NAJLEPSZE filmy oryginalne NETFLIKSA z 2020 roku
Rok 2020, jakkolwiek tragiczny i nieprzyjemny okazał się dla nas jako ogółu, dla Netfliksa jeszcze przez jakiś czas będzie stanowił dowód ich olbrzymiego sukcesu. Platforma streamingowa, co do której wszelkiej maści komentatorzy jeszcze niedawno zastanawiali się, czy wydawane na niej filmy w ogóle powinny kwalifikować się do nagród (wszak bliżej im do produkcji telewizyjnych niż kinowych), ostatecznie zaznaczyła swoją dominację i stała się głównym dostarczycielem rozrywki filmowej w ostatnich miesiącach. Była jednym z niewielu źródeł nowości, zdołała nawet wypuścić kilka swoich „blockbusterów”, a w nadchodzący sezon oscarowy wkroczy z wysoko uniesioną głową i najpewniej zgarnie przynajmniej kilka różnych nominacji. Na to przyjdzie nam jednak chwilę poczekać, dzisiaj więc skupmy się na wyborze najlepszych filmów oryginalnych, które Netflix miał do zaproponowania w ubiegłym roku. Jednocześnie chciałbym podkreślić, że biorę pod uwagę wyłącznie produkcje fabularne i z rozmysłem pomijam dokumenty. Ograniczam się także do tych, które z czystym sercem mogę polecić. Nie dodaję do listy utworów znajdujących się u mnie na skraju oceny pozytywnej, jako że nie czuję, by była potrzeba rozszerzania rankingu na siłę.
8. Pięciu braci
Ewidentnie zrobiony przy pełnej wolności kreatywnej Spike’a Lee, bo wszelkie podjęte tu wybory artystyczne – 2,5-godzinny metraż, gros obsady w starszym wieku, poważne kino rozliczeniowe przechodzące zaledwie jednym cięciem w krwawego akcyjniaka czy w końcu zaangażowanie społeczne – na to wskazują. Projekt nieprzystępny, trudny w odbiorze, balansujący na granicy kiczu (nagłe przełamywanie czwartej ściany), a jednak na swój sposób niezwykle błyskotliwy i nowatorsko podchodzący do kwestii pozostałości pokoleniowych po wojnie w Wietnamie. Opowiada o dziedzictwie, przynależności rasowo-kulturowej, chęci zadośćuczynienia ofiarom wojny oraz systemu. Naturalnie co jakiś czas dostajemy jego przekazem po głowie, na wypadek gdybyśmy wcześniej nie załapali, ale do tego zaznajomieni z twórczością Spike’a Lee zdążyli raczej przywyknąć.
7. Diabeł wcielony
Film o klimacie iście Kingowskim prezentujący nam małe amerykańskie miasteczko, którego mieszkańcy popadli w marazm. Opowiada równolegle o losach kilku bohaterów, dzięki czemu mamy wgląd w złożoną machinę moralnego zepsucia. Wyjątkowo posępny seans, niepozostawiający po sobie zbyt wiele nadziei, zmuszający postacie, nawet pozytywne, do działań skrajnych i w żaden sposób niestarający się ich usprawiedliwić. Choć metrażowo nieco zbyt rozciągnięty, to urzeka gęstą, pesymistyczną atmosferą, trzyma nasze nerwy na wodzy i nie puszcza aż do końca. Dodatkowo może pochwalić się prawdziwą aktorską śmietanką, z czego każdy daje z siebie wszystko, a zakres kreacji waha się od szarżującego jak miło Roberta Pattinsona w roli obrzydliwego kaznodziei, przez Billa Skarsgårda o pustym, morderczym spojrzeniu, po stonowanego, tłumiącego w środku emocje Toma Hollanda.