NAJLEPSZE FILMY POSTAPOKALIPTYCZNE. Wielki ranking czytelników
Przed wami wyniki głosowania na najlepsze filmy postapokaliptyczne! Przez ostatnich kilka dni głosowaliście na wasze ulubione filmowe wizje świata po zagładzie, a kiedy publikować wyniki plebiscytu na najlepsze filmy postapo, jeśli nie w Poniedziałek Wielkanocny?
30. Świt żywych trupów (1978)
Aż 10 lat potrzebował George Romero, by nakręcić sequel Nocy żywych trupów, a więc filmu, który zrewolucjonizował kino grozy. Mimo sukcesu pierwszej części, o uzbieranie środków na kontynuację nie było łatwo, ale dziś możemy być wdzięczni Dario Argento, który wspomógł Romero finansowo i twórczo. Świt żywych trupów to nie tylko wartościowy sequel, ale też znakomita satyra na konsumpcjonizm (całość rozgrywa się w centrum handlowym, które w ścieżkach dialogowych opisywane jest jako mekka współczesnego człowieka…), którą można odczytywać jako swoiste ostrzeżenie dla ówczesnego widza… Bo kto powiedział, że porządny horror nie może mieć wartościowego przesłania ideologicznego? [Dawid Myśliwiec]
29. Terminator: Ocalenie (2009)
Przed premierą wydawało się, że z racji zupełnie innych realiów Terminator: Ocalenie będzie oderwany od poprzedników, podczas gdy (…) jest zupełnie odwrotnie. Nazwisko reżysera budziło wątpliwości, ale przyznaję, że McG porządnie zrealizował walkę w przyszłości, którą wcześniej można było zobaczyć w krótkich scenach retrospekcji. Postapokaliptyczna atmosfera, brudne i odrapane dekoracje czy wreszcie nowe typy maszyn, to wszystko sprawdziło się w praniu. Kilkupiętrowe Harvestery czy pościgowe moto-terminatory dobrze uzupełniają szeregi armii maszyn. [Dawid Karpiński, fragment recenzji]
28. Hardware (1990)
Hardware jest jednym z przejawów pomysłowego połączenia dwóch podgatunków macierzystego science fiction. Postapokaliptyczna wizja przeplata się tutaj bowiem z tradycją cyberpunku. Całość podszyta jest z kolei mocno horrorowym sznytem, wzbogacającym tą i tak szeroką paletę koncepcyjnych barw o kolor grozy. Mamy zatem Amerykę dotkniętą katastrofą – nuklearną wojną – skąpaną w radioaktywnym pyle. Główny bohater, Moses, przemierza pustkowia zbierając złom, zarabiając w ten sposób na życie. Te lepsze odpadki oddaje swojej dziewczynie Jill, która, zabarykadowana w swym domu, zajmuje się rzeźbieniem w metalu. Pewnego dnia „Mo” przynosi jej prawdziwy okaz – szczątki rządowego robota bojowego Mark 13. Oboje nie spodziewają się jednak tego, jakie nieszczęście na siebie ściągnęli. [Jakub Piwoński, fragment recenzji]
27. Mad Max pod Kopułą Gromu (1985)
Miller miał nadzieję, że w tym filmie uda się przenieść wszystkie jego wizje na ekran. Napisano też całkiem niezły scenariusz, w którym Max zostaje wciągnięty w spisek podstępnej Cioteczki Entity (w tej roli Tina Turner). We władanym przez nią miasteczku znajduje się arena z bardzo prostymi regułami: wchodzi dwóch, wychodzi jeden. Kiedy główny bohater po walce zostaje wygnany z miasta i porzucony na pustyni, z pomocą przychodzą mu dzieci ocalałe z katastrofy samolotu. Myślą, że Max jest wyczekiwanym przez nich kapitanem. Niektórzy fani serii narzekali, że trzecia część jest zbyt hollywoodzka, lekka, niepasująca klimatem do brutalnych i bezkompromisowych wcześniejszych filmów. Trudno się z tym nie zgodzić. Ale Mad Max pod Kopułą Gromu wciąż ma te najważniejsze cechy oryginału – świeżość, oryginalność, intensywność. Mimo że budżet był o wiele wyższy, nadal czuć wielką pasję twórców. Nie ma tu klasycznej sytuacji pójścia po linii najmniejszego oporu. A piosenka We Don’t Need Another Hero stała się symbolem całej serii. [Karol Barzowski, fragment artykułu]
26. Ostatni brzeg (1959)
Stanley Kramer po zrealizowaniu Ucieczki w kajdanach (1958), w której apelował o porzucenie nienawiści mimo różnic, nakręcił kolejny interwencyjny dramat, by zostawić swój głos w toczącej się aktualnie dyskusji. Obok tematyki uprzedzeń rasowych przewijał się w mediach również temat wojny, ale nie tej, która już zebrała ogromne żniwo w latach 40., lecz tej, która miała dopiero nadejść. Stany Zjednoczone miały wówczas potężnego wroga, Związek Radziecki, a kiedy dwa wielkie mocarstwa się nienawidzą, to musi dojść do wielkiej wojny. Podejrzewano, że konflikt rozegra się wokół broni nuklearnej, co zwiastowało katastrofę na niespotykaną dotąd skalę. Nad światem zawisło widmo apokalipsy. Ze strachu przed trzecią wojną światową powstał cały nurt filmów science fiction lat 50., ale i w literaturze temat został ciekawie przedstawiony, czego przykładem może być powieść Nevila Shute’a On the Beach (1957).
Na podstawie tego dzieła John Paxton (scenarzysta) i Stanley Kramer (reżyser i producent) stworzyli niestandardową produkcję, w której jeden ze schematów fantastyki naukowej stał się punktem wyjścia dla opowieści o stopniowej utracie nadziei i rosnącej świadomości nadchodzącego końca. Bohaterowie, grani przez znakomitych aktorów (Gregory Peck, Ava Gardner, Fred Astaire, Anthony Perkins), wykonują prozaiczne czynności, które w innym filmie byłyby czymś nieciekawym, zbyt zwyczajnym, ale tutaj nabierają dodatkowego znaczenia. Zagrożenie wydaje się realne, ludzie także – każdy z nich ma jakiś powód, by żyć. Zazwyczaj powodem nie są nierealne marzenia, lecz proste, typowo ludzkie drobiazgi – rozmowy z rodziną, spotkania ze znajomymi, sukcesy zawodowe. Kramer nikogo konkretnego nie oskarża – mówi tylko, że gdy pielęgnujemy w sobie nienawiść możemy doprowadzić do wojny, która zniszczy nie tylko wroga, ale też nas samych. Budżet filmu wbrew pozorom był dość wysoki, pozwalał na zatrudnienie gwiazd z najwyższej półki, wyjazd do Australii, gdzie powstawały zdjęcia, oraz realizację dramatycznego wyścigu o Grand Prix. W wyniku poniesionych kosztów zanotowano dużą stratę finansową, ale za to wartość artystyczna oceniana jest na ogół bardzo wysoko, nawet po upływie wielu lat. [Mariusz Czernic]
25. O-bi, O-ba: Koniec cywilizacji (1984)
Pośród niekończącego się labiryntu betonowych korytarzy oczyma strażnika Softa (Jerzy Stuhr), obserwujemy bezwolnych, apatycznych ludzi, odzianych w szmaty i poruszających się bez celu. Z dwóch tysięcy ocalałych z atomowej pożogi, pozostało tylko 850 istnień ludzkich. Zanikły niemal wszystkie formy społecznej aktywności. Nie ma rządu, praw, gospodarki, buntu ani nadziei. Nad szarą tłuszczą stoi tylko gromada strażników, którzy wokół siebie zorganizowali pozór normalności wypełnionej zadaniami służbowymi, barem i prostytutkami. Oficjalna ideologia neguje wiarę w mityczną Arkę, która na swój biblijny wzór ma przybyć i zabrać udręczonych niedobitków do lepszego świata. Jako jeden z nielicznych, Soft na przekór sobie chce wierzyć w Arkę, by wyrwać ludzi z letargu i zmusić ich do jakiejkolwiek aktywności w imię ocalenia w nich resztek człowieczeństwa. Lecz rozpadająca się kopuła, chroniąca bunkier przez nuklearną zimą, nagle pęka, porażając blaskiem szary tłum, biegnący na oślep ku mitycznemu wybawieniu… [Adrian Szczypiński, fragment recenzji]
24. Ciche miejsce (2018)
Świat, w którym śmiertelnym niebezpieczeństwem stają się dźwięki to rzeczywistość, w której żadne z nas nie chciałoby żyć – tymczasem rodzina tworzona przez Johna Krasinskiego i Emily Blunt (parę także w prawdziwym życiu) oraz ich dzieci musi przestrzegać niezwykle restrykcyjnej, milczącej rutyny, byle tylko udało im się przeżyć. Sporo tu dramaturgii, ale też pomysłowości, z której ponoć garściami czerpią ostatnie produkcje Netfliksa (np. Cisza), choć Ciche miejsce to też wizja postapokaliptycznej przyszłości, w której bezgłośnie odbyć się mogą nawet… narodziny dziecka. [Dawid Myśliwiec]
23. Ewolucja planety małp (2014)
Zaskakująco chyba dla wszystkich wysoki poziom Genezy planety małp sprawił, że w stronę kontynuacji skierowane były już oczy wszystkich widzów ceniących dobre kino rozrywkowe. Na stołku reżysera Ruperta Wyatta zastąpił Matt Reeves, który miał za zadanie przenieść historię Cezara w okres po upadku cywilizacji człowieka. Udało się nie tylko zachować osobisty, emocjonujący wymiar Genezy…, lecz także niezwykle ciekawie zreinterpretować świat znany z oryginalnego filmu z lat sześćdziesiątych i stworzyć porywającą wizję postapokalipsy. Znakomity, nieoczywisty blockbuster. [Filip Pęziński]
22. Delikatesy (1991)
Gdzieś pośród resztek cywilizacji ostała się jedna kamienica z przerażonymi jutrem mieszkańcami. Cały surrealizm ich sytuacji polega na tym, że w czasach głodu mieszkają nad sklepem mięsnym. Niby żyją oddzieleni od jakichkolwiek zdobyczy cywilizacji, bo pochłonęła je globalna wojna, a jednak docierają do nich taksówki, poczta, a nawet elektryczność i telewizja. To już jest znak dla widza, że sytuacja lokatorów jest wytworzona sztucznie. To jakaś wiwisekcja niemal jak stanfordzki eksperyment więzienny profesora Zimbardo. Badanie polega jednak nie na tym, kto i jak głęboko wejdzie w rolę strażnika-tyrana, a kto wytrzyma dłużej bez jedzenia, mając w perspektywie konsumpcję sąsiada, którego nie lubi, albo w ostateczności najbardziej nieprzydatnego członka swojej rodziny. [Odys Korczyński, fragment recenzji]
21. Wojna o planetę małp (2017)
Trzy lata po przetarciu szlaków w postaci Ewolucji…, Matt Reeves Wojną o planetę małp w doskonały sposób kończy trylogię o nowej inkarnacji tytułowej planety i udowadnia, że kino wysokobudżetowe wciąż może aspirować do rangi sztuki. Jest w tym filmie scena, która w moim sercu definiuje całość. Jedna z małp, która zdradziła głównego bohatera, mówi, że nie potrzebuje pomocy – sama się uratuje. Wtedy Cezar pyta, czy zostało coś do ratowania. Wojna o planetę małp to historia o woli życia, okrucieństwie, przetrwaniu, wolności, rodzinie, przyjaźni. To historia o wojnie, ale nie tej z czołgami w roli głównej. To historia o wojnie, która toczy się w nas. [Filip Pęziński]