search
REKLAMA
Recenzje

ASYMETRIA. Gdyby film Niewolskiego był wolny od wad…

Krzysztof Dylak

17 listopada 2020

REKLAMA

Trudno oddzielić nowy film Konrada Niewolskiego od pandemicznej sytuacji. Na przekór pierwszej fali koronawirusa reżyser podjął się realizacji projektu mającego przebić sukces Symetrii, czyli tytułu, który przyniósł mu rozgłos w branży. Przekonany o swojej racji Niewolski w aroganckim stylu pokazał środkowy palec Gildii Polskich Reżyserów i wszystkim krytykom jego postawy. W końcu reżyser ustąpił i dokończył zdjęcia po zmniejszeniu obostrzeń. Na drodze do kinowej dystrybucji stanęła druga fala wirusa. Niewolski ogłosił prowokacyjną akcję w myśl hasła: „Tylko świnie siedzą w masce w kinie”, dalej promując film w sieci w często cyniczny sposób i nie przebierając w słowach. Ostatecznie wycofał gotowy już projekt ze wstępnych pokazów i przeczuwając zamknięcie kin, utworzył własną platformę internetową, decydując się na wprowadzenie Asymetrii online wyłącznie w systemie PPV.

Konrad Niewolski chciał powrócić z impetem. Zapowiadał, że film będzie absolutną bombą, lepszą i mocniejszą od Symetrii, ale nie jego bezpośrednią kontynuacją. Nie zdradzał fabuły, a zwiastuny były dość enigmatyczne, sugerujące duszny, męski film gangsterski. Bardziej dopracowany i klimatyczny niż propozycje Patryka Vegi, który również kręcił swoją Pętlę w tym samym okresie. Co otrzymaliśmy?

Piotr jest studentem. Ma dziewczynę, trenuje boks i uczy młodzież pięściarstwa. Wydaje się normalny i niekonfliktowy. Spokojny i rodzinny. Jego sympatia, Weronika, ma brata Darka. Jest on powiązany ze światem przestępczym, gdzie konkurują ze sobą dwie grupy bandziorów. Jednej przewodzi Zborek, drugiej niejaki Kamil. Darek jest dłużny towar Kamilowi, a ten jest winny pieniądze lokalnemu zakapiorowi, który rządzi w środowisku. Kamil, chcąc zmusić Darka do uległości, zamierza uprowadzić Weronikę. Do nieudanej próby porwania dochodzi podczas jej kłótni z Piotrem na temat ich wspólnej przyszłości. W wyniku szarpaniny ginie postrzelony Kamil, a Piotr i jego dziewczyna uciekają. Denat był synem pani prokurator (irytująca Grażyna Szapołowska), która pociąga za sznurki. Piotr trafia do aresztu pod zarzutem zabójstwa. Grozi mu dożywocie. Dzieli celę razem z Adolfem…

Okazuje się, że film podzielony jest na dwie wersje tej samej historii. W drugiej odsłonie wypadki toczą się inaczej od miejsca napadu na Piotra i Weronikę. Poznajemy inny wariant fabuły.

