Zanim na Wall Street zakrólował Wilk o twarzy Leonardo Di Caprio, ta ulica i tytuł filmowy należał do Michaela Douglasa i jego Gordona Gekko. Nagrodzona Oscarem kreacja z 1987 roku była swego rodzaju przypieczętowaniem stopniowego budowania autonomicznej renomy aktorskiej przez syna legendarnego Kirka. Po pierwszych sukcesach w latach 70. (przede wszystkim Ulice San Francisco) w kolejnej dekadzie Douglas zanotował szereg pamiętnych występów – w bezpretensjonalnym romansie przygodowym Miłość, szmaragd i krokodyl oraz jego kontynuacji, Fatalnym zauroczeniu, Wojnie państwa Rose i Wall Street właśnie. Wszystkie te role udowodniły, że Michael to ktoś więcej niż tylko protegowany syn wielkiego ojca – pod koniec lat 80. nikt nie mógł mieć już wątpliwości, że Michael Douglas to pierwszoligowy aktor, który pozycję zawdzięcza nie tylko genealogii, ale także własnej charyzmie i rzetelnej pracy. [Tomasz Raczkowski]
Hollywoodzki system gwiazd upadł ponad 50 lat temu. Burzliwe lata sześćdziesiąte spowodowały, że widzom znudziły się manekiny oraz stereotypy. Ludzie zrezygnowali z gwarancji, jakie dawało znane nazwisko i związane z nim fabuły czy legendy. Gwiazd ubywało, a wraz ze śmiercią Elizabeth Taylor właściwie przestały one istnieć. Gdy słynna aktorka odeszła, gazety pisały o pożegnaniu „ostatniej wielkiej”. I rzeczywiście, sław takich jak Greta Garbo czy Marilyn Monroe z pewnością już nie ma. Ale jest… Julia Roberts. Aktorka z niepodrabialnym uśmiechem wycenionym na 3 miliardy dolarów. Kobieta, której zdjęcie z plakatu „Pretty Woman” stało się tak popularne jak niegdyś fotografie Rity Hayworth. Skromna dziewczyna z Atlanty, która została amerykańskim dobrem narodowym. [Karol Barzowski, fragment biografii]
Mniej więcej od 1985 roku do połowy kolejnej dekady Michelle Pfeiffer była na szczycie. Dzięki Zaklętej w sokoła Richarda Donnera (1985), kultowej dziś pozycji kina fantasy lat osiemdziesiątych, oraz mniej znanej komedii sensacyjnej Ucieczka w noc Johna Landisa (także 1985), w której zagrała u boku Jeffa Goldbluma, Pfeiffer stała się aktorką sprawdzoną i uznaną, a każdy kolejny rok przynosił co najmniej jedną udaną produkcję z udziałem Michelle. W 1987 roku były to Czarownice z Eastwick George’a Millera, w 1988 – Niebezpieczne związki Stephena Frearsa, zaś rok później odbyła się premiera Wspaniałych braci Baker, debiutu reżyserskiego scenarzysty Steve’a Klovesa. To dwa ostatnie tytuły przyniosły Pfeiffer nominacje do Oscara, choć tej statuetki nigdy nie udało jej się zdobyć. [Dawid Myśliwiec, fragment biografii]
Tego pana po prostu nie mogło tu zabraknąć. Russell to wszak jeden z kultowych aktorów tamtej epoki. Był Rudym Russo, R.J. MacReadym, Jackiem Burtonem, Drew Stephensem, Frescią i Gabrielem Cashem… no i oczywiście Wężem Plisskenem, który dał mu tak pożądaną w kinie nieśmiertelność. Dodatkowo Kurt stworzył wtedy przeuroczy i niezwykle szczery duet z Goldie Hawn, bez której również trudno wyobrazić sobie tamten okres w amerykańskim kinie popularnym, a z którą związany jest przecież po dziś dzień. Klasa i kult – to cały Kurt. [Jacek Lubiński]
