search
REKLAMA
American Film Festival 2023

DREAMIN’ WILD. Oscarowe kino o muzykach, o których… nikt nie słyszał

Bill Pohlad potwierdza, że nie interesują go skrojone od sztancy filmowe biografie.

Dawid Myśliwiec

30 listopada 2023

Dreamin' Wild
REKLAMA

Są w zasobach światowej kinematografii znakomite filmy o jeszcze znakomitszych zespołach muzycznych. Widzowie pod każdą szerokością geograficzną zachwycali się historiami o budowaniu legendy Jima Morrisona (The Doors Olivera Stone’a z 1991 roku), Joy Division (Control, Anton Corbijn, 2007) czy Queen (Bohemian Rhapsody, Dexter Fletcher, 2018), ale co z zespołami, o których nikt nie słyszał? Odkrywaniem właśnie tych nieodkrytych grup zajmują się małe wytwórnie takie jak Light in the Attic, która umożliwiła Donniemu i Joe Emersonom, utalentowanym muzykom z prowincjonalnego Fruitland w stanie Waszyngton, dotarcie do szerokiej publiczności po kilkudziesięciu latach od pierwszego wydania ich jedynego longplaya. I to właśnie niesamowitą historię braci Emersonów opowiada Dreamin’ Wild Billa Pohlada.

Nie zadręczajcie się, jeśli nazwisko reżysera tego filmu nic wam nie powie – Pohlad przez zdecydowaną większość swojej kariery w świecie kina był producentem, stojącym m.in. za Drzewem życia Terrence’a Malicka czy Zniewolonym Steve’a McQueena. Za kamerą zdarzyło mu się dotąd stanąć trzykrotnie, przy czym ten pierwszy raz – komedia Old Explorers – miał miejsce dość dawno, bo w 1990 roku. Wiele lat później Bill Pohlad nakręcił jednak bardzo udaną i wielokrotnie nagradzaną niezależną produkcję, której bohaterem był Brian Wilson, lider legendarnego zespołu Beach Boys. Zgłębiające muzyczną obsesję Wilsona Love & Mercy (2014) było ciekawą alternatywą dla standardowych biopiców gwiazd rocka i dowodem na to, że Pohlad doskonale czuje specyfikę świata muzyki. Nic dziwnego zatem, że w swym kolejnym reżyserskim projekcie ponownie za bohaterów obrał pasjonatów tworzenia oryginalnych brzmień. Dreamin’ Wild już w punkcie wyjścia jest historią szalenie interesującą – oto bowiem dwóch czterdziestoletnich i nie tak znowu bliskich sobie braci otrzymuje szansę powrotu do korzeni i zaprezentowania swojej, wydawałoby się, dawno zapomnianej muzyki publiczności znacznie większej niż liczba mieszkańców prowincjonalnego Fruitland, skąd pochodzą. W przeciwieństwie do standardowych filmowych biografii gwiazd muzyki Dreamin’ Wild nie opowiada o klasycznej ścieżce „od zera do bohatera”; tu bohaterami są wykonawcy, których nadzieje na zrobienie kariery zgasły już wiele lat temu. Telefon od właściciela niewielkiej wytwórni muzycznej okazuje się przez nikogo nieoczekiwaną szansą: na karierę, spełnienie, na nowe życie.

Dreamin' Wild

 

Bill Pohlad potwierdza, że nie interesują go skrojone od sztancy filmowe biografie – gdyby chciał na poważnie włączyć się w oscarowy wyścig, zapewne wziąłby na warsztat historię dawnej gwiazdy rocka, której kariera rozpadła się na skutek uzależnienia / tragedii / złych wyborów (takich opowieści w show-biznesie było aż nadto). Tymczasem Dreamin’ Wild doskonale spełnia obietnicę daną widzom poprzez poetycki tytuł – i to nie tylko dlatego, że tak samo nazywał się debiutancki (i jedyny) album braci Emersonów. Film Pohlada obfituje w sekwencje niczym ze snu, niesione niezwykle oryginalnymi, ale też chaotycznymi, niemożliwymi do wtłoczenia w konkretne ramy gatunkowe kompozycjami Donniego i Joe Emersonów. W Dreamin’ Wild chronologia działa tylko połowicznie – współczesne wydarzenia, skupione wokół odkrywania na nowo muzyki głównych bohaterów, przeplatane są sekwencjami z przeszłości, w których bracia, a zwłaszcza Donnie, spędzają długie godziny w zbudowanym przez ich ojca studiu nagraniowym. Długo próbowałem ocenić, która z tych płaszczyzn czasowych – teraźniejszość czy przeszłość – interesuje Pohlada bardziej, ale nie udało mi się odpowiedzieć na to pytanie. Zapewne dlatego, że w Dreamin’ Wild są one połączone w niezwykły sposób – gdyby nie współczesne wydarzenia, nie poznalibyśmy historii powstania albumu braci Emersonów; ale gdyby nie powstał, nie byłoby tej pięknej, współczesnej historii o odkrywaniu zapomnianych pereł muzyki.

Dreamin' Wild

Zapewne nie każdy zareaguje w ten sam sposób, ale zainspirowany Dreamin’ Wild zacząłem wczytywać się nieco głębiej w artykuły na temat tej niesamowitej niszy przemysłu muzycznego, jaką są reedycje wydawanych przed laty, często własnym sumptem, zapomnianych albumów. Okazuje się, że w USA nie brakuje pasjonatów spędzających setki godzin na przeszukiwaniu antykwariatów i pchlich targów w poszukiwaniu wydawanych chałupniczo płyt winylowych. I choć z zapewne tysięcy takich wydawnictw zaledwie garstka nadawać się będzie do słuchania – a tylko kilka z nich zasłuży na reedycję – tym zapaleńcom należy się ogromny szacunek: za to, że oni sami okazują go dokonaniom tysięcy muzyków-amatorów, śniących o sławie i wielkości. Dreamin’ Wild, w którym aktorsko błyszczą Casey Affleck (Donnie), Walton Goggins (wspaniały jako Joe!) i Beau Bridges, to dzieło, które stara się być jak – skądinąd niesamowita! – muzyka braci Emerson, w której ważniejszy od technicznej perfekcji jest klimat. W swoim obszernym tekście, który zainspirował film Pohlada, Steven Kurutz nazwał to „molekularnym vibem” – sam nie określiłbym tego lepiej. Prawdziwym osiągnięciem jest to, że ową mało uchwytną cechę udało się przenieść także na ekran.

Dawid Myśliwiec

Dawid Myśliwiec

Zawsze w trybie "oglądam", "zaraz będę oglądał" lub "właśnie obejrzałem". Gdy już położę córkę spać, zasiadam przed ekranem i znikam - czasem zatracam się w jakimś amerykańskim czarnym kryminale, a czasem po prostu pochłaniam najnowszy film Netfliksa. Od 12 lat z różną intensywnością prowadzę bloga MyśliwiecOgląda.pl.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA