Najlepsze MUSICALE WSZECH CZASÓW. Wielki ranking czytelników
Tym razem nie będzie ani do rymu, ani do taktu, bo wyprztykaliśmy się z pomysłów przy okazji zachęcania czytelników do głosowania na najlepsze musicale wszech czasów, naszych czasów, ever. Poniżej publikujemy wyniki – łącznie trzy dyszki tych, które najbardziej cenicie, najmocniej wbiły wam się w pamięć albo po prostu najlepiej się na nich bawiliście. Bo o to w sumie w musicalach chodzi, aby wraz z bohaterami rytmicznie pląsać po kadrach, dać się ponieść śpiewanym emocjom i chwytliwym nutom. A zatem show czas zacząć!
30. Evita (1996)
Film w reżyserii Alana Parkera przenosi na duży ekran musical, który od 1978 roku pojawia się na deskach scenicznych, także w Polsce. W premierowym spektaklu na West End rolę Evy Peron powierzono Elaine Paige, która wysoko zawiesiła poprzeczkę dla wszystkich późniejszych wykonawczyń utworów Andrew Lloyda Webera i Tima Rice’a. Alan Parker rolę Evity, po rozważeniu takich nazwisk jak Barbra Streisand czy Liza Minelli, ostatecznie oddał w ręce Madonny, piosenkarki niezwykle popularnej, lecz dysponującej nieporównanie gorszym wokalem niż wymienione dwie panie czy też Elaine Paige. Madonna poradziła sobie z zadaniem więcej niż dobrze, niedostatki oktaw pokrywając swoją niezwykłą charyzmą, której Evicie przecież nie brakowało. Słynne Don’t Cry For Me Argentina w jej wykonaniu trafiło do MTV i zyskało nowe życie. Atutem filmu zaś, nieco niespodziewanie, okazał się Antonio Banderas, który w roli Che swoim przyjemnym głosem prowadzi widza przez historię drugiej żony Juana Peróna. [Agnieszka Stasiowska]
29. My Fair Lady (1964)
Niekwestionowany klasyk gatunku i rola, którą Audrey Hepburn udowodniła swoją klasę, tworząc znakomity duet z Rexem Harrisonem. Typowa historia „from rags to riches” ubrana została tu w przepiękne kostiumy i niezwykle sympatyczne piosenki. Przy całym swoim przepychu to przy tym skromne dzieło, które nie sili się na zbytnią ekstrawagancję – w porównaniu z wieloma innymi reprezentantami gatunku poszczególne numery bywają naprawdę niepozorne, rozpisane na kilka osób zamiast na całe tłumy, a całość posiada lekko sceniczny sznyt. Ale być może dlatego tak łatwo trafia ten film do serca. [Jacek Lubiński]
28. Mamma Mia! Here We Go Again! (2018)
Zrealizowana po latach kontynuacja ma wielką zaletę w postaci Lily James, która znakomicie wypada jako młoda Donna, dodaje filmowi mnóstwo energii i świetnie wypada wokalnie – dzięki temu śledzenie jej wątku sprawia frajdę (nawet jeśli jego przebieg całkowicie przeczy temu, co ustanowiono w części pierwszej). Here We Go Again jest zresztą napisane nieco lepiej niż poprzednik i ma zdecydowanie większy ładunek emocjonalny. Strzałem w dziesiątkę było postawienie na te wciąż popularne, ale jednak mniej znane piosenki ABBY. Nie brakuje momentów, gdzie humor jest mocno przestrzelony, niemniej to przyjemny seans. [Łukasz Budnik]
27. Miasteczko South Park (1999)
Kinowe przedłużenie popularnego serialu dla dużych, niegrzecznych dzieci to między innymi śpiewający o samotności Saddam Husajn, wtórujący mu diabeł we własnej osobie, obrazoburcza piosenka dwóch kanadyjskich komików, napaść słowna na matkę kolegi, francuska ballada o ruchu oporu, oda do gwiazdy hokeja czy w końcu rozluźniające Mmmkay, które w zamierzeniu ma stanowić alternatywę dla przekleństw. Czyni to z South Parku chyba najbardziej chamski i niegrzeczny musical w historii, ale nie jest to powód do zmartwień, gdyż wszystkie te atrakcje, jakkolwiek obraźliwe u swych podstaw, działają – także w kwestii czysto rozrywkowej, bez podtekstów. I oto chodzi! [Jacek Lubiński]
26. Hallo Szpicbródka, czyli ostatni występ króla kasiarzy (1978)
Film muzyczny po polsku, czyli gwiazdorska obsada (Piotr Fronczewski, Gabriela Kownacka, Irena Kwiatkowska, Wiesław Gołas i inni), historia zainspirowana prawdziwą postacią (Szpicbródka to w rzeczywistości Stanisław Cichocki), Warszawa w okresie dwudziestolecia międzywojennego i mariaż rewii oraz wątku kryminalnego w postaci skoku na bank. Cóż za mieszanka! [Łukasz Budnik]
25. Cały ten zgiełk (1979)
Nazywany królem musicali Bob Fosse nakręcił kilka ikonicznych dla gatunku dzieł, ale w moim odczuciu to właśnie Cały ten zgiełk zasługuje na miano jego najlepszego musicalu. Mroczna, narkotyczna wizja show-biznesu i pogoni za perfekcją jednocześnie fascynuje i niepokoi, a Roy Scheider w roli Joe Gideona osiąga aktorskie Himalaje. Nagrodzony Złotą Palmą Cały ten zgiełk to film w połowie autobiograficzny, zawierający wiele doświadczeń samego Fosse’a, który znany był z maniakalnego wręcz dążenia do perfekcji, czy to na scenie, czy za kamerą. [Dawid Myśliwiec]
24. Upiór w operze (2004)
Ogromny literacki, teatralny i filmowy potencjał, jaki tkwi w powyższej historii, rzuca się w oczy niemal od razu. Wynika on w dużej mierze z tej specyficznej atmosfery przepychu, grozy i tajemnicy, jaka panuje w starych wnętrzach teatru. W powietrzu zdaje się wisieć tragedia i niech cudowne przestrzenie zbudowanej od zera w amerykańskim studiu Pinewood opery nie okażą się złudne. A trzeba przyznać, że Upiór istotnie zachwyca od strony muzycznej (co nie jest znowu takie dziwne) oraz wizualnej. Początkowa sekwencja rozświetlania opery z pewnością pozostanie na długo w pamięci widzów. Być może nawet dłużej niż sama historia, którą z takim blichtrem rozpoczyna. [Jacek Kozłowski]
23. Sweeney Todd: Demoniczny golibroda z Fleet Street (2007)
Sweeney Todd to kolejny film z serii „Dziwne przypadki Johnny’ego Deppa i Heleny Bonham-Carter w filmie Tima Burtona”. Nie są to ich najciekawsze przygody, ale też nie najgorsze – to musical mocno upstrzony krwią, ale nie zabrakło tam humoru i mrocznego Burtonowskiego klimatu. Mielenie klientów golibrody może nie wywoływało ciarek, ale wystarczająco działało na wyobraźnię. I swoją drogą, choć Sweeney Todd to musical, jego zwiastun starannie ukrył ten fakt przed widzami – bo przecież nikt nie pójdzie do kina słuchać, jak połowa obsady zdziera sobie gardła. [Kornelia Farynowska, fragment rankingu]
22. Zakazane piosenki (1946)
Po zakończeniu wojny Ludwik Starski i Leonard Buczkowski planowali nakręcić reportaż o ulicznych śpiewakach wykonujących piosenki w okupowanej przez Niemców Warszawie. Zebrany przez nich materiał był obszerny, dlatego podjęto decyzję o przekształceniu go w produkcję pełnometrażową. Obaj zdobyli już filmowe doświadczenie przed wojną, a jednak musieli się tego rzemiosła uczyć na nowo, bo produkcja filmowa w Polsce, tak jak Warszawa, wymagała odbudowania. Na nowo trzeba było znaleźć sposoby na zdobycie taśmy filmowej, sprzętu do realizacji obrazu i dźwięku, kostiumów dla aktorów. Problemy wynikały nie tylko z tego, że kino polskie przez całą okupację straciło wprawę w kręceniu filmów, ale też doskwierały ograniczenia budżetowe z powodu wszechobecnej nędzy. Wszyscy mieli świadomość, że uczestniczą w momencie przełomowym dla kina polskiego, bo miał to być pierwszy rodzimy film nakręcony po wojnie. Był reklamowany na wiele miesięcy przed premierą film, dlatego z niecierpliwością czekano na efekt końcowy. W głównej roli miała wystąpić popularna i ceniona aktorka teatralna Danuta Szaflarska – grała w teatrach wileńskich, krakowskich, łódzkich i warszawskich, zdobyła nagrodę za tytułową rolę w sztuce Barry’ego Connersa Roxy (grudzień 1945; Stary Teatr w Krakowie). I jeszcze przed premierą Zakazanych piosenek trafiła na okładkę pierwszego numeru magazynu (wówczas dwutygodnika) FILM.
Polskie kino już przed wojną bawiło się w musical, powstało wtedy sporo komedii muzycznych, z których piosenki stały się szlagierami. Ich autorami byli m.in. Henryk Wars, Emanuel Szlechter, a także twórca scenariusza do Zakazanych piosenek, Ludwik Starski. Jednak Starski do filmu Buczkowskiego napisał tylko jeden utwór, Warszawo ma (do muzyki Aleksandra Olszanieckiego z 1932), który wykonała Zofia Mrozowska. Pozostałe utwory to już antologia popularnych piosenek okupacyjnych (m.in. Dnia pierwszego września, Czerwone jabłuszko, Teraz jest wojna, Siekiera motyka, Serce w plecaku). Film został nakręcony dwukrotnie. Premiera pierwszej wersji odbyła się w styczniu 1947, zdobyła dużą popularność, ale z powodu dość mocnych, konstruktywnych argumentów krytycznych zdecydowano się poprawić film. Druga edycja trafiła na ekrany w listopadzie 1948 i w założeniu twórców miała być bardziej realistyczna. Zmieniono ramę narracyjną, mocniej zaakcentowano grozę wojny poprzez wzmocnienie negatywnej roli niemieckiego okupanta. Przy okazji usunięto również jedną piosenkę – Śpiew z mogiły autorstwa Wincentego Pola i Fryderyka Chopina. [Mariusz Czernic]
21. Jesus Christ Superstar (1973)
W wyjątkowym musicalu w reżyserii Normana Jewisona wszystkie kwestie zostają wyśpiewane. Film z 1973 roku wzorowany jest na słynnej operze rockowej, koncentruje się na konflikcie między Judaszem a Jezusem w tygodniu poprzedzającym jego ukrzyżowanie. Historia jawi się w charakterystycznej hipisowskiej otoczce, a świadczą o tym rockowe brzmienia oraz błyszczące kostiumy. I te są zauważalne w finałowym utworze, Superstar, któremu towarzyszą światła reflektorów, chórki w połyskujących strojach oraz duch zmarłego Judasza Iskarioty w cudownie fantazyjnym przebraniu rodem z disco. Postać klasycznego antagonisty paradoksalnie gra w filmie pierwsze skrzypce, co więcej, budzi litość i zrozumienie. Odtwórcy obu ról, Carl Anderson oraz Ted Neeley, za swoje kreacje aktorskie zostali nominowani do Złotych Globów w 1974 roku. Choć nowatorska opowieść o losach Chrystusa budzi sporo kontrowersji, jest przykładem niezwykle udanego przeniesienia musicalu teatralnego na ekran. Nadaje całkiem nowy styl narracji biblijnej opowieści. [Maja Budka, fragment artykułu]