DA 5 BLOODS (Pięciu braci). Czarnoskórzy idą na wojnę ze światem
Patrząc na światopogląd Lee, powiedziałbym, że w Kościół, bo on sam uważa się za antyinstytucjonalnego chrześcijanina. Jego relacja z Bogiem jest bardzo osobista. Nazywa go czymś w rodzaju „najwyższej prezencji”, lecz to nie byt osobowy, raczej doświadczenie nieskończoności, które zna większość z nas. Przy takim światopoglądzie Lee chciał więc ruszyć tę betonową fasadę ufających kościelnym doktrynom i bezkrytycznie przyjmującym interpretację „słowa Bożego”. Za jednym z bardziej znanych w USA krytyków literackich, filozofów i kontestatorów wojny w Wietnamie, Christopherem Hitchensem, można powiedzieć, że to religia (nie mylić z wiarą w jakąś formę Boga) jest zalążkiem i nośnikiem rasizmu, nietolerancji, bigoterii, pogardy wobec kobiet, wszelkiej ignorancji oraz wrogości do poznawania świata takiego, jakim on faktycznie jest. Dlatego Spike Lee ją odrzucił.
Podobne wpisy
W filmie pada bardzo ważne stwierdzenie – Bóg jest miłością, a MIŁOŚĆ JEST BOGIEM. Nic ponad to nie jest potrzebne, na pewno nie religia, czyli globalna fabryka ludowego opium. Główni bohaterowie filmu sporo mówią o Bogu. Wierzą, ale żaden z nich nie wspomina o kościele czy jakimkolwiek księdzu. Bóg pojawia się jako ktoś lub coś niepotrzebujący(-e) tłumaczy ani pośredników – nie wymaga przebranych w habity bożków. Między bohaterami, a zwłaszcza Paulem (Delroy Lindo), i jego wewnętrznym doświadczeniem transcendencji, nikt nie stoi, co najwyżej jego refleksyjna pamięć. Jeśli ktokolwiek będzie próbował, znając porywczość doświadczonego wojną Czarnego Brata, dostanie kulkę w łeb, albo przynajmniej bęcki słowne lub ręczne.
Da 5 Bloods określiłbym kinem metafizyczno-religijnym, w tym mądrym, życiowym sensie. Jeśli istnieje jakaś prawda ogólna, to wcale nie musi być lekka do przyjęcia. Kiedy będziecie oglądać film, zwróćcie uwagę na to, co dzieje się w 126. minucie projekcji, wtedy gdy proporcje kadru retrospekcji zmieniają się z 4:3 na 16:9. W tym momencie Spike Lee na nowo definiuje, czym jest w Da 5 Bloods realizm.
Cieszę się, że Spike Lee nie zamyka oczu, tylko pokazuje w swoim filmie wstawki zdjęciowe z uwiecznionymi ofiarami wojny, żołnierzami, cywilami, kobietami i malutkimi dziećmi. Tacy reżyserzy z misją są nam potrzebni, żebyśmy aż tak łatwo nie zapomnieli. Bo wydaje mi się, że dzisiaj kryjemy się za parawanem życia. Nie chcemy ani nic wiedzieć, ani patrzeć. Wolimy zachowywać się jak bezwolna, pozbawiona refleksji masa, najbardziej skłonna do anonimowej agresji, a chowająca ogon pod siebie tyleż razy, ile trzeba powiedzieć coś od siebie, równocześnie poddając swoją tożsamość weryfikacji na forum publicum. Z przerażeniem obserwuję, jak z wolna stajemy się społeczeństwem tchórzy, których może otrzeźwić jedynie radykalna i ludobójcza wojna. Więc zróbmy stopklatkę na 1:43:50. Przyjemnie jest patrzeć na zalane krwią kilkuletnie dziecko z rozerwaną twarzą? Tak. Zbudowaliśmy tę sukę, ale nie USA, tylko cały świat…