search
REKLAMA
Recenzje

13 DNI DO WAKACJI. Pierwsze polskie home invasion [RECENZJA]

Wziąć ten film na poważnie, to jak odebrać mu ten 1 procent uroku, który decyduje o tym, że da się wysiedzieć na sali kinowej pełne 80 minut.

Janek Brzozowski

28 lipca 2025

13 dni do wakacji
REKLAMA

Bartosz M. Kowalski bardzo lubi być pierwszy, zwłaszcza w obrębie horroru. Kiedyś, przynajmniej zdaniem niektórych, nakręcił „pierwszy polski slasher”, teraz – „pierwsze polskie home invasion”. Widać jak na dłoni, że reżyser kocha to, co robi. W wywiadach i podczas spotkań autorskich wypowiada się o swojej twórczości z dużą dawką entuzjazmu oraz samouwielbienia, psiocząc jednocześnie na tych, którzy kina gatunkowego nie lubią bądź nie rozumieją (a zatem polskich producentów i krytyków). Pozostaje żałować, że za odwagą pioniera nie kroczy w jego przypadku ani jakość, ani przynajmniej pokora.

Po wizytach w klasztorze (Ostatnia wieczerza) i domu spokojnej starości (Cisza nocna) Kowalski powraca do slasherowych korzeni, a zatem samotnego domu w głębi lasu. Dom to jednak nie byle jaki: przestronny smart home, zabezpieczony ultranowoczesnym systemem ochrony, którym steruje się z poziomu aplikacji w telefonie. W teorii azyl, w praktyce zaś – więzienie, z którego w odpowiednich okolicznościach nie sposób się wydostać. W taki setting reżyser wrzuca, a jakże, grupę nastolatków. Paulina (Katarzyna Gałązka) i jej znajomi bawią się beztrosko, korzystając z tego, że ojciec wyjechał na kilka dni w sprawach służbowych. Tylko Antek (Teodor Koziar), młodszy brat dziewczyny, przeczuwa, że może wydarzyć się coś złego – kilka dni wcześniej znalazł w parku zwłoki brutalnie zamordowanego bezdomnego. Jest przekonany, że morderca przyjdzie również po niego.

13 dni do wakacji

Podobnie jak w poprzednich projektach Kowalskiego schemat goni tutaj schemat. Dzieciaki zachowują się zgodnie z prawidłami gatunku, czyli jak skończeni idioci: zamiast stawić czoła zagrożeniu, miotają się bez ładu i składu, padając po kolei ofiarą psychopaty z kuszą. Kolejność śmierci możemy przewidzieć z dużą dozą prawdopodobieństwa zaraz po tym, jak przedstawieni zostają nam wszyscy członkowie ekipy. Schematyczność i przewidywalność to jednak jeszcze nic złego – o ile oczywiście film jest dobrze zrealizowany, a na tle podobnych sobie produkcji wyróżnia się za sprawą drobnych, aczkolwiek oryginalnych detali.

13 dni do wakacji to przypadek z zupełnie innej parafii. Krótko mówiąc: jeden z najgorzej zainscenizowanych slasherów, jakie widziałem. Szczytem reżyserskiej inwencji jest tutaj – podobnie jak w przypadku W lesie dziś nie zaśnie nikt 2 – pretensjonalny obrót kamery o 180 stopni: „inteligenta” sugestia, że oto film wkracza w nową fazę. Sceny sadystycznych morderstw, a zatem crème de la crème gatunku, są kompletnie bezpłciowe, nakręcone jakby od niechcenia, z przymusu – żadnej z nich nie towarzyszy śladowe chociażby napięcie. Wynika to również z faktu, że samo home invasion rozpoczyna się dość późno, bo dopiero w okolicach połowy projekcji (koło 40-45 minuty). Śmierci kolejnych bohaterów następują więc, z fabularnej konieczności, bardzo szybko: odhaczane są mechanicznie i nie sposób czerpać z ich oglądania żadnej satysfakcji.

