Aktorzy, których mamy za BOGÓW, czyli jak z marchewki zrobić ananasa
A wszystko z powodu niedawnego wywiadu, którego Kate Winslet udzieliła Marcie, młodej dziennikarce z ZDF Logo! Dziewczyna była młoda, niesamowicie przerażona, a Kate podała jej rękę. Nagranie momentalnie stało się viralem w sieci, a gwiazda Titanica urosła w oczach widzów do rangi bóstwa. Co więc takiego niesamowitego zrobiła, że jej wizerunek osiągnął taki szczyt westchnień publiczności? I jak to się dzieje, że w dzisiejszych czasach coraz częściej rzeczy, które wydają się tak ludzkie i należyte, są traktowane jako ewenement, który należy chwalić, a może wręcz czcić?
Co więc takiego niesamowitego zrobiła Kate Winslet? Uspokoiła młodą dziennikarkę, która zapewne z powodu stresu zwierzyła się jej, że jest to pierwszy wywiad, jaki przeprowadza. Winslet zapewniła Martę, że nie pożałuje rozmowy z nią, że to już ma i wszystko będzie dobrze.
OK, well guess what, When we do this interview, it’s going to be the most amazing interview ever. And do you know why? Because we’ve decided that it is going to be. So we’ve decided right now, me and you, this is going to be a really fantastic interview. You don’t have to be scared. Everything’s going to be amazing. OK? You got this.
Wspaniałe, dodające otuchy słowa. To zadziałało naprawdę świetnie i było niezwykle miłe, a nawet wzruszające. Aktorka nie zachowała się jak zadufana w sobie gwiazda, tylko przyjaźnie nastawiony do otoczenia człowiek. I teraz możemy się zastanowić, czy było to w jej obowiązku, właśnie tak się zachować, czy kontynuować wywiad, co dla młodej dziennikarki, gubiącej się w pytaniach z powodu stresu, nie byłoby pozytywne. Nie byłoby także dobre dla samej Winslet, bo gdyby ten wywiad stał się pastiszem rozmowy, to zapewne również stałby się viralem. Nie posądzam jednak Kate Winslet o tak wyrachowane motywy kierujące jej zachowaniem. Pomogła dziennikarce. Zachowała się tak, jak powinna w tej sytuacji, myśląc o wizerunku swojej rozmówczyni i szansach, które może stracić, jeśli ten wywiad zawali.
Nie krytykuję zachowania Winslet. Popieram je, wzrusza mnie ono, ale patrząc na sytuację obiektywnie, nie istnieje żaden powód, żeby nagranie to stało się viralem, a sama aktorka była traktowana jak nadczłowiek tylko dlatego, że zachowała się przyzwoicie. Sytuacja taka niestety powtarza się w dzisiejszych czasach nie tylko w popkulturze związanej z gwiazdami, ale i w zwykłych reklamach produktów spożywczych. Zaletą ich, podkreślaną na 1000 różnych sposobów, jest np. brak konserwantów lub składniki wyhodowane w standardzie ECO, cokolwiek on znaczy, albo bez GMO. Co się więc dzieje z tym naszym światem, że stan normalny, oczywisty, intuicyjny i biologicznie nam przyjazny zaczął być traktowany jak rzadkość, którą trzeba zareklamować, bo inaczej się nie sprzeda? Z jednej strony cywilizacja zapewnia nas o rozwoju humanizmu, a z drugiej w mediach doświadczamy zupełnie czegoś innego – humanizm trzeba reklamować, naturę również, mimo że są one nam najbardziej przyjazne i warunkują nasze życie.
„Czy więc zachowanie Kate Winslet warunkuje życie?”, ktoś zapyta? Niestety tak, bo niezrozumienie czyichś emocji właśnie na takim poziomie prowadzi z czasem do niezrozumienia ich w ogóle oraz w konsekwencji do uprzedmiotawiania innych. Tylko czy mechanizm tworzenia virali z takich sytuacji jest dowodem na coś pozytywnego? Wręcz przeciwnie. To znak, że cywilizacja zachodnia gdzieś powoli wyhamowuje w swoim humanistycznym podejściu do istoty ludzkiej, ale jeszcze do końca nikt nie ma odwagi tego przyznać, stąd owe viralowe maski, które ludzie traktują jak substytuty swojego własnego, należytego zachowania. Następuje coś w rodzaju przeniesienia emocji na bożki w postaci aktorów, których już sam podziw, że zachowali się tak a tak, tworzy osobiste wrażenie, że samemu jest się lepszym, godniejszym życia. Czy nie lepiej więc zostać przy tej naszej marchewce, a nie udawać, że jest ananasem?
Niestety nie. Rola mediów w tworzeniu społecznych emocji jest już bardzo zaawansowana, wręcz kluczowa. Nie wyobrażamy sobie, jak żyć i podejmować decyzje bez konsultacji z Google. Swój własny głos przy tym wyciszamy, jak się tylko da. Beznamiętnie wpatrujemy się w małe ekrany, śledząc czyjeś zachowania skrojone tylko na potrzeby tego, żebyśmy się na nie patrzyli. To behawioralne kuriozum. Czy 30 lat temu ktokolwiek wyobrażał sobie, że będzie miał w ręku minikomputer w postaci smartfona z dostępem do wiedzy z całego świata, a tak naprawdę większość tego czasu spędzi na oglądaniu TikToka albo machinalnym przewijaniu timeline’u na FB? Czas, który spędzaliśmy kiedyś z papierową encyklopedią, był najcenniejszą częścią wieczoru, bo mogliśmy zrobić zadanie do szkoły albo po prostu zabłysnąć przed kimś wiedzą. Teraz wpadamy w zachwyt nad czyimś normalnym, ludzkim zachowaniem, więc wcale się jako ludzie nie rozwinęliśmy, a wręcz uwsteczniliśmy.
Powtórzę więc pytanie z początku tekstu: jak to się dzieje, że w dzisiejszych czasach coraz częściej rzeczy, które wydają się tak ludzkie i należyte, są traktowane jako ewenement, który należy chwalić, a może wręcz czcić? Jesteśmy głodni emocji, bo ich coraz mniej doświadczamy osobiście. Znajdywanie ich w kimś innym, zwłaszcza gwiazdach, i delektowanie się ich postępowaniem zaspokaja ten głód, który niewątpliwie znów nas dopadnie, bo żyjąc w świecie wirtualnym, jesteśmy odseparowani właśnie od realnych emocji, których tak pragniemy. Koło zostaje domknięte i nie ma z niego wyjścia.