Najlepsze HORRORY WSZECH CZASÓW. Wyniki plebiscytu czytelników
40. „Uciekaj!” (2017)
Pierwsza połowa Uciekaj! całą swoją – zarówno komediową, jak i horrorową – siłę bierze właśnie z tej dwuznaczności. Peele rozumie przy tym doskonale, że oba gatunki to właściwie dwie strony tej samej monety, w obu chodzi wszak o to, by najpierw sprawić, że widz przyjmie jakieś założenie, zmylić trop i na koniec zaskoczyć niespodziewaną puentą, która wywoła śmiech lub strach. O talencie reżysera świadczy jednak fakt, że horroru i komedii nie wykorzystuje naprzemiennie – oba gatunki idą w Uciekaj! pod rękę, a poszczególne sceny oscylują gdzieś między nowoczesną cringe comedy z satyrycznym zacięciem a retro horrorem hołdującym ekranizacjom prozy Iry Levina. Za doskonały przykład działania tego połączenia mogą posłużyć wspomniani nieliczni Afroamerykanie – czarnoskórzy bohaterowie zachowujący się tak, jakby w ich żyłach płynęła krew białych, to postacie po freudowsku niesamowite, łączące w sobie sprzeczne tożsamości, budzące jednocześnie nerwowy uśmiech i podskórną grozę. [Grzegorz Fortuna, fragment recenzji]
39. „Coś za mną chodzi” (2014)
W filmie Mitchella widać wpływ wczesnej twórczości Davida Cronenberga, choć stylistycznie Coś za mną chodzi bardziej przypomina skrzyżowanie Halloween Johna Carpentera z thrillerami Davida Lyncha. Od tego pierwszego bierze długie, panoramiczne ujęcia amerykańskich przedmieść – łatwo zniszczyć i zbrukać taki spokojny i, wydawać by się mogło, normalny obrazek – oraz targającą nerwy muzykę z syntezatora. Od tego drugiego oniryczną atmosferę, która prowadzi do przeświadczenia, że zwyczajny świat bohaterów od początku był ułudą. Nieprzypadkowo również reżyser umieszcza akcję filmu w Detroit. […] Miasto-widmo, ze zniszczonym budynkami i pustymi ulicami – choć widzimy je zaledwie w paru scenach, dobrze oddaje rozkład, jakiemu ulega świat Jay. [Krzysztof Walecki, fragment recenzji]
38. „[REC]” (2006)
Kamera rejestruje przebieg akcji ratunkowej strażaków, która przeprowadzana jest w pewnej kamienicy. Znajdujący się w budynku mieszkańcy przejawiają znamiona dziwnej choroby, charakteryzującej się napadami dzikiego szału. Wydarzenia przedstawiane są z perspektywy ekipy telewizyjnej, której pierwotnym zadaniem było nakręcenie reportażu o pracy strażaków. Rutynowa akcja szybko przeradza się w tragedię, gdyż reporterzy zostają uwięzieni w budynku razem z niebezpiecznymi mieszkańcami. Stylistyka found footage została tutaj wyraźnie zdynamizowana i wypchana adrenaliną, dzięki czemu film charakteryzuje klimat nieustającego napięcia. Taśmy te były swego rodzaju fenomenem i zapoczątkowały ogólnoświatową modę na hiszpański horror. Dały też początek serii kontynuacji i remaków. [Jakub Piwoński, fragment artykułu]
37. „Suspiria” (1977)
Włoskie filmy giallo, w szczególności te w reżyserii Daria Argento i Maria Bavy, choć uważane za filmy klasy B, potrafią zaskakiwać dopracowaniem technicznym – doskonałymi zdjęciami i pracą kamery. Tak jest w filmie Sześć kobiet dla zabójcy (1964 – Sei donne per l’assassino) Maria Bavy czy znanego ze swojej bogatej palety kolorystycznej filmu Suspiria. W horrorze Daria Argento teatralne, ekspresjonistyczne kolory pulsują na ekranie, mieszając się ze sobą. Bogate użycie kolorów w Suspirii, głównie neonowych odcieni czerwieni, niebieskości, a także zieleni i żółci, miało na celu, w koncepcji operatora Luciano Tovolego, przeniesienie widza w surrealistyczny świat szkoły, zupełnie niepodobny do szarej codzienności. Aby osiągnąć pożądany efekt, Tovoli używał luster, które odbijały światło, oraz kręcił, ustawiając przed lampami i blisko twarzy aktorów, ramki z kolorowym welurem lub bibułkami, aby w ten sposób oświetlać twarze. W efekcie Tovoli i Argento uzyskali psychodeliczny i przerażający obraz tajemniczej, klaustrofobicznej szkoły czarownic. [Michalina Peruga, fragment zestawienia]
36. „Gabinet doktora Caligari” (1920)