Asymetria nie jest filmem penitencjarnym jak poprzednik. Niewolski wyprowadza akcję na ulice, a wątek więzienny jest epizodyczny. To rzuca się w oczy od razu. Z tamtej części pozostały tylko dwie sylwetki: Zborka i Adolfa. Za scenariuszem stoi Wojciech Rzehak, czyli współautor skryptu do filmu Kler Smarzowskiego, a więc nie byle kto. W przypadku obrazu Niewolskiego być może na papierze film wydawał się intrygujący, jednak na ekranie tylko udaje, że taki jest. Wykreowany tutaj świat razi sztucznością, a relacje między postaciami okazują się wymuszone. Zatargi gangsterów mające być zaledwie pretekstem do filozoficznej rozprawki na temat konsekwencji czynów i wyborów są tak manieryczne i napuszone jak u Vegi, chociaż reżyser stara się oszukać widza i nadać im wiarygodność. Pod względem utajonej tajemnicy i psychologicznego profilowania bohaterów też wypadło blado pomimo częstych zmian barw i odcieni w plenerach i wnętrzach. Asymetria to wydmuszka pod pozorami intelektualnej głębi. Nie ma tutaj grozy i napięcia. Mamy za to złudzenie budowania klimatu, a widz jest niby skłaniany do zastanawiania się nad sensem wydarzeń, zadawania sobie pytań i odkrywania niuansów. Niestety, bardziej się zastanawia, kiedy wreszcie skończy się ten film, dlaczego zasłużeni aktorzy wzięli w nim udział (możliwość zarobku w czasach zarazy?) i jak do tego doszło, że Niewolski zaprzepaścił potencjał drzemiący w scenariuszu. Film bowiem kuleje w wielu kwestiach, chociaż miał teoretyczne predyspozycje na sprawną i atrakcyjną realizację.

Niewolski obsadził w głównej roli Mikołaja Roznerskiego, kojarzonego przede wszystkim z dobrze znaną telenowelą. Początkowo rolę Piotra miał otrzymać Sebastian Fabijański, ale na szczęście nie zmarnował swojego czasu i jej nie przyjął. Dla Roznerskiego była to szansa na przełamanie stereotypu. Niewykorzystana. Zabrakło aktorskiej charyzmy i odpowiedniej ręki reżysera. Ale o pozostałych rolach trudno mówić w superlatywach. Kłopoty z dykcją, niezrozumiałe dialogi, muzyka zagłuszająca słowa – to zmora większości polskich produkcji i w tym przypadku nie jest inaczej. Oprócz starych wyjadaczy typu Jan Frycz (jako komisarz policji) czy Piotr Fronczewski (w roli sędziego) do głosu dochodzą w obsadzie „młode wilki”, mało rozpoznawalne, nieopatrzone twarze aktorów i amatorów. Ci drudzy, tacy jak Popek (na szczęście króciutki występ), mieli ubarwić całość, dodać autentyczności, zaś w rezultacie jeszcze bardziej uwypuklili swoją ekranową nieudolność i mankamenty tego filmu. Asymetria jest ciekawa jedynie w zamyśle, bo w efekcie nie sprawdza się jako twarde kino gangsterskie ani jako mroczny dramat z niespodziewanym twistem i niewyjaśnionymi sekretami. Sprawdzona gwardia nie uratowała tego dziełka, zaś nowa generacja niczego nie wniosła, a nawet mu odjęła. Obrazek z podwójnym dnem okazał się bliski… dna, a szumny marketing autora oparty na bufonadzie przerósł ostatecznie jego dzieło.

Konrad Niewolski chciał ująć styl Lyncha, Refna i Noego w jednym rozdaniu, myśląc, że ma asa w rękawie i opierając swój film na gdybaniu. Gdyby ciocia miała wąsy, to byłby wujaszek. Gdyby Niewolski mniej szczekał i posiadał więcej pokory, to może byłby bardziej utalentowany. Asymetria to atrapa, sztuczny granat w rękach nadętego sierżanta, który uważa się za generała. Autor Symetrii może sądzi, że wymyślił coś unikatowego na polskim rynku, tylko zapomniał, że serial Ślepnąc od świateł Skoniecznego zawiera zbliżone motywy, mezalians gatunkowy i rozważania na temat karmy oraz słusznych i błędnych decyzji bohaterów. I to w o wiele lepszej jakości, także od strony technicznej. Gdyby Niewolski był jak Lynch, Refn czy Noe… no właśnie. Gdyby. Konrad Niewolski jest jednak „ambitniejszą” wersją Patryka Vegi, czyli twórcą z przerośniętym ego i niewyparzonym językiem. Co widać i słychać w jego najnowszym filmie.

REKLAMA