Afera o królika. Jaki rozmiar piersi powinna mieć LOLA z KOSMICZNEGO MECZU?
Wygląda na to, że Lola w ogóle nie powinna mieć piersi, bo jedni będą niezadowoleni, gdy jej biust będzie za duży, a inni, gdy będzie za mały. To wymiar praktyczny problemu. Jego wymiar teoretyczny jest jednak dużo poważniejszy. Co to w ogóle za pomysł, żeby wyposażać zwierzę w cechy uchodzące za seksualne wśród ludzi? Największy błąd popełnili więc twórcy Kosmicznego meczu z 1996 roku, a teraz trzeźwiej patrzący na temat ludzie podeszli do postaci Loli po prostu racjonalnie. To postać z kreskówki, a nie seksbombka. Ma bawić dzieci, a nie podniecać. Jeśli w odmienny sposób myślą wszelcy obrońcy moralności (a na polskim poletku zwłaszcza ci z prawej strony, w postaci np. posła Artura Dziambora), to jest to dla mnie prawdziwy mindfuck. Bo okazuje się, że ta rozpasana lewacka strona jest bardziej zachowawcza seksualnie niż środowiska konserwatywne. Niepokoi także coś innego. Wygląda na to, że dla wielu mężczyzn zwierzęta faktycznie stają się atrakcyjniejsze, kiedy mają duże piersi. Czy to już zoofilia?
Skoro, jak twierdzą obrońcy piersi Loli, np. poseł Artur Dziambor, dzięki nim mieli wspaniałe dzieciństwo, a z drugiej strony podnoszone są argumenty, że dzieci wcale nie patrzą na to, czy jakaś postać jest przeseksualizowana czy nie, to wysoce nielogiczne wydają się głosy, że obecny projekt Loli został pozbawiony biustu. Reakcja dzieci jest przecież odpowiedzią. Po co podtrzymywać ten stereotyp piersiastej, biodrzastej i owłosionej krzyżówki kobiety z królikiem? Zapewne tylko w imię fantazjujących na jego temat dorosłych mężczyzn i tej grupy kobiet, która zupełnie nieświadomie używa patriarchalnej narracji we własnym sposobie myślenia. Na szczęście jest ona nieliczna. Tak można powiedzieć, obserwując proporcje płci osób komentujących newsy związane z Kosmicznym meczem, np. na naszym portalu.
Problem biustu Loli uwidocznił również coś innego, bardzo charakterystycznego dla eksploatacyjnego traktowania kobiet w dzisiejszej kulturze medialnej – brak symetrii w traktowaniu seksualności kobiet i mężczyzn, czego ewidentnym przykładem jest Lola. Problem ten pojawia się także w sposobie traktowania homoseksualizmu. W skrócie całujący się mężczyźni są obrzydliwi, nie mówiąc już o uprawianym przez nich seksie analnym, poza tym jeśli lesbijki, to tylko te ładne, a najlepiej w trójkącie z facetem, wtedy jakoś seks analny nikomu nie przeszkadza. Kuriozalna dwulicowość, prawda? Lola bez biustu i bioder przestała być w oczach wielu kobietą, mimo że była i jest zwierzęciem. Krytycy braku piersi Loli sami popadają w nonsens, obnażając tym samym swoje transgatunkowe podniety. Lola ewidentnie została przez nich zantropomorfizowana, a antropomorfizacja jest napędem semantyki chrześcijańskiej kultury Zachodu, z której osobliwą postmodernistycznością dyskursu moralnego stara się walczyć – jak to określają złośliwcy, mający niewielkie pojęcie o pismach Karola Marksa – zlaicyzowana, neomarksistowska inteligencja zarządzająca liberalnymi mediami.
Najnowszy wizerunek Loli jest po prostu NORMALNY. Nie spodziewałem się, że użyję takiego sformułowania, bo to zwykle przeciwna strona powołuje się na jakąś uzasadnioną transcendentnie formę odwiecznej normalności. A tu okazuje się, że normalny jest królik z wielkimi cyckami. O tym tzw. mindfucku pisałem na samym początku. Nie rozumiem, jak można tak dalece nie mieć pojęcia o tym, czego oczekuje dziecięca widownia i tylko na podstawie swojego dzieciństwa definiować potrzeby dzieciństwa innych w myśl zasady: ja to oglądałem, nic mi się nie stało, więc jestem pępkiem świata i wszyscy inni również powinni oglądać to samo, co ja kiedyś. Dorośli nie słuchają dzieci, jak zawsze zresztą. Dzieci nie chcą wielkich biustów, a postaci charyzmatycznej, silnej, pozbawionej krzyczącego w stylu porno erotyzmu. To jest ich naturalna, dziecięca dynamika, do której chce się dzisiaj wrócić, a nie ta skrzywiona dorosłym postrzeganiem wizja, w rzeczywistości w bardzo dużej mierze realizująca nieuświadomioną patriarchalną grę, żeby utrzymać status quo wygodnickiej męskiej dominacji. Jestem ciekawy, kiedy wreszcie ludzie staną się na tyle wyedukowani, żeby zrozumieć, że patriarchat wcale nie polega na otwartym odmawianiu kobietom ich praw, na biciu, dręczeniu, zmuszaniu do rodzenia tuzinami dzieci itp. Patriarchat poprzez takie właśnie Lole z wielkim biustem skrycie realizuje swój plan. Podprogowo uczy od dziecka szablonu ról społecznych tak skonstruowanego, żeby jak najwygodniej żyło się jedynie jednej płci, a druga musiała wiecznie doskakiwać do odgórnie narzuconej wizji. Co ciekawe, płeć męska cierpi na tym niejednokrotnie podobne katusze, co kobiety, tyle że nie zdaje sobie z tego sprawy.
Sytuacja z Lolą obnaża także pewien ogólny problem istniejący w sferze podejścia do seksualności. Dla niektórych ważniejsze są ukryte podteksty niż otwarta edukacja na temat erotyki, dzięki której wiemy, jak czuć się ze sobą komfortowo i racjonalnie korzystać z naszej ludzkiej sfery seksualnej. Wszystko po to, aby chronić dziecięctwo przed dewiacyjnymi czynami dorosłych. Lola z wielkim biustem i szerokimi biodrami niczego nie uczy małych dziewczynek, co najwyżej przywiązywania nadmiernej wagi do pewnej odmiany wyglądu, bardzo pierwotnej, symbolizującej jedyną i najważniejszą rolę, jaką kobieta ma spełniać – płodzenie i wychowywanie. Nie uczy przede wszystkim szacunku do swojego ciała. Podobnież Pepé Le Swąd nachalnie podrywający przy barze klientkę – czego może nauczyć małych chłopców? Co najwyżej tego, że takie zachowanie jest śmieszne i pozostaje bez konsekwencji. Można więc iść jeszcze dalej. W gwałt?
Zaczyna się od niewinnej zabawy, a potem na tej podstawie kreuje się pewien standard postępowania. Kobieta w krótkiej spódniczce prosiła się o gwałt. Z większymi piersiami jest lepsza niż z mniejszymi, a gdy je jeszcze eksponuje, to już na pewno chce iść od razu do łóżka z kimkolwiek, kto jej się nawinie. Tak się normalizuje gwałt. Chociażby w Polsce mamy taką, a nie inną sytuację, że nasz kraj dosłownie raczkuje pod względem ochrony kobiet i dzieci przed przemocą. Gdzieś ten tumiwisizm musiał się rozpocząć. Na samym początku, kiedy dzieci oglądają, dajmy na to, owego Pepé Le Swąda i nikt im jasno nie pokazuje w bajce, że skunks zachowuje się niewłaściwie. Albo gdy w starszych bajkach produkcji Disneya oglądają kobiece bohaterki, które jedyną radość życia czerpią z siedzenia w domu, gotowania i czekania na męża. Na szczęście akurat tu Disney zaczął informować, że w danym tytule znajdują się niekoniecznie właściwe dla wychowania wzorce i rodzic powinien zwrócić baczniejszą uwagę na treść owych produkcji. Nie chodzi o to przecież, żeby je teraz usuwać (byłaby to niedopuszczalna cenzura), bo stanowią część historycznej spuścizny medialnej. Chodzi o to, żeby edukować i informować odbiorców na bazie już zastanego materiału.