Zło zamknięte w magicznym pudle. NETFLIX z serialem DIABLO
W ostatnim czasie Internet obiegła elektryzująca wiadomość. Platforma Netflix szykuje adaptację kultowej gry komputerowej Blizzarda – Diablo. Ma być to serial animowany. Zastanówmy się jednak, czy jest to informacja ważna tylko dla graczy, czy niesie ona także coś wartościowego zwolennikom dobrego widowiska.
Choć wiadomość nie miała jeszcze oficjalnego potwierdzenia, nikt nie ma wątpliwości, że serial powstanie. Wszystko za sprawą tweeta niesfornie wypuszczonego w eter przez Andrew Cosby’ego. Scenarzysta serialu Eureka oraz będącej obecnie w postprodukcji nowej wersji Hellboya musiał szybko informację o nowym projekcie usunąć, ale jak wiadomo, to, co raz pojawi się w Internecie, zostanie już w nim na zawsze. Blizzard zapewne nie omieszka poinformować świata o szykowanej niespodziance podczas najbliższego BlizzConu. Niemniej nie zmienia to faktu, że niespodzianką już to nie będzie, bo mleko po prostu się rozlało, rozpoczynając falę spekulacji z elementarnymi pytaniami: co, jak i kiedy?
Od siebie dodam jeszcze jedno pytanie: czy w ogóle jest na co czekać?
Oczywiście że tak. Powiem więcej: nie tylko fani gry powinni się cieszyć z tej informacji. Pewnej rzeczy jednak nie przeskoczymy – siły sentymentu, który w tym wypadku podziała w pierwszej kolejności na pokolenie dzisiejszych trzydziesto- i czterdziestolatków. Gdy pod koniec 1996 roku Blizzard wypuścił na światło dzienne nową grę RPG skąpaną w klimacie dark fantasy, chyba nikt nie przypuszczał, jak wielki sukces osiągnie. Diablo szybko zdobyło serca graczy zarówno za sprawą swej unikatowej motoryki hack & slash, dającej początek dynamicznemu podgatunkowi, jak i za sprawą niezwykle przenikliwej, mrocznej atmosfery. Każdy z kolejnych etapów przygody wiązał się z pokonywaniem coraz większych zastępów potworów i przybliżał bohatera do spotkania z najwyższym złem. Przypominało to podróżowanie po wyobrażeniach samego Dantego – odkrywanie kolejnych kręgów piekielnych.
Podobne wpisy
I właśnie zespolenie tych dwóch kluczowych czynników – wysokiego tempa akcji oraz mrocznego klimatu – może idealnie sprawdzić się także na małym, telewizyjnym ekranie. Gra o Tron pokazała, że sprawnie i przemyślanie poprowadzona produkcja fantasy może być dla współczesnego widza na wagę złota. Dlatego nie zastanawiano się długo nad tym, by na potrzeby serialu zaadaptować Wiedźmina, i dlatego też po latach wyczekiwania fani komiksu dostaną telewizyjnego Thorgala (choć tu wciąż brak szczegółów). Różnica polega jednak na tym, że Diablo ma być serialem animowanym, co niektórych, dystansujących się do sztucznie wykreowanych światów, może zrazić. I tu znowu muszę wtrącić swoje zafiksowane na punkcie gry myślenie i przypomnieć, że jednym z najciekawszych atrybutów gier z serii Diablo (ale też wszystkich gier Blizzarda) jest to, że są wzbogacone animowanymi intrami i przerywnikami filmowymi, których jakość przyprawia o zawrót głowy – to bowiem małe dzieła kinematografii!
Blizzard słynie z rewelacyjnych filmików zawartych w swoich grach, więc jeśli uda się przemycić ich klimat do zapowiedzianego serialu Diablo, z całą pewnością możemy spać spokojnie. Jedyne, o co powinniśmy się modlić w tym wypadku, to o to, by Blizzard i Netflix nie popełniły błędu trzeciej części serii, którym było zrezygnowanie z mroku i brutalności na rzecz naiwnej “kreskówkowości” świata przedstawionego. Wielu fanów obraziło się na Blizzarda za casualowy charakter trójki (co prawdopodobnie wpłynęło na decyzję o tworzeniu czwartej części gry w momencie, gdy ta trzecia jeszcze na siebie zarabia). Niemniej jestem przekonany, że jeśli po raz kolejny zostanie popełniony ten sam błąd i serialowy Diablo okaże się tworem familijnym, może zakończyć swoją przygodę z małym ekranem już po pierwszym sezonie.
Innymi słowy, życzę twórcom serialu Diablo, by podążali w jedynym słusznym kierunku. Na wschód. Zawsze na wschód…