search
REKLAMA
Recenzje

13 DNI DO WAKACJI. Polskie home invasion, które potrafi zaskoczyć [RECENZJA]

Polskie home invasion w kinach od 8 sierpnia.

Łukasz Budnik

6 sierpnia 2025

REKLAMA

Pod koniec lipca mój redakcyjny kolega Janek Brzozowski negatywnie zrecenzował 13 dni do wakacji, nowy film Bartosza M. Kowalskiego, pisząc, że ironiczny seans to jedyny sposób, by czerpać z tej produkcji przyjemność. Pozwolę się nie zgodzić i napisać o slasherze Kowalskiego w sposób bardziej przechylny, bo – w całkiem nieironiczny sposób – bawiłem się na nim dobrze.

Jeśli ktoś wcześniej nie zetknął się z tym tytułem, krótko o fabule: historia opowiada o Paulinie, która w swoim bardzo nowoczesnym domu (z zabezpieczeniami sterowanymi przez aplikację) organizuje imprezę pod nieobecność swojego ojca. Oprócz znajomych obecny jest także jej brat, z którym Paulina wciąż się kłóci z powodu ich matki. To właśnie ta grupa musi zmierzyć się z tajemniczym napastnikiem, który zjawia się w domu i odcina całemu towarzystwu możliwość ucieczki. Ekipa domyśla się, że do środka mogła dostać się osoba, która ma już na koncie kilka zabójstw.

13 dni do wakacji

Zanim film dociera do momentu, w którym młodzież musi walczyć o życie – a następuje on mniej więcej w połowie projekcji – reżyser pozwala nam poznać całą ekipę. Oczywiście nie są to najbardziej skomplikowane charaktery i większość da się podsumować jednym zdaniem, ale to uroki gatunku – postaci potrzebne są w dużej mierze po to, by ginąć w brutalny i – optymalnie – widowiskowy sposób. Kowalski ma ten schemat wyćwiczony już choćby dzięki W lesie dziś nie zaśnie nikt sprzed pół dekady – tam jednak całość była bardziej meta i stanowiła komentarz do zasad rządzących gatunkiem. 13 dni do wakacji jako home invasion jest już stworzone na poważnie, a zagrożeniem nie są fantazyjne stwory, lecz człowiek (choć w fantazyjnej i niepokojącej masce). W filmie jest stosunkowo niewiele humoru – o ile jeszcze w interakcjach bohaterów na imprezie poprzedzającej masakrę odnaleźć można trochę luzu, o tyle później robi się całkiem mrocznie. W związku z tym, że film trwa około 80 minut, z czego połowa to wprowadzenie, kolejne morderstwa następują po sobie dość szybko, a reżyser nie poświęca wiele czasu każdemu z nich – śmierci są szybkie, brutalne i niekiedy szczególnie nieprzyjemne.

Z dzierżącym kuszę zabójcą mierzą się m.in. chłopak Pauliny i jej najlepsza przyjaciółka, jednak choć mają oni dla siebie trochę czasu ekranowego, to właśnie o Pauli można po seansie powiedzieć najwięcej. Wcielająca się w nią Katarzyna Gałązka dostała najtrudniejsze aktorskie zadanie, bo to ona prowadzi nas przez całą sytuację, coraz bardziej zapadając się w otchłań szoku i przerażenia. Wrażenie robi szczególnie jedna scena, w której aktorka wyraża autentyczną, szczerą rozpacz, dzięki czemu można poczuć ciężar kolejnych śmierci i całej sytuacji.

13 dni do wakacji

Bohaterowie filmu Kowalskiego nie są przy tym w żaden sposób „polscy” – w produkcji w zasadzie nie ma nawiązań do naszej rzeczywistości, co czyni ją w większym stopniu uniwersalną, a obsada jest młoda i nieopatrzona. Najbardziej znany aktor, który wciela się w ojca Pauliny i jej brata, pojawia się tylko w jednej scenie i nigdy nie widzimy jego twarzy. Ciekawi mnie, jak 13 dni do wakacji odebraliby np. widzowie amerykańscy, którzy jednak częściej niż my mają do czynienia z nowymi slasherami. Zakładam, że zwróciliby uwagę na twist z końcówki filmu, który – przyznam – zaskoczył mnie i sprawił, że 13 dni do wakacji zostało w mojej głowie na dłużej. Z pewnością jednak może on podzielić widzów. Odpuściłbym jedynie ostatnią scenę, kończąc produkcję minutę wcześniej – mocniejszym akcentem.

Od strony realizacyjnej 13 dni do wakacji prezentuje się bez zarzutu – wnętrza pogrążonego w zmroku domu są dobrze sfotografowane (i, co ważne, wszystko jest świetnie widoczne), a muzyka dobrze potęguje klimat.

13 dni do wakacji

Można filmowi Kowalskiego trochę zarzucić. Pisałem już o epilogu, który wydał mi się zbędny. Nieco skróciłbym też wprowadzenie, a rozszerzyłbym część z utknięciem w domu i uciekaniem przed oprawcą (szczególnie że potrafi ona trzymać w napięciu), dając bohaterom trochę więcej czasu na opracowanie działania i próby zmierzenia się z nim. Szanuję jednak wybory Kowalskiego i cieszę się, że nadal próbuje swoich sił w kinie gatunkowym, dając przy okazji szansę wykazać się młodym aktorom i wprowadzić trochę świeżości na rynku. Efekt to konsekwentny, udanie korzystający ze schematów horror, który potrafi też zaskoczyć.

Film trafi do kin w piątek 8 sierpnia, a już teraz można go obejrzeć na Octopus Film Festival

Łukasz Budnik

Łukasz Budnik

Elblążanin. Docenia zarówno kino nieme, jak i współczesne blockbustery oparte na komiksach. Kocha trylogię "Before" Richarda Linklatera. Syci się nostalgią, lubi fotografować. Prywatnie mąż i ojciec, który z niemałą przyjemnością wprowadza swojego syna w świat popkultury.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA