search
REKLAMA
Recenzje

20 DNI W MARIUPOLU. Pierwszy Oscar w historii Ukrainy [RECENZJA]

Kino tworzy pamięć, a pamięć tworzy historię.

Janek Brzozowski

14 marca 2024

REKLAMA

Dzisiaj trudno w to uwierzyć, ale pełnoskalowa inwazja Rosji na Ukrainę rozpoczęła się ponad dwa lata temu – pod koniec lutego 2022 roku, zaraz po Zimowych Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie. Jednym z pierwszych dużych miast, które znalazły się na drodze przemarszu Rosjan, był Mariupol – położony nad Morzem Azowskim, nieopodal granicy. Podczas oblężenia miasto zostało właściwie odcięte od reszty Ukrainy: doszczętnie zbombardowane, znajdujące się daleko za linią frontu, nie mogło liczyć na pomoc z głębi kraju. Widząc, co się dzieje, większość dziennikarzy opuściła Mariupol jeszcze przed wkroczeniem oddziałów okupanta. Na miejscu zostali Mstyslav Chernov, Evgeniy Maloletka i Vasilisa Stepanenko pracujący dla amerykańskiej stacji telewizyjnej PBS oraz agencji Associated Press.

20 dni w Mariupolu jest dokumentalnym sprawozdaniem z dziejów oblężonego miasta. Sprawozdaniem surowym, niepozbawionym elementów drastycznych. Kamera z ręki podąża za żołnierzami i policjantami. Śledzi kolejne ludzkie tragedie, przyczółek znajdując ostatecznie w największym szpitalu Mariupola. To tam oglądamy najbardziej wstrząsające wydarzenia. Ukraińscy reporterzy wyłapują z morza cierpienia pojedyncze historie. Chłopca, który najpierw stracił nogi, a następnie życie, bo podczas nalotu grał z kolegami w piłkę. Ciężarnej kobiety, która znajdowała się na zbombardowanym oddziale położniczym. Odłamki wbiły się w jej brzuch, zabijając nienarodzone dziecko – wkrótce ona również wykrwawiła się na śmierć. Wojna nie zna litości. Przez ekran przewijają się osierocone dzieci i pogrążeni w żałobie rodzice. „Wiem, że ciężko się to ogląda” – stwierdza prowadzący narrację z offu Chernov. „Ale to musi się ciężko oglądać” – dodaje po chwili.

Jednym z najważniejszych pytań, jakie reżyser stawia sobie na łamach narracji z offu, brzmi: „czy powinienem to wszystko w ogóle nagrywać?”. Szybko udziela na nie jednak odpowiedzi, w rejestracji wydarzeń z Mariupola odnajdując swego rodzaju misję – swój wkład w szalenie istotną wojnę informacyjną. Co dzień, wraz z najbliższymi współpracownikami, zakrada się do kontrolowanej przez Rosjan okolicy, aby przesłać materiały do swoich amerykańskich wydawców. Napędzają go wypowiedzi bohaterów pełniących funkcje publiczne. Policjant wygłasza oświadczenie wprost do kamery, błagając o doraźną pomoc z Zachodu. Lekarz przeprowadzający reanimację kilkuletniego chłopca wykrzykuje w kierunku Chernova: „Pokaż Putinowi oczy tego dziecka! Pokaż, co te skurwysyny robią z naszymi cywilami!”.

Wspomniani cywile reagują jednak na kamerę Chernova bardzo różnie. Są momenty, w których reżyser zdaje się przekraczać granicę etyczną, niepotrzebnie ciągnąc straumatyzowanych mieszkańców Mariupola za języki. Dopytuje przechodniów o imiona i nazwiska – w odpowiedzi słyszy, że ma się odwalić. Nie każdy ma ochotę stanąć przed kamerą, kiedy cały jego/jej świat chwieje się w posadach. Pokazując mężczyznę, który zajmuje się chowaniem zwłok w masowych grobach, Chernov zaczyna drążyć: „Co teraz czujesz?”. To pytanie jest niczym policzek. Jak na coś podobnego w ogóle odpowiedzieć? Mężczyzna nie chce nic mówić, bojąc się, że zacznie płakać, reżyser nie daje mu jednak spokoju. Największą słabością 20 dni w Mariupolu okazuje się więc paradoksalnie niewiara w moc filmowego obrazu – nieuzasadnione zafiksowanie na punkcie komentarza werbalnego, wynikające, jak mniemam, z telewizyjnego zaplecza twórców. Dotyczy to zresztą również narracji z offu: raz surowej, skoncentrowanej na „tu i teraz”, a raz quasi-poetyckiej, nachalnie autobiograficznej.

