Niesamowity Hulk to drugi film należący do tzw. Marvel Cinematic Universe, co spowodowało, że w związku z premierą tej produkcji nie mogło zabraknąć porównań do pierwszego obrazu Fazy I, Iron Mana (2008). Tym samym wyszło na to, że Hulk Edwarda Nortona pozbawiony jest dowcipu i serca, którego Downeyowi Jr. w roli Iron Mana przecież nie brakowało. W mojej opinii jednak, to nie słabość gry Nortona doprowadziła do tego, że w kolejnych częściach przygód Hulka zastąpił go Mark Ruffalo, lecz paradoksalnie zbyt duże zdolności aktorskie. Edward Norton jako Bruce Banner był człowiekiem, na którego twarzy odbijało się zmęczenie psychiczne i emocjonalne. Mógł więc wydawać się dla przeciętnych maniaków MCU postacią zbyt złożoną, u której wprost nie zauważyliby silnego wewnętrznego konfliktu.
Nie rozumiem ludzi, którzy twierdzą, że Batman v Superman: Świt sprawiedliwości (2016) to film nieudany. Rozumiem natomiast tych, których nie przekonuje w produkcji Snydera Lex Luthor w wykonaniu Jesse’ego Eisenberga. Lex oczywiście odróżnia się od komiksowego pierwowzoru przede wszystkim wyglądem, ale nie to jest najbardziej drażniące. Luthor w wersji Eisenberga jest rzekomo umysłem wybitnym i ponadprzeciętnym, a mimo to zachowuje się jak rozkapryszony dzieciak, co pozbawia go charyzmy, której wręcz wymaga się od największych wrogów superbohaterów. Z innej jednak strony zauważyłem, że każda wersja Lexa Luthora z przeszłości była swego rodzaju odzwierciedleniem pewnych niepokojów „epoki”. W związku z tym, Lex w Batmanie v Supermanie… wyglądał jak Zuckerberg.