Im dłużej się jednak nad tym stanem rzeczy zastanawiam, tym bliżej mi do myśli, że Kowalskiemu chodziło w gruncie rzeczy o osiągnięcie podobnego efektu. Nie chciał, rzecz jasna, zanudzić widzów na śmierć (tej sztuki dokonał już wcześniej w Ciszy nocnej), ale zbudować pewnego rodzaju dystans pomiędzy odbiorcą a ekranowymi wydarzeniami. Zwłaszcza w końcowych fragmentach, już po finałowym twiście – skomentowanym przez siedzącego obok mnie kolegę spontanicznym: „Co jest kurwa! Dlaczego?” – 13 dni do wakacji staje się filmem śmiertelnie, nieznośnie wręcz poważnym. Kowalski powraca tu na moment do nihilistycznej poetyki swojego debiutu: pyta o korzenie zła, nie udzielając przy tym przekonującej odpowiedzi. Kino Michaela Hanekego znów staje się dla polskiego reżysera ważnym punktem odniesienia, choć tym razem celuje on raczej w klimat Funny Games, a nie Białej wstążki.

13 dni do wakacji

Największy problem 13 dni do wakacji – definitywnie przekreślający powodzenie projektu – polega na tym, iż obrana przez Kowalskiego poetyka nijak nie współgra z treścią filmu. Reżyser wkłada w usta bohaterów absurdalne dialogi, które aktorzy wygłaszają następnie z kamiennymi twarzami, bez grama ironii. Inscenizuje groteskowe scenki – takie jak niedoszła próba samobójcza zakończona słowami „Tnij się albo wypierdalaj!” – ściągając w ten sposób swój film w rejestry autoparodii, czego, jak mniemam, próbował uniknąć. Efekt jest taki, że podczas polskiej premiery 13 dni do wakacji widownia wybuchała donośnym śmiechem na co drugiej scenie – ku wielkiemu niezadowoleniu najbardziej oddanych fanów reżysera.

Przekonałem się o tym na własnej skórze, kiedy w internetową dyskusję wdał się ze mną Łukasz Karaś z kanału horrorshowPL. Broniąc filmu Kowalskiego, Karaś zaatakował publiczność: że nie zrozumiała konwencji, że przyszła na film uprzedzona i „leje w gacie ze śmiechu” na sam widok sformułowania „polski horror”. No cóż, Szacowny Pan Karaś zapomniał najwyraźniej, że w kinie i przed telewizorem śmiejemy się nie tylko wtedy, kiedy widzimy na ekranie coś zabawnego. Śmiejemy się również wtedy (i często śmiejemy się w takich przypadkach dużo głośniej), kiedy coś wydaje nam się głupie, żenujące albo absurdalne. Innymi słowy, śmiejemy się wówczas z filmu, a nie z filmem. Ironiczny seans to zresztą jedyny sposób na to, aby czerpać z oglądania 13 dni do wakacji jakąkolwiek przyjemność. Wziąć ten film na poważnie – a zatem tak, jak życzyliby sobie jego najzagorzalsi entuzjaści – to jak odebrać mu ten 1 procent uroku, który decyduje o tym, że da się wysiedzieć na sali kinowej pełne 80 minut.

Janek Brzozowski

Janek Brzozowski

Absolwent poznańskiego filmoznawstwa, swoją pracę magisterską poświęcił zagadnieniu etyki krytyka filmowego. Permanentnie niewyspany, bo nocami chłonie na zmianę westerny i kino nowej przygody. Poza dziesiątą muzą interesuje go również literatura amerykańska oraz francuska, a także piłka nożna - od 2006 roku jest oddanym kibicem FC Barcelony (ze wszystkich tej decyzji konsekwencjami). Od 2017 roku jest redaktorem portalu film.org.pl, jego teksty znaleźć można również na łamach miesięcznika "Kino" oraz internetowego czasopisma Nowy Napis Co Tydzień. Laureat 13. edycji konkursu Krytyk Pisze. Podobnie jak Woody Allen, żałuje w życiu tylko jednego: że nie jest kimś innym. E-mail kontaktowy: jan.brzozowski@protonmail.com

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA