ANIOŁ ZAGŁADY. W pułapce konwenansów
Bogacze Buñuela są przerażeni perspektywą, że ich kres odbędzie się w tak uwłaczający statusowi, prozaiczny sposób. W tej sytuacji bardziej dotkliwe niż nagłe odebranie wolności staje się dla nich odkrycie, że nie są w żaden sposób wyjątkowi. Jednak nawet w obliczu złowrogiej sytuacji nie tracą poczucia swojej wyższości, którą mogą teraz okazać jedynie lokajowi i sobie samym. Buta i egocentryzm elity są zarówno żałosne, jak i przerażające, jeśli zestawimy je z pojawiającymi się na marginesach filmu realiami zubożałego otoczenia. Znaturalizowane w surrealistycznej poetyce przemoc i zło przeniesione poza mury posiadłości stają się systemowym uciskiem, a całość zyskuje znamiona społecznej metafory alienacji elit i raniącego gorsetu społecznych struktur. W tym miejscu zgrabnie wpasować można w Anioła zagłady wspomnianą wyżej krytykę z definicji konserwatywnej i hołdującej coraz bardziej anachronicznej stratyfikacji klasowej Hiszpanii rządzonej przez generała Franco. Przywary elit, uwypuklone w relatywnie oderwanym od lokalnych kontekstów filmie osadzonym w „standardowym”, rozwarstwionym społeczeństwie XX wieku, rażą tak samo celnie, zarówno uniwersalnie i ponadnarodowo, jak i w konkretne systemy.
Misterium absurdu
Anioła zagłady spina wieloznaczna klamra, wprowadzająca jeszcze jeden kontekst kreowanej przez Buñuela historii. Pierwsza i ostatnia scena filmu rozgrywa się w kościele przy dźwiękach hymnu Te deum. Msza pełni tu rolę prologu i epilogu, w finałowym zwrocie akcji stając się równocześnie rodzajem pętli, sugerującej nieprzerwaną cykliczność powtarzanych bezmyślnie mechanizmów społecznych, wyszydzanych przez reżysera. Elementów wprowadzających do filmu wątki religijne jest więcej – nieszczęsna posiadłość znajduje się przy ulicy Opatrzności, pojawiające się kilkukrotnie owce zestawione są z przywoływanym w dialogach motywem ofiary z krwi niewiniątka, rozsiewane są też tropy gnostyckie, sugerujące w ukazywanych zdarzeniach metaforę cielesnego zniewolenia duszy-umysłu. Choć w swoich wczesnych filmach, takich jak Złoty wiek, a także poprzedzającej Anioła Viridianie, Buñuel zapracował jednak na opinię radykalnego antyklerykała, w filmie z 1962 roku widać dużo bardziej złożony stosunek twórcy do zagadnień religijnych, dzięki czemu społeczna krytyka formułowana w groteskowej przypowieści o uwięzionych na przyjęciu bogaczach zyskuje kolejne, metafizyczne dno.
Podobne wpisy
Na pewno film Buñuela zawiera wyraziste wątki krytykujące instytucjonalną religię i jej uświęcone rytuały. Kościół jest tu we wspomnianej klamrze wskazany jako współuczestnik patologicznego systemu, sankcjonujący istniejący porządek wraz z nierównościami i absurdalnymi normami, więżącymi jednostki w klasowej klatce. Równocześnie jego rytuały, co jasno wskazuje końcowa sekwencja, są puste, wyprane z dawnych znaczeń, a autorytet duchowieństwa jest równie arbitralny i pozbawiony faktycznej legitymacji, co przywódcza rola zblazowanych arystokratów, niezdolnych do samodzielnego działania bez mrówczej pracy niżej sytuowanych. Bogobojne maski przykładnych katolików skrywają mroczne, napędzane złością i zwierzęcymi instynktami oblicza, tak jak wyrafinowana architektura domu państwa Nóbile ukrywa w labiryncie swoich pokoi dzikie zwierzę. Wymyślne obrządki okazują się w istocie banalnymi zagrywkami, niezdolnymi do dotknięcia prawdziwej, duchowej Tajemnicy.
To właśnie w tej ostatniej upatruje Buñuel głębszego sensu metafizycznego życia, który został gdzieś w toku ewolucji instytucjonalnej religii zagubiony. Pojawiające się w Aniele zagłady zwierzęta – owce i niedźwiedź – pełnią tu rolę nie tylko chrześcijańskiej i psychoanalitycznej aluzji sygnalizującej konwencje, z którymi gra reżyser, ale mają znaczenie bardziej pierwotne, uruchamiając prareligijne odczucie sakralne. W surrealistycznej konwencji Buñuel eksploruje więc obok społecznych aspektów rzeczywistości jej duchową podszewkę, tworząc wokół sytuacji niezrozumiałego zamknięcia atmosferę obcowania z głębokimi, przekraczającymi ramy dogmatów i katechizmów siłami ponadczasowego sacrum. W tej perspektywie sytuacja zamienia się w metafizyczną przypowieść o zduszeniu ducha przez materialne okowy nawarstwianych wiekami reguł i możliwości wyzwolenia – radykalnej ofiary i śmierci. Z absurdu wydobywa więc Buñuel religijne znaczenia, zatopione w prozaicznym porządku i wydobywane z niego dopiero w dziwacznym przekrzywieniu.