Film uważany za pierwsze w pełni ekspresjonistyczne dzieło. Opowiada historię zagadkowych morderstw, w które zamieszany jest pewien hipnotyzer. Mimo że Gabinet doktora Caligari Roberta Wiene’a powstał ponad sto lat temu, nadal robi wrażenie i może przestraszyć. Polecam obejrzeć go podczas seansu z muzyką na żywo. [Alicja Szalska-Radomska]
35. „To” (2017)
To Stephena Kinga to jedna z najbardziej znanych i cenionych książek tego autora, nie dziwi zatem, że po nie do końca satysfakcjonującej adaptacji telewizyjnej z poprzedniego stulecia postanowiono wrócić do materiału źródłowego. Słusznie zresztą, bo film z 2017 roku okazał się wielkim sukcesem komercyjnym i został bardzo ciepło przyjęty przez widzów. Przyczynił się do tego nie tylko wdzięczny materiał źródłowy, ale też odpowiedni czas powstania: istny renesans horroru obserwowany w Hollywood od kilku dobrych lat oraz nostalgia za latami 80., w ramach której filmowe To wygląda niczym inspirowane uwielbianym Stranger Things braci Duffer. [Filip Pęziński]
34. „The Ring – Krąg” (1998)
Sadako zapewnia jeden z najbardziej niespodziewanych i przerażających widoków w kinie grozy, w chwili gdy myślimy, że już nic złego nie może się stać. Łamie wszelkie reguły gry pokonując materię, czyniąc z telewizyjnego medium instrument zemsty i drogę ku wolności. Tę jednak niekoniecznie należy rozumieć w sposób dosłowny. Krąg Hideo Nakaty jest prawdziwie strasznym filmem, ale również wiele mówiącym o strachu. O tym, w jaki sposób rodzi się i rozwija – czy to przez zasłyszaną miejską legendę, czy to przez obrazy, jakie budzą w nas niepokój, czy też świadomość własnej śmiertelności, zwłaszcza jeśli ktoś nam mówi, kiedy dokładnie umrzemy. Ujściem dla niego będzie straszenie kogoś innego. Nakata jest w tej diagnozie bezlitosny, wiedząc, że bez ofiar się nie obędzie. [Krzysztof Walecki, fragment porównania]
33. „Od zmierzchu do świtu” (1996)
Co wyjdzie z połączenia sił Roberta Rodrigueza i Quentina Tarantino? Jeden z najciekawszych filmów o wampirach. Od zmierzchu do świtu rozpoczyna się jak film sensacyjny, aby w końcu przejść do totalnej krwawej rozpierduchy. Po drodze zahaczając o niezwykle seksowny i uwodzicielski taniec Salmy Hayek i jej węża. Tego nie da się opowiedzieć, to trzeba zobaczyć. [Alicja Szalska-Radomska]
32. „Dracula” (1992)
Moim zdaniem jest to zdecydowanie najlepsza adaptacja Draculi Stokera oraz jeden z najpiękniejszych filmów o miłości między człowiekiem a nadnaturalnym bytem. Francis Ford Coppola wykonał znakomitą robotę, ale brawa należą się również odtwórcom głównych ról: Gary’emu Oldmanowi i Winonie Ryder, operatorowi Michaelowi Ballhausowi oraz twórcy muzyki – Wojciechowi Kilarowi. Oni wszyscy sprawili, że podczas oglądania Draculi na przemian wzruszamy się i boimy. Jak dla mnie jedyne, co się w tym filmie zestarzało, to efekty specjalne, reszta nadal porusza mnie do głębi. [Alicja Szalska-Radomska]
31. „Szósty zmysł” (1999)
Podstawowym wyróżnikiem jakości fabuły Szóstego zmysłu jest to, że tylko pozornie pełni ona funkcję straszaka. Tym razem wychodzące z szafy duchy nie mają nas tylko przestraszyć. Pełnią one przede wszystkim funkcję metafory. Zmaganie się małego Cole’a z możliwościami szóstego zmysłu – widzeniem i rozmową z umarłymi – jest niczym innym, jak podręcznikowym odniesieniem do terapii zaburzeń lękowych, które pojawiły się w życiu chłopca na skutek przedwczesnej utraty ojca. Cole nie może poradzić sobie z lękami, gdyż jego ojciec nie zdążył nauczyć go wykorzystywania swej wewnętrznej siły. Pojawienie się doktora Crowe’a przyspiesza proces uzdrowienia polegający na zaakceptowaniu lęków jako uczuć nierozłącznych z nami oraz podjęciu próby nawiązania z nimi kontaktu. Tytułowy szósty zmysł jest zatem niczym innym, jak zdolnością do czytania własnych niepokojów i rozumienia przesłań, jakie z nich płyną. […] Film Shyamalana to bowiem horror dalece nietypowy – potrafi widza przejąć, potrafi go wzruszyć, a momenty grozy, miast przerażać, przynoszą odpowiedzi na istotne pytania. [Jakub Piwoński, fragment recenzji]