ARGENTYNA, 1985. Polityczny dreszczowiec, który wziął się znikąd
Co roku wśród wyborów oscarowej Akademii znajduje się co najmniej kilka niespodzianek, dlatego nie należy się dziwić, że i tym razem ich nie zabrakło. Ciekawym zestawieniem okazała się szczególnie kategoria Najlepszy film nieanglojęzyczny, w której zabrakło m.in. Podejrzanej Park Chan-wooka, Saint Omer Alice Diop czy Holy Spider Alego Abbasiego. Zamiast nich w zestawieniu pojawiła się natomiast znacznie mniej znana Argentyna, 1985 Santiago Mitrego, polityczno-sądowa intryga o jednym z najważniejszych procesów w historii Argentyny. Czy to oznacza, że jest filmem lepszym od wyżej wymienionych dzieł? Spróbuję odpowiedzieć na to pytanie w tej recenzji.
Argentyna, 1985 opowiada o mało znanych z polskiej perspektywy wydarzeniach, które miały miejsce w tym kraju tuż po zakończeniu rządów wojskowej junty. Julio Strassera (najsłynniejszy obecnie argentyński aktor Ricardo Darín) był prokuratorem generalnym w czasie rządów prezydenta Raúla Alfonsína. W 1984 roku został nominowany do przeprowadzenia najsłynniejszego w dziejach Argentyny procesu mającego na celu skazanie dowódców wojskowych odpowiedzialnych za śmierć i prześladowanie dziesiątek tysięcy niewinnych obywateli. Film Santiago Mitrego opowiada o kulisach tego procesu: początkowej niechęci samego Strassery, tworzeniu zespołu złożonego z mało doświadczonych prawników, a także politycznych naciskach i licznych pogróżkach, które otrzymywał prokurator i jego współpracownicy. Argentyna, 1985 łączy konwencje thrillera politycznego i dramatu sądowego – pierwszym etapem jest drobiazgowe śledztwo, na które zespół Strassery otrzymuje zaledwie sześć tygodni, drugim zaś wstrząsające przesłuchania ofiar i świadków prześladowań zlecanych przez najwyższych oficerów armii argentyńskiej.
Santiago Mitre to twórca może niezbyt jeszcze znany w skali międzynarodowej, ale w ojczyźnie uznany – zdobywał już nagrody za Studenta (2011), Paulinę (2015) czy Spotkanie na szczycie (2017). Ten ostatni tytuł był zresztą dla Mitrego wstępem do kina politycznego – opowiadał o fikcyjnym prezydencie Argentyny, który podczas tytułowego szczytu przeżywa osobisty i zawodowy dramat. W swoim najnowszym dziele Santiago Mitre porzuca fikcję na rzecz bolesnej przeszłości – Argentyna, 1985 rozlicza się z jednym z najbardziej mrocznych okresów w historii kraju, ukazując napięcia, jakie towarzyszyły politycznemu i ideologicznemu przełomowi. Jest w filmie Mitrego znakomita scena, w której prokurator Strassera rozmawia z przyjacielem, analizując potencjalnych kandydatów do swojego zespołu. Następuje wówczas taki dialog:
– Girardi?
– Nie, to faszysta. Może Bruni?
– Superfaszysta!
– Hector Alcides?
– Zwariowałeś? Zmarł w zeszłym roku.
– Nie wiedziałem! Wielka szkoda.
– Tak, rozległy zawał. Ale i tak by odmówił: też superfaszysta.
Ta szybka, przypominająca mecz tenisowy wymiana zdań doskonale ukazuje nienachalny, jakby podskórny humor obecny w Argentynie, 1985. Mimo niewątpliwego ciężaru gatunkowego, jaki miał „proces junty”, Mitre stara się rozładowywać atmosferę żartobliwymi elementami – takim jest choćby ciągłe przekręcanie przez Strasserę nazwiska jego zastępcy, młodszego o blisko 20 lat Luisa Moreno Ocampo (świetna rola Peter Lanzani). Właśnie ten niespodziewany humor sprawia, że trudno sklasyfikować gatunkowo Argentynę, 1985 – to bez wątpienia przede wszystkim kino polityczno-sądowe zawierające chwytające za gardło sceny zeznań ofiar prześladowań argentyńskiej junty wojskowej, ale to także komediodramat o prokuratorze, przed którym postawiono tytaniczne wręcz zadanie, a który próbował radzić sobie z nim na różne, niekiedy zabawne sposoby.
Choć Argentyna, 1985 to nieco zaskakujący kandydat do Oscara w kategorii Najlepszy film nieanglojęzyczny, nie należy być oburzonym, że dzieło Santiago Mitrego zabrało miejsce w oscarowej stawce dziełom Parka czy Abbasiego (choć Holy Spider uważam za film znacznie lepszy). Ta niejednoznaczna gatunkowo produkcja jest bowiem cenną kroniką niezwykle istotnego dla Argentyny przełomu, a przy okazji oferuje wysoką jakość na poziomie scenariuszowym i aktorskim. Film Mitrego już może pochwalić się Złotym Globem, więc kto wie – może sprawi niespodziankę i w walce o Oscara pokona największych faworytów, z Na Zachodzie bez zmian i Blisko na czele?