ŚPIĄCA SOCJOPATKA i 7 małych zboczeńców, czyli o przerabianiu bajek na filmy dla dorosłych
Puchatek: Krew i miód to wcale nie jednorazowy eksperyment zrobiony dla żartu. I chociaż produkcja nie wychodzi poza ocenę 3, to można powiedzieć, że się przyjęła dzięki swojej cringeowatości. Jest denna, ale i radykalnie łamiąca wzorce; inna, więc kusi. Będzie dlatego druga część Kubusia Psychopatka i Prosiaczka Kanibala, a może nawet trzecia o jeszcze wyższym budżecie. Będzie cały świat nazwany „The Twisted Childhood Universe”, a jego bohaterami nie będzie tylko Kubuś Psychopatek, ale i Myszka Mickey, Bambi, Śpiąca Królewna, a nawet Piotruś Pan i Dzwoneczek. Wszyscy oni będą skrzywieni, amoralni, zboczeni, niemal jak żyjące pod ziemią ludzkie monstra z horroru Barbarzyńcy. Jednym słowem nareszcie odzwierciedlą one naszą kulturę bez maski zasad moralnych, bo bajkowe pierwowzory tych opowieści zawsze coś przed nami jako dziećmi udawały, żebyśmy i my potem udawali ucywilizowanych. Chcę przez to powiedzieć, że z niecierpliwością czekam na te bajki dla dorosłych. Sztuka musi przesuwać granice, a właściwie ich nie posiadać. Może potrzeba nam, widzom, dopiero takiego tąpnięcia, żebyśmy zrozumieli, że to nie kino ani współczesne media są winne naszych nieetycznych wyskoków, lecz jedynie jak złowrogie zwierciadła pokazują, jacy jesteśmy lub za chwilę będziemy w świetlistej aureoli tak poszukiwanej przez nas, lecz celowo nieznajdywanej, prawdy.
Zabrzmiało podniośle, ale tak miało, bo nasza kinematografia od zarania dziejów jest patetyczna. W znakomitej większości przejaskrawia emocje, wydarzenia, charaktery, nawet wygląd, żebyśmy jako widzowie mieli szansę poczuć te wszystkie elementy mocniej niż w rzeczywistości. W sumie nic w tym złego. O to chodzi w sztuce, że ona nie tyle mówi, co stara się krzyczeć, oskarżać i zawstydzać. Powinna wywoływać emocje, radość, smutek, strach dużo mocniej, niż chcemy tego w rzeczywistości, bo w realnym świecie takie emocje mogą nas fizycznie i psychicznie skrzywdzić, w filmie zaś doskonale zdajemy sobie sprawę, że oglądamy fikcję, więc twórcy mogą sobie pozwolić na mocniejsze z nami zabawy. My zaś chcemy się ciągle upewniać jako ludzie, że nic nam nie grozi, i czerpać podprogowo przyjemność z tych emocji, więc chętnie obejrzymy historię Śpiącej socjopatki i 7 zboczeńców, bo Puchatek: Krew i miód przetarł już ważny szlak. Został przez krytyków zniszczony, owszem. Nie zarobił wiele – to również prawda, lecz nie okazał się klapą w sensie konceptualnym. Na polskim FW ma prawie 10 000 reakcji. To więcej niż Amerykańskie graffiti i Kacza zupa. Na IMDb 29 000. To więcej niż z kolei niż chociażby Twisted Metal i Domek na prerii, jak i wiele klasyków, docenionych i nagrodzonych. Coś się więc stało w umysłach widzów. Zadziałało to bezkompromisowe podejście do postaci z bajek. Gdyby to był jakiś tam nieznany miś i wielka świnia, pewnie produkcja podzieliłaby los Gównianego horroru. A tak już podprogowo odwołała się do zakodowanych ikon, o których większość z nas już zapewne zapomniała, o ile aktywnie nie uczestniczy w socjalizacji literackiej swoich dzieci, a niestety tego rodzice unikają, gdy ich dziatwy skończą 10 lat.