Siedem Oscarów, z czego dwa dla samego Costnera – trudno o lepsze podsumowanie tamtego okresu w jego wykonaniu. Mowa oczywiście o fresku Tańczący z wilkami, czyli swoistym opum magnum aktora-reżysera, który był wtedy na samym szczycie popularności. Sławę i uwielbienie fanów wypracował sobie wcześniej takimi filmami jak Fandango, Silverado, Bull Durham, Odwet, Bez wyjścia, Pole marzeń i w końcu Nietykalni, w których zagrał Elliota Nessa. Wszystkie cieszą się niesłabnącym powodzeniem, a większość to już żelazna klasyka nie tylko lat 80., na początku której przecież Costner w ogóle zadebiutował na dużym ekranie. Mimo paru wielkich wpadek finansowych w kolejnej dekadzie i coraz gorszego doboru filmów Costner nadal jest gwiazdą pierwszej wielkości – co przecież nie o każdym gorącym nazwisku tamtych lat można napisać. [Jacek Lubiński]
Nie zabrzmię na wyrost, gdy powiem, iż Dan Aykroyd to prawdziwa gwiazda komedii lat 80. Choć obecnie słuch o nim zaginął i pojawia się raczej w rolach trzecioplanowych, w tamtym okresie był na samym szczycie. Podobnie jak wielu komików, swoje pierwsze kroki stawiał w programie Saturday Night Live. Okazał się na tyle uzdolniony, iż sam Eric Idle stwierdził, że jest on jedyną osobą z obsady, która mogłaby zostać członkiem Latającego Cyrku Monty Pythona. To właśnie na potrzeby Saturday Night Live powstał słynny duet z Johnem Belushim – Blues Brothers. Rok 1980 to początek pasma jego sukcesów, które otwiera premiera kultowego już filmu o przygodach wspomnianych braci Blues. Następnie byli Pogromcy duchów, Szpiedzy tacy jak my czy Nieoczekiwana zmiana miejsc. Mało kto pamięta, iż w roku 1989 dostał swoją pierwszą i jak dotąd jedyną nominację do Oscara dla najlepszego aktora drugoplanowego otrzymał za występ w filmie Wożąc panią Daisy. [Gracja Grzegorczyk]
Przed nią w kosmosie właściwie nie było kobiet. To znaczy były, ale zawsze przegrywały z bohaterami granymi przez mężczyzn. Pełniły funkcję narzędzi, a nie postaci, którym się kibicuje i z którymi można się utożsamić. Sigourney w serii o Obcym zerwała z tym trendem, co przy nieco androgynicznej urodzie i konstrukcji psychicznej oraz 182 centymetrach wzrostu przyszło jej dość łatwo. Mało tego, pokazała, że silną bohaterką można być także w komedii (Pogromcy duchów). Kobieta w jej wydaniu jest doskonale świadoma siebie. Potrafi walczyć, ale jej kobiecość w ogóle na tym nie cierpi, wręcz staje się pełniejsza i bardziej pociągająca. Przy tym umiejętności walki, jaką zaprezentowała w swojej filmografii Weaver, nie należy mylić ze stosowaniem przemocy. Walka to również okazywanie uporu kosztem własnego bezpieczeństwa, to odwaga przekazania widzowi, że bohaterka ma własne zdanie, które staje się racją jej postępowania niezależnie od ryzyka. (Goryle we mgle) [Odys Korczyński]
Odkąd zadebiutował przed kamerą w 1980 roku – a więc nie jako nastolatek, ale już jako dwudziestoczteroletni mężczyzna – w zasadzie nigdy nie musiał martwić się o swą aktorską przyszłość. Już po czterech latach kariery w Hollywood był człowiekiem rozpoznawalnym, a gdy dobiegała końca pierwsza dekada jego pracy w filmie, mógł czuć się stuprocentowym gwiazdorem. Mógł, ale nie czuł się, bo to nie ten typ człowieka – Tom przyjmował kolejne sukcesy z pokorą, rozszerzając paletę swoich aktorskich kompetencji o nowe gatunki, konwencje i tematy. Wkrótce sprawdził się niemal w każdym rodzaju kina, a reżyserzy – ci początkujący i ci uznani – zaczęli marzyć o zdobyciu podpisu Hanksa na kontrakcie. [Dawid Myśliwiec, fragment biografii]
