Z losem, fatum, determinizmem czy też jak, kto woli, wymuszoną brakiem środków technicznych nieuniknionością zdarzeń walczył James Cole (Bruce Willis). Załóżmy również, że nie był wariatem, który wykoncypował sobie apokaliptyczny świat, żeby w nim na nowo zaistnieć jako bohater, bo w realnym życiu był tylko więźniem. Cole trzy razy wracał z roku 2035 do przeszłości. Najpierw był w 1990 roku, gdzie potraktowano go jak chorego na paranoję, niebezpiecznego człowieka i odizolowano. Mimo to podczas pobytu w szpitalu zdążył zaznajomić się z Jeffreyem (Brad Pitt), synem znanego naukowca Lelanda Goinesa (Christopher Plummer), w którego laboratoriach powstanie śmiercionośny wirus, i zasugerować mu, żeby niezrównoważony Jeffrey założył tajną, wywrotową organizację „Armia 12 małp”. Następnie Cole trafił na front I wojny światowej w 1918 roku. Został ranny, a zrobione mu w tym czasie zdjęcie wraz z wyciągniętym podczas ostatniej podróży (1996) pociskiem z nogi pomogło mu zaskarbić sobie zaufanie dr Kathryn Railly (Madeleine Stowe), która badała go jeszcze w 1990, ale nie uwierzyła w jego wersję o nadchodzącej pandemii. W 1996 roku było już jednak za późno. Wszystko, co robili naukowcy rękami podróżującego Cole’a, w 2035 roku prowadziło dokładnie do tego, co się stało, a co chcieli oni odwrócić. Cóż za paradoks.
Spójrzmy teraz na nasz epidemiczny świat, ale nie z perspektywy ludzi, Jamesa Cole’a lub wysyłających go w przeszłość naukowców (pamiętacie, że jedna z nich leciała samolotem z Petersem?). Popatrzmy na ten świat z perspektywy „Armii 12 małp”, czyli organizacji, która była posądzana o rozprzestrzenienie wirusa, dzisiaj już wiemy, że niesprawiedliwie. Jeffrey wcale nie chciał (przynajmniej na początku) zgładzić ludzkości – może by i na ten pomysł wpadł z czasem, lecz nie wtedy. Chciał natomiast, żeby ludzie zwolnili, przystanęli i zastanowili się nad wszystkim, od samego początku swojej bytności na Ziemi, gdyż jesteśmy cywilizacją, która ma narzędzia zmiany w rękach, tylko ich nie stosuje. Chciał, podobnie jak Cole, odetchnąć świeżym powietrzem w ciszy, która będzie należała wyłącznie do niego, a nie setek tysięcy innych ludzi stłoczonych w zamglonych od smogu, betonowych miastach, bezrefleksyjnie idących do pracy i realizujących za przysłowiową miskę ryżu plan wielkich, jak zbudować idealną, submisyjną społeczność. Jeffrey był kimś w rodzaju spersonifikowanej kary dla ludzi, odwracającej uwagę od faktycznego zagrożenia i obnażającej ludzką irracjonalność oraz krótkowzroczną interesowność postępowania.
W filmie Gilliama Ziemi dał odetchnąć dopiero wirus rozprzestrzeniony przez dr Petersa (David Morse). Nam również, jak na razie w o wiele mniej drastyczny sposób, pandemia dała szansę złapać oddech. Jeszcze nie wiemy, ile ostatecznie milionów umrze na Covid-19, ale zapewne nie będzie to nawet jedna piąta naszej populacji. Czy to zbyt mało, żebyśmy zwolnili? Tak, z pewnością. Potrzebna by była zagłada może z 70 procent nas – podobny stosunek zaszczepionych do niezaszczepionych zagwarantuje nam opanowanie epidemii. Na razie, gdy wiosną rząd nałożył ograniczenia w przemieszczaniu się, na ulicach zmniejszył się ruch samochodowy, w miastach zapanowała cisza, spadł poziom zanieczyszczeń, a zwierzęta momentalnie zbliżyły się do naszych siedlisk. Regularnie widywałem sarny na swoim osiedlu. Czułem, że odpoczywam. Przypomina mi się ten symboliczny pochód zwierząt w 12 małpach – słonie i żyrafy biegające po ulicy, flamingi latające między wieżowcami, i ludzie, jeszcze nieświadomi, co ich w najbliższych miesiącach czeka.
Izolacja była jednym z lepszych doświadczeń w moim życiu, a potem dopadł mnie COVID – biologiczna cena za życie w środowisku pełnym niewidocznych zarazków. Nie będę oceniał, czy mój COVID był dobry, czy zły. Był niewygodny, bolesny i powodujący strach. Tak to ujmę. I być może konieczny, żeby zrozumieć, czym jest w istocie pandemia. Jej przeżycie nie polega na ucieczce od patogenu, chowaniu się w domu, posuniętego do granic paranoi unikania innych, lecz na racjonalnym zachowaniu i całkiem prawdopodobnym zetknięciu się z wirusem oraz zachorowaniu.