z największym rozmachem i polotem spotkać można się jednak na pewno przy okazji seansu serii Escape Room Adama Robitela, dla której popularna atrakcja jest zarówno fantazyjnym, kreatywnym konceptem rodem z Westworld, jak i przedmiotem dystopijnej, antyestablishmentowej refleksji spod znaku Nocy oczyszczenia.
Drugą odsłonę, oprócz rozbudowanego recapu pierwszej części (przydatnego dla polskich widzów, jako że oryginał z uwagi na tragiczny wypadek w jednym z krajowych escape roomów został wycofany z planów kinowej dystrybucji), poprzedza zresztą monolog o odwiecznej konieczności oglądania mordujących się gladiatorów, wprost mocująca film w dyskursie społeczno-politycznym. Poza tym Escape Room: Najlepsi z najlepszych zdaje się bezpośrednio realizować złotą zasadę remake’ów pod tytułem: więcej, mocniej, lepiej. I, wbrew pozorom, wychodzi na tym obronną ręką – kontynuacja sagi nie tylko gwarantuje widzowi znacznie bardziej kreatywne mordercze pokoje, ale i nadaje konkretny charakter motywacjom bohaterów kojarzonym z poprzedniej odsłony. W Najlepszych z najlepszych celem nie jest już jedynie przeżycie, a pokonanie systemu, rewolucyjny sprzeciw wobec wyzyskujących mężczyzn w garniturach, dla których uciechy zabijani są walczący o życie bohaterowie. Protagonistka, znana z pierwszej odsłony ocalała, prowadzi tu bowiem vendettę w nadziei na pociągnięcie złowrogiej escaperoomowej korporacji Minos do odpowiedzialności. Długotrwałe poszukiwania przywodzą ją w końcu do głównej kwatery firmy, na miejscu jednak błaha podróż nowojorskim metrem zamienia się we wstęp do następnego labiryntu morderczych pomieszczeń, a ideologiczna zemsta – w kolejną, jeszcze trudniejszą detektywistyczną walkę o własne życie.
Wzrastający poziom zaawansowania będzie tu sprytnie powiązany ze statusem samych użytkowników. Jak sugeruje zresztą tytuł Escape Room: Najlepsi z najlepszych, drugą odsłonę wypełniają zwycięzcy poprzednich śmiercionośnych zmagań, jako że – jak okazuje się w miarę rozwoju fabuły – korporacyjny Minos uczynił z zabójczych parków rozrywki szeroko zakrojony projekt. Rzutuje to wprost na rozbudowanie ekranowych sylwetek; postaci nie tylko są logicznymi mistrzami – momentami nawet alienując, utrudniając widzom utożsamienie się i zawieszenie niewiary – ale i, co szokujące dla formuły taniego horroru, inteligentnymi, bystrymi i samoświadomymi personami. Bohaterowie nie popełniają głupich, fatalnych w skutkach błędów, dzięki czemu jako odbiorcy potrafimy potem realnie poczuć serię śmiercionośnych dylematów, z którymi przychodzi się grupie mierzyć – będą one umocowane nie tylko w toku fabuły, ale i w szczerym, trudnym do rozwiązania moralnym problemie. Tak, wydawałoby się, prosty niuans pociąga za sobą całą falę zalet, świadczącą finalnie o jakimś tryumfie odcinka serii Escape Room. Widzowi zależy na postaciach, kibicuje im i jest nimi szczerze zainteresowany, bo mimo braku większego pogłębienia nie są papierowymi przedmiotami zdarzeń, a ludzkimi podmiotami okupionych sprytem, inteligencją i emocjami ucieczek z kolejnych pokoi. Emocjami, bo też Robitel nie jest zainteresowany kontynuowaniem filozoficznego dylematu serii Piła o ludzkiej bezwzględności w sytuacjach granicznych, woląc skupić się na (w jakiś sposób rewolucyjnej w popularnym gatunku) kategorii traumy i piętna. Tytułowi najlepsi z najlepszych to w gruncie rzeczy ludzie, których doświadczenie oglądania cudzej drastycznej śmierci i zaślepiającego dążenia do przetrwania ostatecznie izoluje od społeczeństwa, łamie system wartości, odwraca od religii i kodeksów moralnych. Trafiając więc do machiny po raz kolejny i mierząc się z tymi samymi dylematami, podejdą do nich w odmienny etycznie sposób, głęboko zagnieżdżony w ich poprzednich doświadczeniach.
Bystrość bohaterów będzie napędzała pułapki i zagadki na poziomie logicznym, ale Robitel zadbał także o ich wizualną atrakcyjność oraz pociągający futuryzm do tego stopnia, że zarządzana przestrzeń odwraca uwagę od fabularnych braków i głupotek. Pokoje nasycone są cytatami z filmów szpiegowskich oraz holograficznymi zmyłkami, każda wyróżnia się klimatycznym kolorytem i realnie napędza zainteresowanie, zasłaniając generyczną prostotę filmu po bożemu realizującego dobrze znane z kina grozy schematy. Fabularne założenia są w końcu znane z góry i da się je łatwo streścić na jednym wdechu, ale barwność świata sama w sobie staje się hologramem, zmyłką, trikiem zasłaniającym i odciągającym od analizowania filmowej struktury. Widz nabiera się nie tylko na niezwykłość Robitelowskiego sequela; regularnie myli go wszak również konieczność rozróżnienia rzeczywistości od fikcji wewnątrz filmowych wydarzeń, oszukuje charakterologiczne rozbudowanie postaci, które tylko na pierwszy rzut oka cokolwiek między sobą wyróżnia, w końcu dezorientuje niby-społeczna refleksja, oplatająca całość pozaewolucyjnych motywacji bohaterów.
Ta ostatnia będzie boleć najbardziej, bo niewykorzystany potencjał socjologiczny zagnieżdżony w bebechach Escape Room: Najlepszych z najlepszych to jednocześnie ten sam potencjał, który Pile, Oszukać przeznaczenie czy nawet The Ring nadał status popkulturowego fenomenu. Robitel jednak reżyserską decyzją spycha go w rejony B-klasowej umowności, ograniczając do koniecznego minimum. Ideologiczny kontekst, hipotetycznie nie tylko lepiej tłumaczący motywacje bohaterów i realia ich świata, ale i pozostawiający widzów w poczuciu zagrożenia na długo po seansie, zostaje wypłukany mętną złowrogą korporacją, scenariuszowo leniwie tłumaczącą, dlaczego w ogóle cała filmowa akcja ma mieć sens. Surowość tego sądu jest jednak zagnieżdżona w niespodziewanie odnalezionym w Escape Room potencjale, oczekiwaniach, które koncept Robitela sam napędza, wskazówce dającej nadzieję na realną satysfakcję interpretacyjną. Wskazówce, jak się na ten moment wydaje, stanowiącej kolejną zmyłkę, czyniącą z serii prędzej solidną eskapistyczną rozrywkę, do której nikt raczej nigdy nie będzie chciał wracać. Ale czy w gruncie rzeczy nie po to właśnie wchodzi się do pokojów ucieczki?