search
REKLAMA
Felietony

Disney przejmuje Foxa, mysz pożera lisa. O NAJWIĘKSZEJ FUZJI W DZIEJACH HOLLYWOOD

Grzegorz Fortuna

20 grudnia 2017

REKLAMA

Kilka dni temu świat obiegła informacja, że Disney wykupił Foxa za 52 miliardy dolarów. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że to news, który powinien zainteresować raczej finansistów niż miłośników kina – mówimy przecież o tabelkach Excela, kontach bankowych, firmach-matkach, firmach-córkach i innych rzeczach, nad którymi do późnej nocy siedzą ludzie na Wall Street.

W praktyce przejęcie Foxa przez Disneya powinno jednak interesować każdego, kto nie mieszka w jaskini. Mamy wszak do czynienia z wydarzeniem bez precedensu – oto jedno wielkie studio kupuje inne wielkie studio, kompletnie zaburzając jakikolwiek balans na hollywoodzkim (i nie tylko) rynku. Jeśli transakcja zostanie sfinalizowana (a może to trwać nawet półtora roku), Disney stanie się istnym Imperium Rzymskim rozrywki. Zanim jednak zastanowimy się nad powodami i konsekwencjami tego historycznego przejęcia, musimy odpowiedzieć sobie na ważne pytanie – co właściwie kupił Disney?

Screen z animacji Andre i Wally.

Otóż kupił potężną bibliotekę filmów, na którą składają się tytuły nakręcone w Foxie w ciągu ostatnich 80 lat. Jest wśród nich Avatar i jego potencjalne sequele, serie o Obcym i Planecie małp, Kingsman, Szklana pułapka, Titanic, Predator, Kevin sam w domu i Epoka lodowcowa. W nabytym przez Disneya worku znajduje się też masa seriali: 24 godziny, Z archiwum X, Buffy, The Americans, It’s Always Sunny in Philadelphia, Simpsonowie czy Family Guy. Ale firma kupiła też prawa do tych bohaterów Marvela, których jeszcze nie miała – X-menów i Deadpoola.

Żeby było jeszcze ciekawiej – to nie o same filmy, seriale i postacie tak naprawdę Disneyowi chodziło. Nie od dzisiaj bowiem wiadomo, że od konkretnych treści ważniejsze są często środki, za pomocą których można je sprzedać. A te Fox ma imponujące – telewizja Sky dociera do 50 milionów Europejczyków, a telewizja Star India do 650 milionów widzów w Indiach. Do tego dochodzi 30 procent udziałów w Hulu, które może stać się poważnym konkurentem dla Netflixa (po fuzji Disney będzie miał łącznie 60 procent udziałów w platformie).

I to właśnie te elementy niezwykłej transakcji pokazują, że Disney ma łeb na karku. Założone przez twórcę Myszki Miki studio stopniowo wykupuje kolejne marki – Pixara, Marvela, Gwiezdne wojny – i zamienia je w kopalnie złota. Można tę strategię lubić lub nie, ale trudno nie zauważyć, że to Disney wyznacza obecnie standardy działania na rynku hollywoodzkim, a pozostałe studia coraz częściej potykają się o własne nogi. Spójrzmy na kończący się właśnie rok – Liga Sprawiedliwości Warnera okazała się totalną klapą, podobnie jak sequel Łowcy androidów, a studio ratować musiał względnie niskobudżetowy horror To; Paramountowi coraz gorzej wychodzi wciskanie ludziom kolejnych części Transformersów, a przygotowane w tym roku Ghost in the Shell sprzedało się znacznie słabiej niż oczekiwano; dzięki Szybkim i wściekłym, kolejnym Minionkom i sequelu sagi o Greyu jakoś radził sobie Universal, ale próba stworzenia przez studio nowego uniwersum, które zainaugurowałaby Mumia, wyszła po prostu przerażająco niemrawo. I wtedy wchodzi Disney, cały na biało.

Teraz studio zyskało zarówno dodatkowe treści, które może wykorzystywać i rebootować do woli, jak i narzędzia, by zmienić swoją pozycję także w świecie streamingu. Już jakiś czas temu Disney wycofał swoje treści z Neflixa i zapowiedział budowę własnej platformy. Dzięki przejęciu Foxa będzie miał nie tylko nowe materiały, które zapewne tam umieści, ale też przydatne narzędzia, chociażby w postaci wspomnianego Hulu. Jeśli dodamy do tego fakt, że szef studia, Bob Iger, zapowiada, jakoby nowa platforma streamingowa była zdecydowanie tańsza od konkurencji, to trudno nie potraktować fuzji jako rękawicy (białej, czteropalczastej) rzuconej Netflixowi.

Na pierwsze efekty połączenia będziemy musieli poczekać do roku 2019. W międzyczasie nie warto jednak skupiać się na pierdołach, o których huczy obecnie cały Internet – że Deadpool stanie się filmem rodzinnym, a do X-menów dołączy Myszka Miki. Disney jest korporacją zbyt inteligentnie zarządzaną, by stosować nieopłacalne dla siebie zagrania. Warto natomiast zastanowić się nad konsekwencjami dla globalnego rynku rozrywkowego. Wszystko wskazuje na to, że w efekcie przejęcia Disney będzie miał około 40 procent światowego box office’u, a to oznacza dążenie do monopolu.

Pojawiają się więc nowe pytania – jakie warunki będzie wymuszał Disney na kinach i stacjach telewizyjnych? Czy będzie dążył do blokowania filmów konkurencji? Czy spróbuje zmieść Netflixa? Monopol nigdy nie jest dobrym zjawiskiem, bo prowokuje nieuczciwe zachowania. Pozostaje więc tylko mieć nadzieję, że mysz nie pożre całego Hollywood.

REKLAMA