ANIOŁ ZAGŁADY. W pułapce konwenansów
Uwięzionym w nużącej towarzyskiej sytuacji bohaterom Anioła zagłady stopniowo obluzowują się społeczne maski, ujawniając skrywaną pod szykowną powierzchownością małostkowość, agresję i zwierzęce instynkty. Stopniowo, coraz bardziej dusząc się w niespodziewanej sytuacji, światli patrycjusze meksykańskiego miasta zaczynają konfrontować się z przerażającą myślą, że oto stoją w obliczu śmierci. Straszna jest dla nich jednak nie sama zagłada, ale jej banalność i podobieństwo do normalnego, zatrzaśniętego w konwencji życia. Groza u Buñuela wypływa więc nie z perspektywy realnego zagrożenia i nagłego przerwania istnienia, ale z jego tajemniczej normalności, a wręcz nudy. W tej wizji przerażający jest brak nadejścia tytułowego Anioła Zagłady – domniemana apokalipsa rozgrywa się w złowrogo banalny sposób, bez donośnych trąb, teatru okrucieństwa i krwawoczerwonej łuny na horyzoncie.
W jednym z dialogów Anioła zagłady pada zdanie: „to dziwne – a może właśnie zbyt normalne?”. To stwierdzenie można uznać za motyw przewodni filmu. Niemalże nic nie odbiega tu od zwyczajnego trybu zdarzeń, pozornie nie dotyka bohaterów żaden kryzys czy kataklizm – a wkradające się do ich świata niepasujące elementy (ptak w torebce, przebiegające przez dworzyszcze zwierzęta, zagadkowa niemożność opuszczenia pokoju) zostają w tej normalności znaturalizowane, stając się po prostu jeszcze jednym elementem rzeczywistości, z którego istnieniem wypada się pogodzić. Mechanizm zlewania w jedno porządku i wykroczenia umożliwia Buñuelowi wyprowadzenie z tego teatru absurdu wyrazistej krytyki społecznej, zasadzającej się na przejaskrawieniu groźnych sprzeczności świata i jego skłonności do budowania klatek konwencji, w których zbrodnie i wykroczenia zaczynają wydawać się nam czymś całkowicie zwyczajnym.
Klasowa satyra
Choć trzymająca Buñuelowskich bogaczy w pomieszczeniu przyczyna pozostaje niewyjaśnioną tajemnicą, reżyser całkiem jasno sugeruje, co tak naprawdę jest źródłem całej sytuacji. Są to mianowicie klasowe konwenanse, społeczne reguły, którym podporządkowują swoje zachowanie przedstawiciele elity. W pierwszych aktach filmu Buñuel pokazuje, jak z posiadłości rejteruje należąca do niższych warstw służba – oni są zdolni do zerwania łączących ich z miejscem pracy więzów, nawet jeśli przychodzi im to z trudem. Zanurzeni bez reszty w ślepym przywiązaniu do zasad i etykiety patrycjusze nie potrafią zdobyć się na taki gest – nie potrafią wyjść poza klasowe rytuały, w wierności im upatrują swojej wyższości, a w nieoczekiwanym zwrocie stają się ich zakładnikami. Są również bezradni bez wsparcia nagle nieobecnej służby, co obnaża sztuczność całego sankcjonowanego przez pokolenia systemu. Zgodnie ze społeczno-politycznym programem surrealizmu, którego spadkobiercą był Buñuel, pod abstrakcyjną formą kryje się nieprzyjemny, brutalny realizm, dla którego antyracjonalna konstrukcja jest jedynie wehikułem.
Podobne wpisy
Anioł zagłady to zjadliwa satyra na elitaryzm i uporczywe fetyszyzowanie wartości, utrwalające istniejący system. Buñuel przerysowuje do ekstremum mechanizm konserwatywnego trzymania się norm, obnażając tym sztuczność reguł i absurdalność hierarchicznych struktur społecznych. Z odpowiednią dla wyrosłego w marksowskich kręgach intelektualnych komentatora swadą, Hiszpan podstawia kulturze krzywe zwierciadło, które uwydatnia jej paradoksy, nadużycia i słabe punkty. Film proponuje przewrotną wizję klasy jako więzienia. Zastosowana przez Buñuela sztuczka polega na tym, że w jego filmie zniewalanym podmiotem są ci, którzy w klasowej drabince stoją najwyżej, a ujawnienie ich spętania konwencjami, implikuje analogiczną sytuację klas niższych – przy czym te nie mają do dyspozycji komfortowego salonu ani czasu na rozważanie swojej sytuacji i ewentualnych dróg ucieczki, dotyczący ich egzystencjalny impas nie przykuwa uwagi osób postronnych. Tę wymowę podkreśla też wyjątkowo ostra i ambiwalentna puenta filmu, której tu nie zdradzę.