POWIEŚCI SCIENCE FICTION, które powinny zostać ZEKRANIZOWANE
Wybrałem do zestawienia te książki (i komiksy), które ukształtowały mój gust w gatunku science fiction. Większość przeczytałem jeszcze w liceum, a potem kilka razy do nich wracałem, ciągle odkrywając coś nowego i tęskniąc do tego, by moje wyobrażenia zweryfikowało kino. Póki co się nie doczekałem. Nie oczekuję przy tym filmów inspirowanych niżej wymienionymi tytułami, ale wiernych w granicach filmowego rozsądku adaptacji. Bacznie też obserwuję, co się dzieje obecnie w kinematografii w ogóle, i jak traktuje ona gatunek sci-fi. Niejednokrotnie już pisałem, co jest jego bolączką oraz dlaczego spora część widzów wciąż nie może się do fantastyki przekonać. Być może sposobem jest właśnie nakręcenie mądrych adaptacji wybranych niżej tytułów, a nie kolejnych wydmuszek reklamujących się tym, że były zrealizowane na podstawie takich, a nie innych powieści znanych w literaturze gatunkowej. Jestem przekonany, że fani literatury faktu, kryminałów i dramatów psychologicznych nic by nie stracili, gdyby sięgnęli po wybrane do zestawienia książki. Wręcz odwrotnie – wpuściliby do swoich umysłów nieco futurologicznej świeżości.
Ursula K. Le Guin, Miasto złudzeń
Podobne wpisy
Z cyklu Ekumeny wybrałem Miasto złudzeń ze względu na budowę historii, która ma w sobie dużo suspensu. W kinie science fiction nazbyt często zdarza się, że zafascynowani stroną wizualną twórcy zapominają o tajemnicy i tym czymś nienazwanym, co rodzi się powoli w głowie widza, nie daje spokoju i powoduje gęsią skórkę. Chociaż Miasto złudzeń obszerną powieścią nie jest, to znaleźć w nim można wszystko, co gatunkowe, a więc obcą cywilizację, zdolności psioniczne, statki międzyplanetarne, technologię komunikacji natychmiastowej zwaną ansiblem oraz wziętą częściowo z fantasy magię umysłu. Główny bohater, Falk, jest postacią rozpisaną klarownie. Fabuła powieści biegnie liniowo, zatem nie trzeba retrospekcji ani wielopoziomowej narracji czy innych metazabiegów. Sama zaś opowieść przypomina rodzaj Nowej Przygody w klimacie drogi. Falk przemierza ją od niepamięci aż do stania się kimś ważnym – nie tylko dla planety, na której został chwilowo uwięziony. Pisząc o Mieście złudzeń, nie zapomniałem o Świecie Rocannona i Planecie wygnania. Powieści te jednak dopuszczają ich niechronologiczną adaptację. Tak więc najpierw Miasto złudzeń, a potem cała reszta.
Arkadij Strugacki, Borys Strugacki, Ślimak na zboczu
Kolejna pozycja mogłaby dobrze wpasować się w sposób percepcji świata Terry’ego Gilliama. Głównie ze względu na absurd, a raczej jego wymiar racjonalny, gdyż to, co zarówno u Strugackich, jak i u reżysera Teorii wszystkiego absurdalne i niemożliwe do istnienia, ma się całkiem dobrze i tworzy świat przedstawiony. Dzieje się tak, ponieważ absurd w istocie wcale nie jest nielogiczny. Okazuje się pozbawiony sensu jedynie, gdy przytkniemy do niego miarę zdrowego rozsądku. Historyczne i współczesne reżimy oraz systemy religijne rozsądkiem się nigdy nie przejmowały, dlatego miliardy ludzi wciąż żyją w oparach absurdu, który Strugaccy piętnowali w każdym swoim tekście. Jak więc bylibyśmy w stanie porozumieć się z obcymi, skoro nie potrafimy zrozumieć działania własnej planety? Oto jest pytanie, na które Gilliam mógłby w swoim surrealistycznym stylu odpowiedzieć. A tak na marginesie, chciałbym bardzo podziękować mojej koleżance z klasy, Małgosi, która pożyczyła mi tę książkę, gdy byliśmy jeszcze w liceum. Siedziałem już wtedy w literaturze sci-fi dość głęboko, ale nigdy jeszcze nie przeczytałem czegoś tak narracyjnie dziwnego, ale i pięknego jak Ślimak na zboczu.
Bogusław Polch, Arnold Mostowicz, Alfred Górny, Ekspedycja
Kiedy chodziłem do podstawówki, w osiedlowej bibliotece był tylko jeden tom – Walka o planetę. W bibliotece miejskiej znalazłem jeszcze Ludzi i potwory. W końcu zdobyłem wszystko i przeczytałem, jak sądzę, kilkadziesiąt razy, nie licząc kilkuset seansów z Walką o planetę. Dopiero trzy lata temu zakupiłem kolekcjonerskie wydanie w twardej oprawie, w którym zostały zebrane wszystkie odcinki tej niebanalnej kosmicznej przygody o ludziach poszukujących swoich genetycznych korzeni. Powątpiewam, czy fani gatunku mogą nie znać Ekspedycji i w ogóle twórczości Polcha, ale delikatnie tylko wspomnę, że skoro Ekspedycja jest komiksem, dużo łatwiej dociera do dziecięcej wyobraźni, a takie obrazy zostają na całe życie. Tym bardziej chciałbym zobaczyć ekranizację każdej części. Byłoby to nie lada wyzwanie dla twórców efektów specjalnych – roboty, gigantyczne modliszki, jaszczurki z chipami, statki kosmiczne i wymyślny ekosystem obcej planety.
Walter Tevis, Przedrzeźniacz
Obok Paradyzji Janusza Zajdla Przedrzeźniacz Waltera Tevisa jest równie nieznany na polskim rynku science fiction, chociaż adaptacje innych powieści autora już nie – na przykład Człowiek, który spadł na ziemię w reżyserii Nicolasa Roega. Przedrzeźniacz do dzisiaj ostał się niezaadaptowany, a mógłby uzupełnić bibliotekę sci-fi o jeszcze jedną wizję robotycznej osobowości obok m.in. Ex Machiny czy Łowcy androidów. Wyobraźcie sobie społeczeństwo jako szarą, nienawykłą do żadnej refleksji, bez przerwy naćpaną masę, którą można urabiać i wykorzystywać, ile się chce. Pośród tego społecznego chłamu pojawia się nagle ktoś, kto umie czytać – dysponuje więc umiejętnością dla ówczesnych ludzi starożytną. Tak nietuzinkowa osoba jak Bentley musi spotkać się z równie niesamowitą maszyną, robotem o bezdźwięcznym imieniu Spofforth. Kto z nich jest przedrzeźniaczem, czyli jedynie udaje prawdziwego człowieka, to pytanie do czytelnika, a także widza ewentualnego filmu. Przedrzeźniacze bowiem to grupa ptaków, które potrafią naśladować nie tylko śpiew swoich pobratymców z innych gatunków, ale i obce dźwięki. Udają więc, że są kimś innym.