20 dni w Mariupolu jest już czwartym dokumentem na temat inwazji Rosji na Ukrainę, jaki recenzuję. Wojna się nie kończy, powstają więc kolejne filmy. Dziwnie jakoś je waloryzować, układać w kolejności od najlepszego do najgorszego. Każdy z nich pokazuje tragedię narodu ukraińskiego z innej perspektywy, za pomocą innych środków narracyjnych. Wolski i Pawlus (W Ukrainie) zrobili to w sposób zdecydowanie najbardziej zdystansowany, oddając opowieść w „ręce” poszatkowanego przez bomby krajobrazu. Maciej Hamela odświeżył w Skąd dokąd niesławną konwencję „wywiadu samochodowego”, podchodząc do swoich rozmówców z empatią i cierpliwością wytrawnego dokumentalisty (wspólnie spędzony czas zaprocentował, zbudował zaufanie między twórcą a bohaterami i rozwiązał języki). Wyjątek stanowi Superpower Seana Penna, na który najlepiej spuścić zasłonę milczenia – pomimo szlachetnych intencji Amerykanin nakręcił bardziej film o sobie, aniżeli o wydarzeniach w Ukrainie. 20 dni w Mariupolu wyróżnia się na tym tle zacięciem reporterskim. Żaden inny film z tej grupy nie jest tak dosadny i bezpośredni. Żaden nie został też zrealizowany przez rodowitych Ukraińców. Najpewniej to właśnie te walory zadecydowały o tym, że dokument Chernova, Maloletki i Stepanenko został wyróżniony nagrodą Amerykańskiej Akademii Filmowej.

„Kino tworzy pamięć, a pamięć tworzy historię” – powiedział ze sceny Dolby Theater Mstyslav Chernov, odbierając pierwszego Oscara w historii ukraińskiej kinematografii. Jego przemówienie, zaraz obok mowy Jonathana Glazera, było zdecydowanie najmocniejszym akcentem tegorocznej gali. Apelem o pomoc, wytrącającym z odbiorczego komfortu. Chernov przyznał wprost: jeśli tylko pojawiłaby się taka możliwość, to bez wahania wymieniłby właśnie otrzymaną statuetkę na pokój w Ukrainie. Gdy reżyser i jego współpracownicy schodzili ze sceny, z głośników wydobył się dżingiel na bazie piosenki I’m Just Ken. Oscary w pigułce. I tak jak kocham piosenki z Barbie, tak mam nadzieję, że nie zagłuszą one nigdy tego, co dzieje się – nieprzerwanie, od ponad dwóch lat – za naszą wschodnią granicą.

Janek Brzozowski

Janek Brzozowski

Absolwent poznańskiego filmoznawstwa, swoją pracę magisterską poświęcił zagadnieniu etyki krytyka filmowego. Permanentnie niewyspany, bo nocami chłonie na zmianę westerny i kino nowej przygody. Poza dziesiątą muzą interesuje go również literatura amerykańska oraz francuska, a także piłka nożna - od 2006 roku jest oddanym kibicem FC Barcelony (ze wszystkich tej decyzji konsekwencjami). Od 2017 roku jest redaktorem portalu film.org.pl, jego teksty znaleźć można również na łamach miesięcznika "Kino" oraz internetowego czasopisma Nowy Napis Co Tydzień. Laureat 13. edycji konkursu Krytyk Pisze. Podobnie jak Woody Allen, żałuje w życiu tylko jednego: że nie jest kimś innym. E-mail kontaktowy: jan.brzozowski@protonmail.com

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA