DIABEŁ WCIELONY. Nieprawość samolubnych i tyrania złych ludzi
Ścieżka sprawiedliwych wiedzie przez nieprawość samolubnych i tyranię złych ludzi. – Jules Winnfield, Pulp Fiction
Diabeł wcielony pokazuje, jak trudna może być taka ścieżka. Zwłaszcza kiedy sprawiedliwych nie ma, a samolubni i źli ludzie żyją jak pączki w maśle. Amerykańska prowincja dochodząca do siebie po drugiej wojnie światowej to wylęgarnia okaleczonych emocjonalnie ludzi. Mieszka tu Willard Russell (Bill Skarsgård), weteran walk na Pacyfiku. Prześladujące go wspomnienia okropieństw wojny odbiją się rykoszetem na życiu jego syna Arvina (Tom Holland). W tej samej okolicy rządzi skorumpowany policjant Lee Bodecker (Sebastian Stan), który boi się o karierę polityczną bardziej niż o swoją siostrę Sandy (Riley Keough). Dziewczyna jest prostytutką, a poza tym kursuje ze swoim mężem Carlem (Jason Clarke) po autostradzie, gdzie polują na autostopowiczów, których potem zabijają. Bogobojne kobiety marnie kończą, a pastorzy to gnidy. Diabeł wcielony pokazuje rzeczywistość, w której jesteś albo drapieżnikiem, albo jego ofiarą.
Miło popatrzeć, jak popularni aktorzy z kasowych franczyz mogą się wyszaleć. I choć nie ma w tym filmie słabej roli, trzy z nich to prawdziwe popisy. Sebastian Stan budzi autentyczne obrzydzenie jako skorumpowany, zakłamany policjant Lee. To typ, który pod fasadą cwaniaka jest emocjonalnym wrakiem. Wydaje się, że nienawidzi siebie i swojego życia. Frustrację odreagowuje na każdym, kogo spotka, choć chwilami widać w jego oczach, że jest tam w środku dobry, ale zaszczuty facet. Z kolei Tom Holland pokazuje, że potrafi przekazać mnóstwo emocji jednym grymasem. Jego Arvin to najbardziej ludzka postać w filmie. Jest oschły i porywczy. Z jednej strony ciągle przerabia w głowie utratę rodziców w strasznych okolicznościach, a z drugiej strony stara się żyć sprawiedliwie i nie popełniać błędów swojego ojca – weterana zniszczonego wojną. Aktorstwo Hollanda poziomem przypomina rolę Caseya Afflecka w Manchester by the Sea. Obaj mają w oczach niewypowiedziany ból tłumiony przez instynkt przetrwania.
Podobne wpisy
Diabeł wcielony to przede wszystkim popis Roberta Pattinsona w roli pastora Prestona. Zmanierowany i oślizgły, wygląda jak jaszczurka w pastelowej koszuli z żabotem. Od pierwszej sceny przyprawia o ciarki. W gestach, spojrzeniu i tonie czuć przede wszystkim pogardę dla parafian. Przypomina Louisa (Jake Gyllenhaal) z Wolnego strzelca – od samego patrzenia na niego człowiek czuje się brudny. Pattinson z każdym rokiem zbliża się do szczytu najzdolniejszych aktorów swojego pokolenia (Cosmopolis, Rover, The Lighthouse), a rola Prestona w Diable wcielonym to kolejna bardzo udana pozycja do portfolio. Oby po zagraniu Batmana nadal tak chętnie angażował się w mniejsze, artystyczne projekty, gdzie może dać z siebie wszystko.
Jedyna naprawdę irytująca rzecz w Diable wcielonym to autor książki, Donald Ray Pollock, w roli narratora. I nawet nie chodzi o głos. Jest po prostu zbędny, bo albo opowiada jakieś truizmy o życiu, albo dopowiada wydarzenia na ekranie z subtelnością narratora w Śwince Peppie. Film sam opowiada się bardzo zrozumiale, a wyraziści bohaterowie mają rozpoznawalne twarze, więc nie ma szans, żeby pomylić ich ze sobą. Wiadomo też, co robią i czym się kierują, a świat przedstawiony jest bardzo angażujący. Figura wszechwiedzącego narratora jest tu zupełnie niepotrzebna. De facto autor książki robi ekranizacji niedźwiedzią przysługę, bo swoim dopowiadaniem nie tylko nic nie wnosi, lecz także psuje immersję widza z filmem i dekoncentruje, zamiast wciągać.
Podobne wpisy
Im głębiej w las, tym ciemniej, ale też bardziej tendencyjnie. Diabeł wcielony prezentuje rzeczywistość, w której każdy człowiek przejawiający jakiekolwiek oznaki religijności albo ma przechlapane, albo jest zwyrodnialcem. Pobożność jest oznaką głupoty i naiwności, na której żerują drapieżniki używające wiary wyłącznie jako narzędzia manipulacji. Chrześcijanie są tu albo fanatykami, albo dewotami, albo cynicznymi hipokrytami. Takie przerysowanie zwraca uwagę na uzasadnianie okropieństw szeroko pojętą wolą Bożą. Wszystko jedno, czy jest to wojenna trauma, śmierć rodzica, upokorzenie biednych czy wykorzystanie słabych. Jednak jeśli każda historia sprowadza się do takiej samej konkluzji, robi się mało oryginalnie. Przydałby się jakiś ostatni sprawiedliwy w tej Sodomie. Nie chodzi o równowagę, po prostu byłoby nieco różnorodniej, a na pewno mniej przewidywalnie.
Diabeł wcielony w swoich najgorszych momentach przypomina fabularne fragmenty Drzewa życia, a w najlepszych Aż poleje się krew. To mroczny kryminał z filozoficznym zacięciem, którego tematem przewodnim jest pochodzenie zła. W dojmujący sposób pokazuje, że człowiek, będący wytworem swojego otoczenia, może zostać albo drapieżnikiem, albo jego ofiarą.