Problem w tym jednak, że skorośmy dorośli, to co jest dla nas atrakcyjniejsze – oglądanie kolejnego remake’u, który nas znudzi, bo najzwyczajniej w świecie go znamy, czy coś radykalnego, odpowiadającego naszego doświadczeniu świata już po ukończeniu 18. roku życia. Nie oceniam teraz, czy to dobre, czy złe, bo takie kategoryzacje nie mają sensu. Krytycy nie powinni się więc dziwić, że uniwersum The Twisted Childhood ma szansę na sukces. Budżety będą rosnąć z filmu na film, a widzów będzie coraz więcej. Jeśli tylko pojawi się jakaś spójna linia fabularna, widzowie mogą dostać ciekawą alternatywę dla Marvela, a już z pewnością dla drgającego agonalnie DCEU. Najnowszym pomysłem jest skonfrontowanie Myszki Mickey z Kubusiem Puchatkiem w walce na śmierć i życie. Nie wiem tylko, czy nastąpi to przed premierą finału Poohniverse: Monsters Assemble. Logicznie by było, żeby tak się stało, bo na scenie mają pozostać tylko najciekawsze bajkowe postaci, więc zapowiedziane na 2025 rok krwawe podsumowanie uniwersum powinno zostać przesunięte co najmniej o dwa lata. Widzowie dostaliby w ten sposób czas na oswojenie się i zrozumienie motywów postępowania chociażby Tygryska, Kapelusznika czy też samego Puchata, gdyż nie wątpię, że on musi przeżyć i nie jest tylko tak bezmózgim siepaczem, jak został odmalowany w Krwi i miodzie.
Wracając do tej wzniosłej prawdy o człowieku i wychowawczej roli kina, którą niszczą takie produkcje, jak Krew i miód: w świecie powszechnej przemocy w grach komputerowych trochę już za późno na oskarżenia o profanację klasycznych bajek Disneya. Jeśli ktoś sobie nie życzy, zawsze może nie oglądać. Wątpię, czy będzie przykuwany do fotela w kinie, żeby w jego umyśle disneyowskie wzorce z dzieciństwa specjalnie uległy degradacji. A poza tym tak naprawdę przyjrzyjmy się krytycznie tym bajkom z dawnych czasów – mnóstwo w nich mentalnej przemocy, poniżania słabszych, a nawet rasizmu. Zostały one jednak podane jako coś zupełnie normalnego, rzeczywistego, a uniwersum Puchatka Socjopatka przynajmniej niczego nie udaje. Jest w oczywisty sposób przejaskrawione, przez co o wiele mniej przemocowo realne niż chociażby Człowiek z blizną czy też Urodzeni mordercy. Nikt z powodu Twisted Childhood Universum nie przebierze się za Prosiaczka i nie zacznie dźgać ludzi pogrzebaczem. A nie byłbym taki pewny, czy z powodu Ojca chrzestnego komuś nie zaświta w głowie, jak by to było fajnie mieć taką władzę, co Vito Corleone. Różnic polega na realizmie. Puchatek: Krew i miód niczego nie sprofanował, bo jest równie bajkowy, co jego animowane odpowiedniki. Zresztą to już chyba nie nowość, inspirować się tak bajkami. W gatunku porno może samego Puchatka jeszcze nie ma, ale za to Śnieżka od lat 90. regularnie jest kręcona w różnych konfiguracjach.
Jest jeszcze jedna potencjalna zaleta tego typu jaskrawych przeróbek. Muszą być tylko spełnione trzy warunki – powtarzalność, uniwersalność i seryjność. Gdyby teraz po Puchatku: Krwi i miodzie twórcy nie poszli za ciosem i nie nakręcili drugiej części oraz nie ogłosili planów na całe uniwersum, ta pierwsza część uznana by została za niewiele znaczącą egzotykę, która w sumie nie jest taka odkrywcza. Stworzenie całego uniwersum daje jednak zupełnie inny odbiór filmów i tejże tematyki. Oswaja widza z nową estetyką, przez co w szerszej perspektywie czasowej będzie można zaobserwować wzrost średniej ocen. Wpływa również pozytywnie na całość kina, inspirując innych twórców, a z pewnością tacy się znajdą. Nastąpi coś w rodzaju przetwarzania motywów i ich reinterpretacji, a że są wyraźne, przetrwają, o ile tylko to zakręcone Puchatkowo będzie intensywnie kręconym i promowanym cyklem. Wreszcie może coś tąpnie w samym Disneyu, który włączy się w tę zabawę i podwyższy kategorie wiekowe niektórych swoich filmów kierowanych do starszej publiczności.
A tak w ogóle, czy nie bawiliście się, gdy byliście dziećmi, w strzelaniny, wojny? Czy nie mieszaliście czasem walczących bohaterów, odwracając na chwilę ich role – zło stawało się nagle dobrem, a dobro złem? Ciekawie było tak na chwilę postawić dziecięcy świat na głowie, bo skoro żyje się już w tym postawionym, to kolejne jego przekręcenie czyni go zupełnie normalnym. Dlatego z przyjemnością obejrzę kolejnego szalonego Puchatka, jak daje w żyłę Prosiaczkowi, a potem robi z 7 krasnoludków krwistą marmoladę.