search
REKLAMA
Nowości kinowe

ETER. Łopatą w twarz od Zanussiego

Mikołaj Lewalski

1 grudnia 2018

REKLAMA

Idąc na Eter, miałem szczerą nadzieję na powrót dawnego Zanussiego i zatarcie niesmaku po Obcym ciele. Niestety, ten film nie robi żadnej z tych rzeczy, pomimo niemałego potencjału. Punkt wyjściowy historii oferował wiele ciekawych możliwości, ale zabrakło tu pomysłu, wiary w widza i jakiejkolwiek subtelności. Coś, co zaczyna się jako film, dość szybko przeradza się w łopatologiczny moralitet zakończony w najgorszy sposób z możliwych. To duże rozczarowanie, zwłaszcza biorąc pod uwagę talent osób zaangażowanych w tę produkcję. Krzysztof Zanussi obecnie wydaje się jednak bardziej zainteresowany wygłaszaniem świadectwa swoich poglądów niż tworzeniem dobrych filmów. To wielka szkoda, zwłaszcza że historię i głównego (anty)bohatera Eteru można było ukazać w sposób świeży i przewrotny.

Już od pierwszych scen nie ulega jednak wątpliwości, że mamy nie lubić głównego bohatera. Jedyne, czego o nim się dowiadujemy, to to, że jest lekarzem zainteresowanym młodą służką. Chwilę później następuje próba gwałtu zakończona nieumyślnym morderstwem i tchórzliwa (nieudana) ucieczka z miejsca zbrodni. To solidne podstawy do niechęci, zwłaszcza że nie pokazano niczego, co mogłoby w jakikolwiek sposób stanowić odkupienie dla tej postaci. Zgodnie z ówczesnym prawem doktor-morderca trafia na stryczek, ale zanim wyrok zostaje wykonany, na miejscu pojawia się posłaniec meldujący o zmianie kary na zsyłkę na Syberię. Niestety, to przymusowe wygnanie zostaje całkowicie pominięte na ekranie, a zamiast tego następuje przeskok w czasie do momentu, w którym nasz bohater otrzymuje pracę lekarza wojskowego. W ekspozycyjnej rozmowie między nim a głównym dowódcą dowiadujemy się, że sprytnemu doktorowi udało się uciec z Syberii, a teraz pragnie poświęcić się pracy i badaniom nad wpływem eteru na człowieka.

diuna

W tym momencie można jeszcze liczyć na interesujące ukazanie konfliktu etyki z nauką, ale szybko staje się jasne, że nie to jest celem Zanussiego. Praca doktora zostaje przedstawiona bardzo powierzchownie i właściwie trudno ją brać na poważnie.

Jego postaci służą mu wyłącznie jako platformy do wygłoszenia ideologicznego moralitetu. Problem w tym, że nie zostaje tu powiedziane nic odkrywczego, a poziom intelektualny wspomnianego dyskursu dla wielu widzów będzie wręcz obrazą. Ostentacyjne i publiczne podkreślanie przez protagonistę braku wiary w Boga zestawione z jego późniejszymi niemoralnymi czynami to zabieg rodem z filmów propagandowych. Zabrakło tu jakichkolwiek niejednoznaczności czy odcieni szarości – wszystko jest czarno-białe i skrojone pod określoną tezę. To nie dyskusja, ale kazanie.

W parze z nieciekawie podaną treścią idzie również niezbyt imponująca forma. Scenografia przywodzi na myśl teatr albo film telewizyjny sprzed trzech dekad i wydaje się bardzo umowna. Pomimo całego potencjału, który oferowała sceneria służąca za główne miejsce akcji, trudno nazwać Eter filmem interesującym wizualnie. Na uwagę zasługuje jednak praca kamery, która niejednokrotnie ożywia mniej angażujące sceny. Kilka kadrów zapada w pamięć na dłużej, ale to stanowczo za mało, zwłaszcza w dziele reżysera takiego kalibru. Przykro mi to mówić, ale Eter jest rozczarowaniem na każdej płaszczyźnie, może za wyjątkiem gry aktorskiej. Andrzej Chyra jak zawsze jest niezawodny, a wcielający się w protagonistę Jacek Poniedziałek zadziwiająco dobrze radzi sobie z topornym materiałem, z którym przyszło mu pracować. Jego postać często wypowiada i zachowuje się niezwykle pretensjonalnie, ale aktorowi udało się nie popaść w śmieszność i skrajne przerysowanie. Szkoda, że jego bohater oraz cała historia zostają sprowadzone do kompletnego banału w końcowych scenach filmu. To moment, w którym mamy prawo czuć się prawdziwie oszukani – zamiast niejednoznacznej rozprawy o nauce i duchowości dostajemy odtwórczą wersję historii przewałkowanej już na każdy możliwy sposób.

Może następnym razem będzie lepiej?

REKLAMA