search
REKLAMA
Zestawienie

Nie tylko THE ROCK. Gwiazdy posługujące się KSYWAMI

Jacek Lubiński

21 lipca 2019

REKLAMA

W show-biznesie często zdarza się, że artyści używają pseudonimów. Nierzadko są to pojedyncze słowa, czasem dla wygody będące skrótem od personaliów danej osoby – jak w przypadku Madonny. Ale bywa też, że taka „ksywka” ma zupełnie inne pochodzenie.

Capucine

Naprawdę nazywała się Germaine Hélène Irène Lefebvre i była francuską aktorką i modelką, która rozkwit swojej kariery zaliczyła w latach 60. i 70. XX wieku (zagrała m.in. w cyklu o Różowej Panterze). Karierę rozpoczęła już jako siedemnastolatka i wtedy też przyjęła swój pseudonim, który oznacza po prostu… nasturcję. Słodkie.

Cher

Słynna piosenkarka, która następnie została aktorką, swój przydomek zarejestrowała legalnie po tym, jak przyjęła go na potrzeby swojego duetu muzycznego z Sonnym Bono – Sonny & Cher. Wcześniej znana była jako Cherilyn – i takie też jest jej prawdziwe imię. Była to kosmetyczna, ale słuszna zmiana, zwłaszcza jeśli zestawi się pseudonim z pełnymi danymi osobowymi artystki: Cherilyn Sarkisian LaPierre Bono Allman.

Divine

To ksywka niejakiego Harrisa Glenna Milsteada, który w latach 80. zasłynął jako drag queen. Sławę zapewnił mu zwłaszcza udział w kiczowatych filmach Johna Watersa, z Różowymi Flamingami na czele. I to właśnie reżyser ochrzcił Harrisa mianem „Divine”, czyli boski, twierdząc, że w swoim kontrowersyjnym wcieleniu to „najpiękniejsza kobieta na świecie, prawie”.

Flea

„Pchła” to przydomek gitarzysty grupy Red Hot Chili Peppers – Michaela Petera Balzary’ego, którego mogliśmy poza sceną niejednokrotnie oglądać także na ekranie, na przykład w kultowej trylogii Powrót do przyszłości. Czemu tak? Ponoć ksywka jest wynikiem szkolnych zabaw z przyjaciółmi, którzy nazwali go w ten sposób jeszcze za młodu i tak już zostało. Na tej samej zasadzie jeden z jego kumpli, saksofonista Keith Barry, ochrzczony został mianem… “Drzewo” („Tree”).

Mako

Mako był amerykańskim aktorem drugiego planu. Zadebiutował u boku samego Franka Sinatry w wojennym fresku Tak niewielu i z uwagi na swoje japońskie pochodzenie w takim właśnie kinie sprawdzał się najlepiej. Ponieważ ludzie z branży mieli oczywiste problemy z wymówieniem jego pełnego imienia i nazwiska – Makoto Iwamatsu – szybko zaczęto wymieniać go w napisach po prostu jako Mako i taki pseudonim przylgnął do niego na stałe.

McG

Reżyser pierwszej kinowej adaptacji Aniołków Charliego zaczął swoją karierę od kręcenia teledysków i produkowania albumów muzycznych. W tej branży niemal każdy posługuje się jakimś prostym aliasem, a zatem i Joseph McGinty Nichol zdecydował się na podobny krok, ograniczając się jedynie do trzech pierwszych liter swojego środkowego imienia. Był zresztą do nich przyzwyczajony, bo już w domu tak na niego wołali, aby uniknąć pomyłki z Markiem McGrathem – późniejszym wokalistą grupy Sugar Ray – z którym wspólnie się wychowywał.

Moby

Słynący z elektronicznych popisów muzyk i kompozytor, którego utwory ilustrowały na przykład trylogię Bourne’a, w rzeczywistości nazywa się Richard Melville Hall. Ważny jest tu zwłaszcza drugi człon personaliów, gdyż artysta spokrewniony jest z Hermanem Melvillem, XIX-wiecznym powieściopisarzem i autorem książki… Moby Dick – od tego właśnie tytułu mały Richie wziął swój niecodzienny pseudonim.

Pitof

To przydomek Jeana-Christophe’a Comara, francuskiego twórcy filmowego, znanego przede wszystkim z wizualnych sztuczek w filmie Vidocq oraz z koszmarnej produkcji Kobieta-Kot, której spektakularna porażka sprawiła, że jego kariera dosłownie umarła. Pseudonim przylgnął do Comara już w dzieciństwie i towarzyszy mu także w dorosłym życiu. Co ciekawe, ponoć przydomek ten jest dość popularny we… Włoszech.

Avatar

Jacek Lubiński

KINO - potężne narzędzie, które pochłaniam, jem, żrę, delektuję się. Często skuszając się jeno tymi najulubieńszymi, których wszystkich wymienić nie sposób, a czasem dosłownie wszystkim. W kinie szukam przede wszystkim magii i "tego czegoś", co pozwala zapomnieć o sobie samym i szarej codzienności, a jednocześnie wyczula na pewne sprawy nas otaczające. Bo jeśli w kinie nie ma emocji, to nie ma w nim miejsca dla człowieka - zostaje półprodukt, który pożera się wraz z popcornem, a potem wydala równie gładko. Dlatego też najbardziej cenię twórców, którzy potrafią zawrzeć w swym dziele kawałek serca i pasji - takich, dla których robienie filmów to nie jest zwykły zawód, a niezwykła przygoda, która znosi wszelkie bariery, odkrywa kolejne lądy i poszerza horyzonty, dając upust wyobraźni.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA