search
REKLAMA
Recenzje

PRÓBA. Horror uniwersytecki, który wystawia na próbę cierpliwość

Jakub Koisz

18 marca 2019

REKLAMA

Rytuały akademickiego przejścia nie są za bardzo znane naszej kulturze, szczególnie te związane z bractwami. To, jak bardzo ważna na Zachodzie jest to droga, pokazują nie tylko komedie inicjacyjne dla nastolatków, ale również afery medialne. Niedawno okazało się, że bardzo bogaci amerykańscy rodzice mało zdolnych dzieciaków potrafili płacić miliony, aby ich pociechy dostały się do dobrej uczelni. Wszystko po to, aby średnio rozgarnięta młodzież przynależała do ekskluzywnych klubów. Wszak to na uczelniach formują się znajomości lub ważne dla przyszłej kariery ugrupowania, dlatego kult uniwersytetu wciąż trzyma się mocno. Próba Daniela Robbinsa korzysta z tego tematu w sposób mniej rozrywkowy niż komedie o kampusowym seksie i studenckiej zabawie. Najstraszniejsza w tym wszystkim jest natomiast fantazja producentów, którzy czynią ze studenckich zabaw krąg piekielny, do którego nie chcielibyśmy trafić. I trudno tu zawiesić wiarę choćby na chwilę.

Trzech kumpli, których można opisać jako „nerdy nieudacznicy” (film Robbinsa korzysta z wielu takich wyświechtanych modeli), odbija się od bram studenckich bractw, a co za tym idzie dobrych imprez, więc jakież jest ich zdziwienie, gdy w końcu zostają zaproszeni na domówkę przez popularne, wypełnione pięknymi ludźmi ugrupowanie studenckie. Oczywiście z miejsca ruszają tam ponownie kolejnego dnia na tak zwaną „próbę”, czyli inicjację w sporym domu na odludziu. Ethan, Justin i David zaczynają podejrzewać, że ich gospodarze mogą być kimś więcej niż zwykłymi, szukającymi rozrywki studentami. W tym właśnie momencie żegnamy komedię o ciągle myślących o seksie nieprzystosowanych frajerach, których jedynym grzechem jest to, że chcą czuć przynależność do jakiejś popularnej grupy, a na pełnej wjeżdża średnio angażujący thriller, pozszywany ze starych strzępków akademickiego koca.

Początkowo groza jest jeszcze niejasna, a główni bohaterowie – jak to bywa w tego typu kinie – ignorują niepokojące zwiastuny rzezi, wchodząc w szaloną zabawę jeszcze głębiej, niestety reżyserowi nie udaje się podnieść poprzeczki. Chociaż stawka oraz szalone pomysły gospodarzy płynnie schodzą z poziomu niewinnej zabawy na tory obrzydliwego spektaklu, głupota oraz papierowość postaci, z którymi mimo to mamy sympatyzować, poddają nasze zaangażowanie próbie. Dawno bowiem horror nie rozłożył na morderczej planszy tak mało wyrazistych i tak bardzo zbudowanych z krzywdzących stereotypów pionków. Oczywiście gdy zagrożenie chucha im na plecy już na całego, kibicujemy im w tej męczarni, ale wymuszenie tej reakcji to istny samograj, a lepiej by było, gdyby całość do końca utrzymywała temperaturę studenckiej satyry. Nie byłoby bowiem nic złego w schematach, które wielokrotnie już pokazano w kinie grozy, jeśli oblane zostałyby humorem, który sugerowałby, że mamy do czynienia ze świadomą zabawą reżysera. O ile w pierwszej, najlepszej połowie tego filmu doświadczyć można kilka zgrabnych obserwacji na temat życia studenckiego oraz aspiracji klasowych, w trzecim akcie prezentowany jest mało pomysłowy surwiwal o torturach i ciągłej ucieczce. Po drugiej bowiem stronie mamy rozpieszczonych bogaczy, którzy znęcają się nad słabszymi. Takie rozdanie wręcz wymusza, komu mamy kibicować, a komu nie, bo nie ma innej drogi i jest to jeden z wielu symptomów lenistwa scenopisarskiego. Problemem u Robbinsa jest wybranie zbyt oczywistych konstrukcji antagonistów, przez co trudno współczuć ich ofiarom. Zło ma tutaj jedną z gorszych i nudniejszych reprezentacji – twarz bogatego dzieciaka, o którym nie wiemy nic więcej oprócz tego, że jest zblazowany.

Trudno komukolwiek polecić Próbę z czystym sumieniem, bo na kilku poziomach to powtórka nie z jednej, ale wielu rozrywek. Komentarz na temat formowania się grup społecznych w pozornie homogenicznej uczelni trąci banałem, szczątkowa satyra nie śmieszy, a groza nie angażuje, bo nie ma komu kibicować. Nikt tak naprawdę nie wyróżnia się na ekranie, no może oprócz Zacka Weinera wcielającego się w Davida. Jest jednocześnie scenarzystą, który zawarł w tekście tego filmu najwięcej niuansów dla swojej postaci. Poza kilkoma gagami i wyczuwalną chemią między trojgiem głównych bohaterów horror o torturach według Daniela Robbinsa nie ma nic ciekawego do zaoferowania. Haki, które używane są w tej historii, nie mają się czego chwycić. To ślizganie się po tematach i desperackie sunięcie ku kulminacji. Bez jakiegokolwiek napięcia, całkowicie po omacku. Nie polecam.

REKLAMA