Jak przez HOMOSEKSUALNOŚĆ upada THE LAST OF US

Okazuje się, że cała ta miłość i zachwyt serialem, który podobno był najlepiej zekranizowaną grą w historii, okazały się wątłe jak zamki z piasku, kiedy wysuszy je słońce. Homoseksualność, czy też ogólnie mówiąc ruch LGBTQ+, jest zdolna przyćmić nawet apokalipsę, i to w dowolnej formie. To, co się wylało w Internecie na serial The Last of Us, pokazuje, jak dwulicowe jest ocenianie produkcji przez fanów, którzy tak naprawdę chcą oglądać jedynie kadry z ich ukochanej gry, powołane do życia na nowo za pomocą aktorów. Czy na tym polega wolność twórcza? A co by się stało, gdyby homoseksualną parę zastąpić kobietą i mężczyzną? Po raz kolejny możemy zaobserwować, na czym polega tzw. toksyczna postawa psychofanów, którzy nie są w stanie emocjonalnie wyjść poza raz zapisany i zaakceptowany odbiór swojego świata, którego przedłużeniem jest gra, a bardzo by chcieli, żeby był to również serial The Last of Us.
Podobno nawet w świecie postapokaliptycznych zombie są takie miejsca, których lepiej nie oglądać, mimo że cały świat upadł i każdy powinien się już przyzwyczaić do najgorszych zbrodni oraz tego typu widoków. Pewna grupa widzów nawet jednak w świecie postapo znajdzie miejsce dla nietolerancji, uzurpując sobie prawo do wskazywania twórcom serialu, jaka powinna być właściwa narracja.
Niestety, zaraz będę spojlerował. Cały problem wynikł z pewnej retrospekcji, która pojawiła się w trzecim odcinku. Spotkali się w niej dwaj mężczyźni, samotni, pozostawieni na śmierć, których jednak choroba jeszcze nie dotknęła. Zaczęli szybko – najpierw od nieufności, a potem przeszli do seksu. Obydwaj byli brodaci, nie narzekali na brak tężyzny fizycznej, w niczym nie przypominali stereotypowych osób homoseksualnych, tak jak ich uwielbiają widzieć osoby czerpiące dowartościowanie z homofobii. Ich historia okazała się prosta, wręcz sztampowa, i być może gdyby jednego z nich podmienić na kobietę, widzowie uznaliby, że nic nie wnosi do produkcji lub jest wręcz nudna. Tym razem jednak dwójka mężczyzn rozgrzała publiczność do czerwoności, a może i część krytyków. Im jednak chyba trochę bardziej wstyd firmować swoimi nazwiskami całą tę nagonkę na serial, bo czy ktoś z nich spodziewał się aż takiego zwrotu akcji?
Co zaś do samych twórców, to z pewnością byli świadomi tego, co się stanie, gdy pokażą relację dwóch mężczyzn – relację wcale nie przesyconą seksem, ale wzajemnym szacunkiem i przywiązaniem. Nim się zjawiłeś, nie bałem się – te słowa wypowiada Bill do Franka, kiedy karmią się truskawkami. Kiedy zaś Frank chce umrzeć w ramionach Billa, gdy już przeżyli ze sobą całe lata, Frak prosi, żeby Bill kochał go tak, jak on chce być kochany, a więc prócz homoseksualności mamy jeszcze problem eutanazji, czyli tzw. combo trapiące wszystkie przelęknione doczesną zgrozą dusze widzów. Co więc tak ruszyło niektórych odbiorców?
Być może to, że nagle w trzecim odcinku z serialu o zapędach sensacyjno-survivalowych zrobiono produkcję obyczajową. Wątki emocjonalne zdominowały narrację, a aktorzy wcielali się w postaci Franka i Billa z pełnym zaangażowaniem. Nie uciekali od dotykania się, pocałunków, rutynowych czynności, które wykonuje wobec siebie każda para heteroseksualna. To mogło razić, kiedy jeden przytulał się do owłosionej klaty drugiego, jak również bawił się jego osiwiałym zarostem. Tłumnie więc odezwali się w komentarzach „prawdziwi mężczyźni”, ci najprawdziwsi spośród widzów, żeby wylać w eter swoje brukowe emocje. Nie będę tu ich przytaczał, tylko dlatego, że szkoda na nie poświęcać miejsca. Wielokrotnie zresztą już to robiłem w innych swoich felietonach, kiedy poruszałem problem psychotycznego zachowania się fanów wobec dzieł filmowych. Tutaj jest podobnie.
Tym razem jednak interesuje mnie inna kwestia, nieco bardziej pokrętna, i wykorzystuję okazję, żeby o niej napisać w kontekście właśnie wątku homoseksualnego. Otóż nie mam wątpliwości, że jego prezentacja była świetnie napisana emocjonalnie, a aktorzy postawili na autentyzm przekazu uczuć w kierunku widza. Zadaję sobie jednak pytanie o motywację, jaką kierowali się twórcy serialu. Retrospekcja zajęła naprawdę sporo ekranowego czasu, kiedy to oddzieliliśmy się na chwilę od podróży Joela i Ellie. Chciałbym sądzić, że było to celowe złamanie nastroju, wzruszające i egzystencjalne. Gdzieś jednak głęboko mam wątpliwości – a jak sytuacja ukształtowałaby się, gdyby Franka i Billa zastąpić dwoma kobietami? Postawiono raczej na naturalizm, a więc nieco celowo wbito ten kontrowersyjny klin w pewne zamknięte grono publiczności, które myśli mniej abstrakcyjnie i holistycznie niż, mam nadzieję, większość odbiorców serialu.
Jeśli więc motywacją nie było tylko zagranie pod publikę, a pokazanie, że w czasie postapokalipsy każda ludzka relacja ma niespotykaną wartość, również seksualną, to doceniam twórców za odwagę. A ten negatywny odbiór odcinka i próby tłumaczenia się w ten sposób, że „nie mam nic do homoseksualistów, ale lepiej, żeby ich nigdzie nie pokazywać” uznaję za forpocztę holokaustu. Niech więc ci wszyscy uwiązani światem gry fani wsłuchają się w to, co powiedział Nick Offerman (Bill) – Jeśli to, co robisz, nie wkurza przynajmniej 30% widzów, to znaczy, że nie jest to sztuka. I ja się pod tym podpisuję. Do tego dochodzi jeszcze fakt, że to nie my tu coś zmieniliśmy. Zrobił to sam twórca gry, który chciał ten wątek rozwinąć i pogłębić, bo uważał, że ma nareszcie na to czas i sposobność. I zrobił to z ogromną miłością i starannością. Nikt nie wystąpił przeciwko oryginalnej wersji. Kurczę, spójrzmy na finał Gry o tron, który zebrał takie cięgi wśród fanów. Twórcy dali z siebie wszystko, by dostarczyć nam najlepszy z możliwych finałów tej historii. Jedni byli z tego zadowoleni, inni nie, ale nie da się usatysfakcjonować wszystkich. Trzeba zrozumieć, że nikt nie robi tego nikomu na złość. I mam nadzieję, że ci wkurzeni gracze, którym nie podoba się to, co zrobiliśmy, kiedyś to zrozumieją.
No więc teraz co, drodzy umiłowani gracze? Skoro twórcy gry (np. Neil Druckmann z Naughty Dog) was tak zaorali, więcej już nie odpalicie The Last of Us?