search
REKLAMA
Felietony

RELIGIA Z KOSMOSU. Refleksje po 1. sezonie WYCHOWANYCH PRZEZ WILKI, science fiction od Ridleya Scotta

Odys Korczyński

5 października 2020

REKLAMA

Wilki z Keplera 22b a nasza przyszłość

W naszej rzeczywistości wilki nie uchodzą za dobre zwierzęta. Boimy się ich, a myśliwi najchętniej by je masowo zabijali. Mało kto wierzy, że są dobre. Gdy się je jednak bliżej pozna, okazuje się, że są zwykłymi zwierzętami, drapieżnikami, a nie nośnikami demonów, wcielonego zła czy jakiejkolwiek negatywnej symboliki folklorystycznej lub religijnej. Analogia z androidami jest jak najbardziej trafiona. Wilkom odmawia się od wieków elementarnych praw, nawet tych resztek, jakie mają zwierzęta domowe czy gospodarskie, niemal identycznie jak syntetykom w przyszłości zaprezentowanej w Wychowanych…, a takim prawem oraz elementem wolności jest zdolność, realizacja potrzeby i możność wychowania swoich dzieci.

Ujęcie płaczącej Matki stojącej wśród gruzów Arki, kiedy dopiero co dowiedziała się, że w jej brzuchu rośnie dziecko, jest symbolicznym obrazem naszej międzyplanetarnej przyszłości oraz sugestią, żebyśmy zawsze byli otwarci na to, co nieoczekiwane. Zarówno wiara, jak i technologia mają dawać nam wolność, a nie być narzędziami do zniewalania innych. Wilki również powinny mieć swoje miejsce między nami, skoro się tam pojawiły.

Zawsze jednak stanie się coś takiego, co zdestabilizuje planetarny ład, tak jak to stało się na Keplerze 22b. Pojawiły się na nim istoty niechciane, wybryk uwstecznionej ewolucji. Może dlatego była planecie potrzeba tzw. świeża krew w postaci dziecka Matki? I tak filozoficzna epopeja na temat człowieka, którą niewątpliwie są Wychowane przez wilki stała się na końcu traktatem o powstawaniu gatunków. W istocie przecież niewiedza na temat genezy homo sapiens jest jedną z głównych inspiracji do pisania wszelkich ziemskich mitów religijnych.

Teatralna estetyka

Zastanawiam się, czy potrzebne w serialu były te wszystkie retrospekcje. Przyznam się, że nie mam pomysłu na inne rozwiązanie doinformowywania widza co do przeszłych wydarzeń, ale z drugiej strony te, które zaproponowali twórcy, burzyły akcję. Miały inny klimat oraz rytm. Nie chodzi o to, że gorszy. Wręcz przeciwnie, lepszy, i to jest najgorsze. Bo generalnie Wychowane przez wilki cierpi na typową przypadłość seriali – serialowość. Trochę na swój własny użytek nazywam tak dwie główne cechy negatywne seriali odróżniające je od filmów pełnometrażowych: monoplanowość oraz rozwlekłość. Obydwie są bolączkami Wychowanych… w pewnym sensie nie z winy reżyserów. Seriale po prostu takie są i chyba nic tego nie zmieni, niemniej to przeszkadza, gdy produkcja aspiruje do miana mądrego traktatu ratującego gatunek science fiction od pretensjonalności.

Odcinków mogło być powiedzmy z 5 (miniserial), a mniej rozwlekłej akcji umieszczonej w chacie i wokół chaty, w której zamieszkali Matka, Ojciec i dzieci. Co ważniejsze, można by serial tak ułożyć, żeby plany zmieniały się i już nie wracały (przynajmniej tak często) wraz z rozwijaniem się historii. A tak ma się wrażenie, że za każdym razem, gdy po raz wtóry akcja znów rozgrywa się w wiosce, całość niemiłosiernie zwalnia – staje się takim teatrem umieszczonym w filmie. Miniserial Dzień trzeci np. ustrzegł się tego typu naleciałości poprzez bardzo specyficzną metodę kręcenia, odzwierciedlającą sen na jawie. Wychowane przez wilki nawiązały stylistyką do lat 50., lecz najwidoczniej to nie pomogło. Ogólnie można stwierdzić, że jest ładnie, estetycznie. Dwie różne czołówki wraz z charakterystyczną, nieoczywistą muzyką wyglądają i brzmią wręcz świetnie, zaś jakość efektów specjalnych ani nie boli, ani nie wprawia w zachwyt – jest poprawna, do oglądania, po prostu zadowalająca. Miałem jednak nadzieję, że akurat w tym temacie pojawi się coś zapierającego dech w piersiach. Aktorzy przyłożyli się do swoich ról. Nie ma się czego przyczepić, oprócz może Amandy Colin, i to w dwóch kwestiach – denerwującej emfazy, z jaką głosi swoje poglądy, oraz mimiki i pozy ciała.

Odbiór serialu

W komentarzach natknąłem się na taką wynikającą trochę z dulszczyzny niechęć przed pisaniem o takiej, a nie innej wymowie serialu, jakby ona nie istniała. Bo co ludzie powiedzą, zwłaszcza w dzisiejszym, naszym nieco postfaszystowskim, słowiańskim klimaciku. Bo to przecież tylko zwykły, rozrywkowy serial, a nawet gdyby zawierał jakieś ateistyczne wtręty, to lepiej o tym nie wspominać. Więc na przekór wspominam, bo takie reakcje czytelników wynikają z innego rodzaju niezrozumienia filmu – tego emocjonalnego, a nie intelektualnego, na dodatek podszytego nabytą w toku socjalizacji ideologizacją wyznawanych wartości bez refleksji nad ich etyczną genezą. Tak, tak, wartości mają genezę, zmieniają się wraz z czasem, tak jak np. biologiczne zdolności adaptacji do środowiska u zwierząt czy też zasady prawne. Np. kiedyś obowiązywał penalizowany do granic rozsądku zakaz bluźnierstw przeciw świętościom religijnym, a dzisiaj przemienił się w nadmiernie wykorzystywane prawo chroniące coś tak abstrakcyjnego jak „uczucia” religijne. O tym również jest najnowszy serial Scotta, o irracjonalności w postrzeganiu świata i na tej podstawie tworzeniu racjonalnych osądów.

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA