search
REKLAMA
Action Collection

48 GODZIN. Trudna przyjaźń na tropie zbrodni

Dawid Konieczka

23 maja 2019

REKLAMA

Już w latach czterdziestych Akira Kurosawa stworzył film, w którym tropem przestępcy podąża dwójka stróżów prawa o odmiennych temperamentach, doświadczeniu i metodach pracy. Zbłąkanego psa (1949), bo o nim mowa, uważa się za jeden z pierwszych tzw. buddy cop films, czyli obrazów opowiadających właśnie o współpracy diametralnie różniących się od siebie partnerów, którzy wspólnie, mimo rozbieżnych osobowości, sposobów działania i poglądów na świat, starają się schwytać złoczyńcę. Podgatunek kryminału nie był jednak szczególnie popularny aż do początku lat osiemdziesiątych, gdy Walter Hill zrealizował 48 godzin (1982). Film stał się wielkim przebojem, rozpoczynając wielką modę na opowieści o kumplach-gliniarzach.

Co ciekawe, w 48 godzinach wcale nie mamy do czynienia z parą policjantów. Jednym z głównych bohaterów jest bowiem przestępca, Reggie Hammond (Eddie Murphy), który od niespełna trzech lat przebywa w więzieniu. Złodziej wydostaje się z celi dzięki Jackowi Catesowi (Nick Nolte), stróżowi prawa na tropie niebezpiecznego Alberta Ganza (James Remar). Ten ostatni, z pomocą wspólnika, Billy’ego Niedźwiedzia (Sonny Landham), zbiegł właśnie z zakładu karnego, zabił kilka osób i planuje odzyskać skradzione przed laty pół miliona dolarów. Reggie ma pomóc Jackowi schwytać kryminalistów, bo sam był członkiem bandy, która dokonała wspomnianej kradzieży (podwójnie bezprawnej, swoją drogą, bo będącej wynikiem transakcji narkotykowej). Hammond ma w tym zresztą osobisty interes — chce odzyskać pieniądze i zemścić się na Ganzie, który zamiast podzielić się łupem, wystawił go i spowodował jego uwięzienie. Jack może wydostać Reggiego tylko na tytułowe czterdzieści osiem godzin, by ten pomógł mu znaleźć i schwytać lub zabić Ganza.

48-hrs-eddie-murphy-nick-nolte-3

48 godzin określa się zwykle jako komedię kryminalną i nie jest to przyporządkowanie bezpodstawne, chociaż po seansie można odnieść wrażenie, że nieco nieprecyzyjne. Film Hilla to przede wszystkim kryminał, w którym humor pojawia się raczej sporadycznie, jest bardzo subtelny i niewymuszony, wynika zwykle z dynamiki relacji między dwójką głównych bohaterów. Fabuła jest zaś sprawnie poprowadzoną intrygą kryminalną ze śledztwem oraz dynamicznymi strzelaninami i pościgami. I choć sceny akcji prezentują się rewelacyjnie, a krótka finałowa sekwencja, nakręcona w mroku, dymie, skąpana w świetle neonów, robi rewelacyjne wrażenie, to jednak dominuje wspomniane dochodzenie. Jego niespieszne tempo może dla niektórych widzów wydać się zbyt wolne, bo Hill opera swój film nie tyle na złożonej fabule i działaniu bohaterów, ile na relacjach i dialogach między nimi.

Więź między partnerami stanowi bowiem rdzeń tematyczny i najważniejszy element całych 48 godzin. Z dzisiejszej perspektywy takie duety nie są już niczym nowym ani zaskakującym, ale film Hilla jak mało który tak doskonale wyważa napięcia między bohaterami dzięki przemyślanej ich konstrukcji. Nie ma tu choćby cienia przerysowania. Gruboskórny i choleryczny Cates to swoista czarna owca komisariatu; na dodatek nie układa mu się pożycie z dziewczyną. Natomiast Hammond jest typowym zaradnym cwaniaczkiem z ulicy, ale daleko mu do bycia tak charakterystycznym jak późniejsze wcielenia Eddiego Murphy’ego. Obaj panowie pozostają psychologicznie wiarygodni i twardo stąpający po ziemi, nie dając się przytłoczyć przez gatunkową formułę. Dlatego też humor w 48 godzinach jest tak oszczędny, a zarazem naturalny, bo nie został wprowadzony do scenariusza sztucznie, by podciągać go do kategorii komedii. Reżyser poświęca większość czasu ekranowego perypetiom dwójki bohaterów, a bezbłędne decyzje obsadowe przesądzają o perfekcyjnej ekranowej chemii. Zwalisty Nolte o mocnych rysach twarzy skłania się ku byciu „złym gliną”, ale Murphy wcale nie jest tak do końca tym dobrym, odznaczając się przebiegłością i ciętym językiem.

48-hrs-nick-nolte-1

48 godzin było filmowym debiutem Eddiego Murphy’ego, którego dotąd kojarzono przede wszystkim z występami w Saturday Night Live. Pierwsza rola na wielkim ekranie okazała się dla aktora strzałem w dziesiątkę i nie chodzi tylko o otrzymaną za nią nominację do Złotego Globu. Przyszły gwiazdor Gliniarza z Beverly Hills momentalnie stał się jedną z czołowych postaci amerykańskiego kina lat osiemdziesiątych i aż do końca tamtej dekady święcił ogromne sukcesy. Obsadzenie Murphy’ego w tej roli nie miałoby jednak miejsca, gdyby 48 godzin zrealizowano w momencie, w którym po raz pierwszy pojawił się na nie pomysł.

Producent Lawrence Gordon wymyślił tę historię już w pierwszej połowie lat siedemdziesiątych, ale w wyniku wielokrotnego przepisywania scenariusza, a także porażki przy próbie zaangażowania Clinta Eastwooda do roli przestępcy, projekt zawieszono. Dopiero na początku kolejnej dekady Walter Hill po raz kolejny podjął się nakręcenia filmu. Wówczas też pojawiła się idea, by dwójka bohaterów różniła się nie tylko osobowościami, lecz także kolorem skóry. Włodarze Paramountu stwierdzili, że Nolte i dobry czarnoskóry aktor stworzą duet o dużym potencjale komercyjnym. Jak przyznał reżyser, postrzeganie Afroamerykanów w głównych rolach całkowicie zmieniło się, odkąd Richard Pryor stał się wielką gwiazdą; dodał też, że siłą filmu nie będzie prosta opozycja czarny-biały (mimo wszystko wyraźnie w filmie zaznaczona), lecz różnice temperamentów bohaterów. Do roli Hammonda zaangażowano Murphy’ego z polecenia jego agentki, a prywatnie partnerki Hilla.

48 godzin nie tylko wyniosło Eddiego Murphy’ego na szczyt Hollywood. Film Waltera Hilla spotkał się z bardzo ciepłym przyjęciem publiczności oraz krytyków i jest uznawany za jeden z najlepszych filmów 1982 roku. Opowieść o duecie odmiennych bohaterów, którzy wspólnymi siłami muszą wymierzyć sprawiedliwość przestępcom, wyróżnia się doskonale skonstruowaną więzią między oziębłym policjantem a sprytnym złodziejem oraz sprawnie poprowadzoną fabułą kryminalną, której jednym z organicznych składników jest humor. Ponadto 48 godzin utorowało drogę nie tylko jednej kontynuacji, lecz także wielu podobnym późniejszym dziełom, z takimi klasykami jak Zabójcza broń  (1987) czy Bad Boys (1995) na czele.

Dawid Konieczka

Dawid Konieczka

W kinie szuka przede wszystkim kreatywności, wieloznaczności i autentycznych emocji, oglądając praktycznie wszystko, co wpadnie mu w ręce. Darzy szczególną sympatią filmy irańskie, science fiction i te, które mówią coś więcej o człowieku. Poza filmami poświęca czas na inną, mniej docenioną sztukę gier wideo, szuka fascynujących książek, ogląda piłkę nożną, nie wyrasta z miłości do paleontologii i zastanawia się, dlaczego świat jest tak dziwny. Próbuje wprowadzać do swojego życia szczyptę ekologii, garść filozofii i jeszcze więcej psychologii.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA