search
REKLAMA
Archiwum

DZIEWCZYNA Z TATUAŻEM. Piękny wizualnie film o niczym

Michał Włodarczyk

5 sierpnia 2019

REKLAMA

Rooney Mara w roli Lisbeth to już prawdziwa rewelacja. Mimo wyglądu, jej Salander pozostaje kobieca i wrażliwa, zachwyca sposobem mówienia, a w wielu scenach – niebywałą odwagą.

Akcja filmu rozgrywa się w Szwecji. Redaktor i współwłaściciel magazynu „Millennium”, Mikael Blomkvist (Daniel Craig), traci prawie wszystkie swoje oszczędności w procesie o zniesławienie przemysłowca Hansa-Erika Wennerströma. Dirch Frode, adwokat koncernu Henrika Vangera, zleca 23-letniej Lisbeth Salander (Rooney Mara), aby zebrała informacje na temat skazanego dziennikarza. Dla Lisbeth nie stanowi to większego wyzwania, młoda kobieta jest w końcu wybitnym brokerem informacji oraz uzdolnioną hakerką. Określa Mikaela jako „czystego”, po czym Dirch Frode angażuje spotkanie Blomkvista z Henrikiem Vangerem (Christopher Plummer), leciwym właścicielem koncernu. Starszy mężczyzna obiecuje Blomkvistowi nowe kompromitujące Wennerströma dokumenty w zamian za pewną przysługę. Dziennikarz ma zbadać okoliczności zaginięcia bratanicy Vangera, Harriet, która zniknęła bez śladu w Dniu Dziecka w 1966 roku. Vanger wprowadza Mikaela w skomplikowane rodzinne relacje, gdyż podejrzewa, że za śmiercią Harriet stoi ktoś z rodziny. Blomkvist podejmuje się tego, a pomagać mu będzie Lisbeth Salander. Dziewczyna ma także własne problemy, ponieważ Komisja Nadzoru Kuratorskiego przydziela jej nowego kuratora, Nilsa Bjurmana, który robi z Lisbeth swoją seksualną niewolnicę…

Film jest właściwie… o niczym. Problematyka utworu nie istnieje, a całość w ogólnym rozrachunku przypomina ładnie zapakowany, pusty w środku, prezent.

Dawno nie miałem tak mieszanych uczuć względem jakiegoś filmu, tym bardziej, że przez dłuższą część seansu gotów byłem piać z zachwytu. Przez ponad godzinę obserwujemy dwa równolegle poprowadzone wątki: śledztwo Mikaela oraz kłopoty Lisbeth. Ten pierwszy wciąga, intryguje; reżyser i scenarzysta podsuwają kolejne tropy, po czym Blomkvist zmuszony jest szukać następnych. Wszystko to jest rewelacyjnie zmontowane i dynamicznie poprowadzone. Na drugim biegunie panna Salander zmaga się z oślizgłym maniakiem seksualnym, a Fincher serwuje nam obrazy, jakich długo nie zapomnicie. Scena, w której Bjurman zmusza kobietę do seksu oralnego, jest dla widza „niewygodna”, krępująca. Jednak kolejna podobna sekwencja to już szczyt naturalizmu i brutalności, nakręcona w sposób brawurowy i odważny, która w pełni obrazuje słowa pewnego japońskiego twórcy: „Seks i zbrodnia mają jedną wspólną cechę – spośród wszystkich ludzkich potrzeb są najbardziej brutalne.” Łyżką dziegciu jest fakt, że cały ten wątek oparty został na prostej emocjonalnej manipulacji, dzięki której widz wręcz domaga się krwawej vendetty, gotów rozgrzeszyć bohaterkę niezależnie od tego, co ta uczyni. Jednak nie takie filmy wspomagały się podobnymi zabiegami, możecie zatem uznać, że do tej pory wszystko jest w jak najlepszym porządku. Ponadto bardzo solidnie wypada aktorstwo (Craig, Plummer), a Rooney Mara w roli Lisbeth to już prawdziwa rewelacja. Mimo wyglądu, jej Salander pozostaje kobieca i wrażliwa, zachwyca sposobem mówienia, a w wielu scenach – niebywałą odwagą.

Kiedy drogi Mikaela i Lisbeth w końcu się krzyżują, a bohaterowie zaczynają ze sobą współpracować, widz pieszczony jest świetnymi dialogami i inteligentnym humorem, natomiast intryga zdaje się niebezpiecznie zjeżdżać w dół. Seryjny morderca, interpretacja fragmentów z Biblii, ścierwo podrzucone pod drzwi. Znacie? Znamy. W takim razie tutaj mocno się rozczarujecie, ponieważ film jest właściwie… o niczym. Problematyka utworu nie istnieje, a całość w ogólnym rozrachunku przypomina ładnie zapakowany, pusty w środku, prezent. Mówimy jednak o filmie rozrywkowym, dlatego mógłbym przełknąć brak jakiejkolwiek myśli przewodniej, gdyby twórcy opowiedzieli dobrą historię – tak po prostu. W ten sposób dochodzimy do drugiej największej wady Dziewczyny, czyli rozwiązania intrygi. Nie wiem, czy David nie doczytał do końca scenariusza, czy też spieszyło mu się na planie, wiem jednak, że ostatnie pół godziny to najgorsze, co Fincher kiedykolwiek nakręcił. Tożsamość mordercy nie jest żadnym zaskoczeniem, w dodatku okazuje się on żałosnym, przerysowanym psycholem, jakich na pęczki choćby w budżetowych thrillerach emitowanych w Tele 5. Zachodzę w głowę, jak to możliwe, że tak klasowy, dojrzały twórca zatwierdził coś takiego w scenariuszu, a następnie zainscenizował, podobnie zresztą jak pewną scenę akcji wyjętą jakby z innego filmu. A ostatnie dziesięć minut, podczas których reżyser wraca do pewnego wątku z początku filmu to zupełnie niepotrzebna naprędce sklecona ramka, w którą Fincher obrabia tę słabiutko spuentowaną historię.

REKLAMA