search
REKLAMA
Felietony

KONIEC Z HOLLYWOOD. Nowy film Woody’ego Allena wycofany z dystrybucji?

Filip Pęziński

2 lutego 2018

REKLAMA

Zza oceanu dochodzą wieści, że Amazon Studios rozważa wycofanie się z dystrybucji najnowszego filmu Woody’ego Allena pt. A Rainy Day in New York, a przynajmniej ograniczyć ją do swojego serwisu streamingowego. Już dzisiaj aktorzy związani z projektem – Timothée Chalamet i Selena Gomez – przekazują gaże na cele dobroczynne. Wszystko oczywiście związane jest z potężną seksaferą, którą od miesięcy żyje całe Hollywood. Allen został bowiem oskarżony o molestowanie swojej adoptowanej córki, kiedy ta miała zaledwie siedem lat.

Bez względu na to, czy oskarżenia są prawdziwe, czy nie, piar zostaje piarem i nikomu nie zależy na premierze w atmosferze skandalu, jeśli zaś Allen rzeczywiście dopuścił się obrzydliwych (nie silmy się na eufemizmy) zachowań wobec adoptowanego dziecka, to zasługuje na pełne potępienie, ukaranie i zniknięcie z (heh) śmietanki towarzyskiej.

Nie byłoby zatem w zachowaniu Amazona i gwiazd występujących w filmie nic dziwnego, gdyby nie fakt, że oskarżenia Dylan Farrow i jej matka wysunęły już kilka lat temu. Wtedy jednak nie było odpowiedniej do tego atmosfery, otoczki i braku medialnego przyzwolenia na bycie równiejszym. Sam z wyrzutami sumienia przyznaję, że czytając wyjaśnienia, jakoby Mia Farrow wykorzystywała dziecko do zemsty na Allenie, pomyślałem, że tak właśnie MUSI być, że gdyby Allen naprawdę skrzywdził dziecko, to NA PEWNO dawno zostałby pociągnięty do odpowiedzialności. Dziś, słuchając i czytając zeznania ofiar kolejnych seksualnych drapieżców z Hollywood, wiem już, że przez lata, przez dekady w tym zepsutym środowisku były rzeczy ważniejsze niż zwykła przyzwoitość.

Quentin Tarantino przyznał, że wiedział wystarczająco dużo o Weinsteinie, żeby zareagować. Nie szukał wymówek. Otwarcie powiedział, że KAŻDY, kto pracował z wpływowym producentem, WIEDZIAŁ. „Nie dało się nie wiedzieć” – dodał.

No właśnie. Harvey Weinstein. Łatwo wykluczyć z życia publicznego i branży człowieka stojącego w cieniu, bezosobowe nazwisko, które po wygooglowaniu ukazywało mężczyznę o aparycji – wybaczcie – stereotypowego zwyrola. A jednak na gali rozdania nagród Akademii Filmowej to jemu dziękowano częściej niż Bogu. Trudno pogodzić się z faktem, że tyle wspaniałych kinowych przeżyć mu zawdzięczamy. Władca Pierścieni, Pulp Fiction, Buntownik z wyboru, Gangi Nowego Jorku, Cop LandKrzyk. To tylko kilka pozycji z grubo ponad DWUSTU filmów, które wyprodukował.

Harvey Weinstein nie budził sympatii, nie przesiadywał na kanapach w popularnych talkshows. Kiedy jednak czytamy o niewybrednych komentarzach Dustina Hoffmana, kontrowersyjnych zachowaniach Jamesa Franco, ODRAŻAJĄCYCH dokonaniach Kevina Spaceya, czy – znów – mrożących krew w żyłach oskarżeniach wobec Woody’ego Allena, nasze mózgi dostają zwarcia. Nasi idole, te chodzące na dwóch nogach charyzmy (nie policzę, ile razy na YouTubie oglądałem Kevina Spaceya naśladującego Christophera Walkena), okazują się potworami.

Nie dalej jak wczoraj w końcu nadrobiłem przepiękne Manchester by the Sea i zachwycony rolą – kolejnego oskarżonego – Caseya Afflecka, włączyłem jego zeszłoroczną mowę, którą wygłosił po otrzymaniu statuetki właśnie za rolę w filmie Kennetha Lonergana. Młodszy z braci Affleck przyznał ze sceny, że jest bardzo dumny będąc częścią tej społeczności. Dziś wiemy, że aktor sam zrezygnował z udziału w tegorocznej gali. Wśród tej samej społeczności nie jest już mile widziany, chociaż oskarżenia pod jego adresem wypływały jeszcze przed zeszłorocznym rozdaniem.

Możemy to nazwać hipokryzją i pewnie właśnie nią jest, ale cieszę się, że być może chociaż część pracodawców, współpracowników, kolegów czy członków rodziny sześć razy przemyśli, zanim powtórzy żart legendarnego Dustina Hoffmana o jajkach na twardo i łechtaczce na miękko.

Woody Allen w październiku zeszłego roku apelował, żeby afera z Weinsteinem nie zamieniła się w polowanie na czarownice. A może jednak – niech się zamieni?

 

Filip Pęziński

Filip Pęziński

Wychowany na "Batmanie" Burtona, "RoboCopie" Verhoevena i "Komando" Lestera. Miłośnik filmów superbohaterskich, Gwiezdnych wojen i twórczości sióstr Wachowskich. Najlepszy film, jaki widział w życiu, to "Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj".

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA