NOMINACJE DO ZŁOTYCH GLOBÓW. Zaskoczenia są, emocji brak
Wyścig o Oscary wkracza w decydującą fazę – właśnie poznaliśmy nominacje do Złotych Globów, a równo za miesiąc okaże się, kto zdobędzie nagrody Hollywoodzkiego Stowarzyszenia Prasy Zagranicznej. Wcześniej można było co najwyżej domniemywać które tytuły liczyć się będą w walce o najwyższe zaszczyty, teraz dość wyraźnie widać czołówkę. Jakie wnioski? Mimo kilku niespodzianek jest dość nudno. To nie był szczególny rok w kinie i widać to w tych nominacjach.
Największe zaskoczenie dzisiejszego poranka (amerykańskiego czasu) jest jednocześnie bardzo smutną wiadomością dla nas, Polaków – Zimna wojna nie znalazła się wśród nominowanych za najlepszy film nieanglojęzyczny. Dziwi to tym bardziej, że zagraniczni dziennikarze wskazali na niemiecki romans historyczny Werk ohne Autor, który zbierał znacznie słabsze recenzje od filmu Pawła Pawlikowskiego. Tych, którzy boją się o oscarowy sukces Zimnej wojny, śpieszę jednak uspokoić – Złote Globy w tej kategorii rządzą się swoimi prawami i nic nie jest stracone.
Faworytem tej kategorii będzie oczywiście Roma – film może liczyć na statuetki także za reżyserię i scenariusz. Wydawało się, że szanse na wyróżnienie mają też aktorki, zarówno pierwszego, jak i drugiego planu, ale dla nich zabrakło miejsca. W kategorii głównej produkcja nie mogła być zaś nominowana ze względu na regulamin (o nagrodę dla najlepszego dramatu oraz komedii/musicalu mogą ubiegać się tylko filmy anglojęzyczne).
Jeśli już o głównych kategoriach mowa… Eksperci od kilku tygodni spodziewali się podobnego zestawu. Myślałem jednak, że Narodziny gwiazdy i Bohemian Rapsody zostaną upchnięte w kategorii musicalu (już nie takie rzeczy Złote Globy widziały! Pamiętacie tę przezabawną komedię Marsjanin?). Ostatecznie obie produkcje znalazły się wśród nominowanych dramatów i o ile w przypadku filmu z Lady Gagą nie jest to żadnym zaskoczeniem, tak Bohemian Rhapsody stało raczej na straconej pozycji. To prawdopodobnie właśnie biografia Freddiego Mercury’ego wypchnęła z top 5 Wdowy oraz Pierwszego człowieka. Od kilku dni dziennikarze z największych czasopism filmowych wspominali jednak o takiej opcji – czyżby jakieś przecieki?
Sporo kontrowersji wywołała nominacja dla Czarnej Pantery, ale właściwie już od premiery mówiło się, że będzie to ta odsłona Marvela, która przebije się do walki o najważniejsze nagrody. Dawno nie było tak dobrze ocenianego blockbustera, a w Hollywood chcą chyba pokazać, że wyniki box office’u i głos ludu nie są dla nich bez znaczenia (mimo że kategoria „film popularny” na Oscarach w tym roku jeszcze nie przeszła). To była do tego idealna okazja i wykorzystano ją, nie zdziwiłbym się, gdyby Czarna Pantera znalazła się też wśród filmów oscarowych, ale nie oszukujmy się – to na pewno nie był najlepszy tytuł tego roku. Dla mnie ta nominacja to głównie symbol „wyjścia do widza”, to, o co prosili się kinomani od czasów pominięcia w głównych rozstrzygnięciach Mrocznego rycerza.
Część komentatorów wskazuje też na to, że dzisiejszy werdykt był bardzo poprawny politycznie, co od czasów słynnego #OscarsSoWhite uchodzi w Hollywood za niesłychanie ważną sprawę. Ale czy na pewno na nominacje dla If Beale Street Could Talk lub Czarne bractwo. BlacKkKlansman można patrzeć w ten sposób? Powrót do formy Spike’a Lee, nagrodzony zresztą w Cannes, oraz kolejny film zdobywcy Oscara za Moonlight, Barry’ego Jenkinsa, musiały zostać zauważone – wszystko jedno, o czym by opowiadały. A to naprawdę solidnie zrealizowane produkcje. Poza tym, tak się składa, że wśród 20 aktorów nominowanych w kategoriach pierwszoplanowych, jest tylko jeden czarnoskóry – John David Washington, wyróżniony właśnie za rolę u Spike’a Lee. Będąc w tym temacie, nie można nie wspomnieć o sympatycznej, ale tylko sympatycznej, komedii Bajecznie bogaci Azjaci. Krytycy w Stanach byli tym filmem oczarowani – a na Złote Globy głosują w końcu dziennikarze. Wielkiego zaskoczenia więc nie ma, tym bardziej że członkowie HFPA zawsze starają się do nominowanych wepchnąć jakiś lżejszy, popularny wśród publiczności tytuł. W tym roku jest to chyba przypadek Bajecznie bogatych Azjatów. Seans upłynął mi przyjemnie, trudno wskazać mi też godnego zastępcę, ale to zaledwie niezła pozycja, skazana na pożarcie przez Faworytę, Green Book czy Vice o Dicku Cheneyu, wiceprezydencie USA za George’a W. Busha.
W kategoriach aktorskich również mieliśmy kilka zaskoczeń. U pań wyżej niż Rosamund Pike w A Private War na pewno oceniano szanse Violi Davis (Wdowy), Julii Roberts (Ben is Back) czy Toni Collette (Dziedzictwo. Hereditary). Wśród panów za niespodziankę trzeba uznać brak Ethana Hawke’a – jego rola w Pierwszym reformowanym wydawała się pewniakiem zarówno, jeśli chodzi o Złote Globy, jak i Oscary. Niektórzy uważają wręcz, że to do Hawke’a powędruje większość nagród. Cóż, na pewno nie Złoty Glob… Sporo ekspertów stawiało też na Ryana Goslinga za jego występ w Pierwszym człowieku. Wydaje się, że miejsce obu zajął Washington – przeciwnicy nagród powiedzieliby, że nie dość, że Afroamerykanin, to jeszcze syn słynnego aktora… No i może coś w tym jest. Jego rola w Czarnym bractwie jest udana, nie ma tu żadnego wielkiego zgrzytu, ale Gosling i Hawke zasługiwali chyba bardziej (w przypadku Hawke’a sugeruję się opiniami z zagranicy – sam jeszcze filmu nie widziałem). Mimo pięciu nominacji dla Narodzin gwiazdy występujący na drugim planie Sam Elliott musiał obejść się smakiem, a był jednym z głównych faworytów. Zamiast niego dziennikarze z HFPA uhonorowali ubiegłorocznego laureata Sama Rockwella (Vice). Vice, który wciąż czeka na premierę w kinach, w ogóle okazał się zwycięzcą tego poranka – zdobył aż 6 nominacji. Trzeba ten tytuł wpisać na listę obowiązkowych.
Podobne wpisy
Nominacje telewizyjne to osobny temat, być może będzie okazja do niego wrócić. Jeśli chodzi o kino, mimo tych kilku zaskoczeń (przeważnie negatywnych) nie należy spodziewać się emocjonującej gali. Filmy w tym roku prezentowały niezły poziom, brak jednak było perełek. I takie są też te nominacje. Razi symboliczna obecność Pierwszego człowieka (nominacja za muzykę i dla aktorki drugoplanowej), jak również całkowite pominięcie (!) Wdów. W przypadku tego drugiego tytułu HFPA zadaje jednak kłam tezie o poprawności politycznej. Gdyby tak im na tym zależało, musieliby nominować ten film – głównymi bohaterkami są pokazujące swoją siłę kobiety, a dokładnie Afroamerykanka, Latynoska oraz… Polka. Nic bardziej poprawnego politycznie nie można by już wymyślić – a Steve McQueen zrobił przecież z tego bardzo dobry film.
Podsumowując, najważniejsze statuetki zdobędą Narodziny gwiazdy oraz Faworyta – temu drugiemu filmowi może zagrozić chyba tylko Green Book. Na zakładach bukmacherskich ludzie się raczej nie wzbogacą. Oby Oscary, do których włączy się Roma oraz (miejmy nadzieję) Zimna wojna, były nieco ciekawsze.
Pełna lista nominacji znajduje się na drugiej stronie.