Kolejny z bohaterów kina akcji, którego największa aktywność przypadła właściwie na lata 90. Jednak to wcześniejsza dekada zaowocowała takimi tytułami jak Bez odwrotu, Krwawy sport czy Kickboxer. To one – przy wydatnej pomocy sympatycznego Belga – uczyły nas, że choć na początku palma zawsze zwycięża, dzięki wytrwałemu treningowi można dać radę takim potworom jak Chong Li czy Tong Po. Van Damme, karateka, kickbokser, kulturysta – ale i tancerz – w swoich filmach pokazywał walkę efektowną, zgrabną, zręczną. Nie był ciężkim mięśniakiem, co odróżniało go od reszty kolegów po fachu. Jego widowiskowe kopnięcia i wyskoki oglądało się nie tylko z zapartym tchem, ale i przyjemnością. [Agnieszka Stasiowska]
Mimo że Chevy Chase obecnie nie cieszy się zawrotną popularnością, w latach osiemdziesiątych był jedną z najjaśniejszych gwiazd komedii. Postaci, które kreował, nie należały do odpowiedzialnych ani szczególnie bystrych, ale potrafiły wzbudzać niemałą sympatię swoją małomiasteczkową poczciwością. Pamiętamy jego role w Szpiegach takich jak my czy Golfiarzach, lecz w pierwszej kolejności kojarzy się chyba z serią W krzywym zwierciadle. Głupiutki i naiwny Clark Griswold to jedna z ikon amerykańskiej komedii tamtego czasu. Głowa równie osobliwej rodziny swoim uporem, brakiem obycia i lekkomyślnością niejednokrotnie doprowadzała do absurdalnych sytuacji, a widzów do zaśmiewania się w głos. Poznaliśmy go w wersji świątecznej, jako turystę w Europie, a także zdeterminowanego do granic możliwości ojca w podróży do Walley World i za każdym razem okazywał się równie rozbrajający. [Dawid Konieczka]
To był aktorski potwór – facet został stworzony przez Fabrykę Snów do bycia zaszufladkowanym, ale z awanturniczym uśmiechem na ustach napiął muły i uciekł spod topora dekapitującego talenty, stając się przekonkretną gwiazdą kina akcji. Ale jednocześnie pozostał rycerzem niewieścich uczuć. Nagle bam! Sam Coppola się nim zachwyca i wciąga go w 1983 roku do Wyrzutków. Facet debiutuje po trzydziestce i od razu dostaje rolę mentora gangu dzieciaków z klasy średniej, którzy są w ciągłym konflikcie z grupką nadzianych szczyli. Konkretne kino, jeden z lepszych momentów fascynacji młodocianymi gangami z tego okresu, które wysypało ważnymi nazwiskami (Tom Cruise, Diane Lane, Rob Lowe, Matt Dillon, Emilio Estevez czy Ralph „Karate Kid” Macchio). I znowu bam! Kariera rusza. Pokazuje pazury w Niespotykanym męstwie i w końcu zabiera się za konstruowanie figury bohatera akcji wszelakiej, gdy musi zatrzymać komunistyczną powódź, która chcą zagarnąć wszystkie jankeskie hamburgery w Czerwonym świcie (1984). Znowu dostał do łapy gnata i wyglądał z nim jak milion dolarów – idealnie łączył śliczną facjatę z ciałem wysportowanej maszyny do zabijania. Zaznaczył się też mocno w umysłach widzów (w tym także polskich) występami w serialu Północ – południe. [Radosław Pisula, fragment artykułu]