search
REKLAMA
Recenzje

BEZ LUKRU. Niemal kulinarne science fiction

Smak zupy mlecznej z kukurydzianymi płatkami to nic legendarnego.

Odys Korczyński

8 maja 2024

REKLAMA

Smak zupy mlecznej z kukurydzianymi płatkami to nic legendarnego. Pocukrzone mleko i tyle. Wstyd się przyznać, ale nigdy nie jadłem płatków Kellogga, ani tym bardziej Posta, bo kiedy w sumie mogłem, to ich nie było w sklepach. Były inne, lokalne, ale bez niespodzianek w pudełkach. A teraz z kolei mogę je kupić, chociaż też bez przesady, nie są tak popularne jak Nestlé, ale wolę zalać sobie musli jakąś dobrą maślanką. I tak krytyka filmowa połączyła się nieoczekiwanie z moimi gastrycznymi doświadczeniami, ale te filmowe dzięki produkcji Bez lukru okazały się bardzo nierealnie przyjemne. Ten niepozorny tytuł w reżyserii Jerry’ego Seinfelda i z nim w głównej roli można oglądać na Netfliksie. Jestem pewny, że niestety może nie zwrócić na siebie uwagi widzów, a mógłby się im spodobać ze względu na swoją ciekawą formę estetyczną i surrealizm historii. Jest tylko pewien haczyk, na który się nieprzyjemnie złapałem, niemniej mimo wad, polecam, a więc mocne 7/10.

A tym haczykiem jest Hugh Grant, który w Bez lukru gra niespełnionego aktora, zmuszonego przez niesprawiedliwe życie do grania roli maskotki w jednej z wielkich firm produkujących śniadaniowe słodkości. Oczywiście Grant nie byłby sobą, gdyby nie wykorzystał swojego talentu, żeby stać się całkiem sugestywnym bezrobotnym artystą, uwięzionym mentalnie w roli Króla Leara. Ów haczyk polega na tym, że Grant wcale głównej roli nie gra, a ja dałem się złapać na tę przynętę, a potem strzelił we mnie na odlew zawód, że jednym z szefów walczących ze sobą firm nie jest właśnie Grant. Nadawałby się znakomicie, bo nawet w tej niewielkiej roli charakterystycznej przyćmił zarówno Amy Schumer, jak i Jerry’ego Seinfelda. Nie udało się mu natomiast z Melissą McCarthy i Christianem Slaterem w roli demonicznego mleczarza, który wraz z Peterem Dinklage’em zarządza mleczarskim imperium. Gwiazd jest w tym filmie o wiele więcej. Są niemal jak ozdoby na choince, której czasem niestety brak pomysłu na naprawdę ostry i autentyczny żart. Tak, mimo że polecam Bez lukru, to widzę braki, nawet jeśli takie sceny jak pogrzeb w mleku z płatkami lub rząd wydalających z siebie odchody krów, wydaje mi się ciekawą alternatywą dla tortur przez rażenie prądem jąder ofiary, żeby przypadkiem nie przyszedł jej do głowy pomysł wstrzymania produkcji płatków śniadaniowych.

To wszystko brzmi już nieco surrealistycznie, i tak jest zrealizowane – kolorowe plany, wysoka saturacja, scenografia wykorzystująca wszystko, co najbardziej charakterystyczne w latach 60. za oceanem oraz aż czasem zbyt przejaskrawione charakterologiczne postaci, wśród których naprawdę trudno wskazać jednego, głównego antagonistę. I to dobrze. Przynajmniej widz się nie skupia na jakiejś liniowej fabule, która prowadzi do konfrontacji. Ona także pozostaje w finale gdzieś w zawieszeniu. Film szybko się zaczyna i jeszcze szybciej kończy. Jak na dzisiejsze realia 93 minuty projekcji to niewiele. Może gdyby znaleźć jeszcze te 20 minut dodatkowego czasu, narracja byłaby miejscami spokojniejsza. Widzom może tego brakować i momentami również czułem się potraktowany nieco po macoszemu. Miałem nadzieję na kilka dodatkowych rozwiązań, ale film się nieoczekiwanie skończył. Na smak nie pomogło ani więcej cukru, ani więcej glutenu – jedna z ważniejszych dewiz producentów płatków.

Rywalizacja o to, kto sprzeda więcej płatków oraz wypuści nowy produkt na rynek, który wykończy konkurencję, to skądinąd mało europejskie tematy, bo nasze śniadania są zdrowsze – tak mi się przynajmniej wydaje, że jest teraz, bo na pewno było za mojego dzieciństwa. Chyba lepiej zjeść ryż na mleku niż paść się wysoko przetworzoną kukurydzą z toną cukru dla smaku. I od tej bolesnej dla Amerykanów refleksji na temat jakości ich jedzenia Bez lukru wcale nie ucieka. Wręcz otwarcie prezentuje, jak się fabrykuje atrakcyjny smak płatków i co jego projektantom przyświeca. Bynajmniej nie jest to zdrowie konsumentów, którymi w większości są dzieci. I to podejście, wysoce eksperymentalne i pozbawione skrupułów, prowadzi naszych bohaterów do stworzenia nowego kulinarnego życia. To jest właśnie ten element science fiction nawiązujący wprost do Obcego, co odkryłem nie od razu, więc chwała twórcom za nieoczywiste nawiązanie do takiej ikony kina fantastycznego.

Z drugiej strony nie ma co się oszukiwać, Bez lukru sukcesu nie odniesie – jest zbyt szalone i niekiedy nieprzystępne humorystycznie, a jednocześnie jeszcze zbyt wstrzemięźliwe i niekontrowersyjne, żeby z tak rzadkiego w kinie tematu wojny handlowo-kulinarnej uczynić coś kultowego. Film przypomina mi pudełko czekoladek z Forresta Gumpa albo wielosmakowe fasolki z Harry’ego Pottera. Można trafić na pyszny smak czerwonej pomarańczy z nutą imbiru lub na ohydny smak zielonego gluta z nosa. Wszystko zależy od osobistej wrażliwości oraz momentu, w którym się film ogląda. Raz się można śmiać, a raz poczuć nieco znudzenia przewidywalnością. Ogólnie jednak nie można nie docenić pomysłu, jak od wojny o rynek płatków śniadaniowych przejść do tworzenia autonomicznych ciastek, które trzeba upolować, żeby je w końcu zjeść. Możecie to stwierdzenie uznać za metaforę lub zrozumieć całkiem dosłownie. W obu przypadkach traficie.

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA