Recenzje
SYRENY. Femme fatale nie ma wieku
SYRENY to urocza historia o ekscentrycznej Rachel, która z córkami wędruje przez życie, szukając miejsca, gdzie nie nudzi się miłość.
Niedawno w naszym portalu pojawiło się zestawienie utworów muzycznych znanych bardziej niż filmy, z których pochodzą. Ciekawe, ilu z naszych czytelników zna popularną piosenkę Cher The Shoop, Shoop Song (It’s in His Kiss) i nie wie, że pochodzi ona z przeuroczego filmu sprzed prawie trzydziestu lat?
Syreny (Mermaids) w reżyserii Richarda Benjamina to opowieść o ekscentrycznej pani Flax i jej córkach. Rachel Flax (w tej roli wspaniała Cher) to impulsywna femme fatale, która w danym miejscu mieszka tylko tak długo, jak długo jej się tam nie nudzi. Zmianę może spowodować cokolwiek, choć najczęściej jest to moment, w którym boska Rachel zaczyna się czuć niekomfortowo w aktualnym związku. Przygotowuje sobie wtedy w relaksującą kąpiel, na stoliczku obok wanny kładzie mapę, zamyka oczy i… gdzie jej palec opadnie, tam Rachel się osiedla wraz z lekko zdezorientowanym potomstwem.
Dziewczynki są dwie. Pierwsza z nich, Charlotte (Winona Ryder), to już podrastająca panienka, która na wybryki matki patrzy z fascynacją i rosnącą niechęcią. Dojrzewanie w cieniu syreniej piękności nie jest łatwe, zwłaszcza gdy na horyzoncie pojawia się przystojny młody człowiek. Charlotte jednocześnie chce być jak matka (scena, w której Charlotte wkłada sukienkę Rachel i używa jej kosmetyków, jest bez mała symboliczna) i bardzo, bardzo chce się od niej różnić, co wyraża się między innymi fanatycznym przywiązaniem do religii.
Problem jest tak typowy, że aż nudny, ale nie w wykonaniu młodziutkiej odtwórczyni roli Joyce Byers. Druga córka Rachel, Kate (nieco zapomniana Christina Ricci), to jeszcze mała dziewczynka, która ciągłe przeprowadzki traktuje jak na razie ze stoickim spokojem. Od problemów matki i sposobów na ich unikanie zdecydowanie ważniejsze jest dla niej ambitne dążenie do pobicia rekordu w wytrzymywaniu bez oddechu pod wodą. Kate także, podobnie jak jej matka i starsza siostra, jest na swój sposób syreną.
W życie tych skomplikowanych istot płci żeńskiej beztrosko wkracza Lou Landsky (Bob Hoskins, Kto wrobił Królika Rogera?, Cotton Club), korpulentny właściciel sklepu z butami. Nieświadomy zagrożenia, bez wahania odpowiada na zalotny zew pani Flax i z sympatycznym uśmiechem daje złapać się w sidła. Nie wie, biedaczek, że skazany jest na porażkę. Choć czy na pewno?
Syreny miały swoją premierę w grudniu 1990 roku i spotkały się z ciepłym przyjęciem. Widzom spodobała się postać nieszablonowej Rachel, a Cher była wręcz stworzona do tej roli. Każdej swojej poprzedniej filmowej bohaterce (Silkwood, Maska, Czarownice z Eastwick) użyczała odrobiny swej scenicznej charyzmy i swego uporu, ale dzięki roli pani Flax mogła w pełni zaprezentować swoje wdzięki.
To właśnie w tym filmie mogła, tak jak to chyba potrafi najlepiej, być kapryśną, niezwykle atrakcyjną, wyrachowaną i zblazowaną kobietą, która nie przejmuje się niczym i nikim poza sobą samą, nie mając względu nawet na swoje córki. A wszystko to z magnetyzującym uśmiechem, który sprawia, że choć nie sposób ją lubić, nie sposób jej także nie lubić. Widz, złapany jak Lou w pułapkę jej oszałamiającego wdzięku, podąża za nią krok w krok, wpatrzony w niesłychanie kobiecy ruch jej bioder, świadom grożących mu w następstwie tego cielęcego zachwytu nieprzyjemności, ale zupełnie na to obojętny.
Za matką podąża też Charlotte Flax, wpatrzona w nią z typową dla nastolatki u progu pierwszego, szczenięcego zauroczenia płcią przeciwną mieszanką niechęci i podziwu. Winona Ryder, delikatna, ciemnooka sarenka, w chwili kręcenia filmu zaledwie dziewiętnastoletnia, to – wydawałoby się – absolutne przeciwieństwo doświadczonej kobiety, którą gra Cher. A jednak i ona potrafi kusić niespokojnym spojrzeniem ogromnych, niewinnych oczu. Kiedy przebiera się za matkę, traci połowę dziewiczego uroku, ale zyskuje zapowiedź tego, jaką kobietą się stanie… za jakiś czas.
Przyszła gwiazda Wieku niewinności, Draculi, Edwarda Nożycorękiego czy Soku z żuka ujęła rolą Charlotte nie tylko widzów, ale też środowisko filmowe, co zaowocowało nominacją do Złotego Globu za najlepszą rolę drugoplanową i nagrodą National Board of Review w tej samej kategorii.
Małą syrenką w tym babskim combo jest Christina Ricci, która rok później stworzyła swoją do dziś najbardziej rozpoznawalną rolę – Wednesday w Rodzinie Addamsów Barry’ego Sonnenfelda. W Syrenach Christina kreuje postać małej dziewczynki, która z zadziwiającym spokojem poddaje się szaleństwom rodzicielki i atakom pasji starszej siostry, bezpieczna i ufna w ciepłym, choć niekonwencjonalnym kokonie dzieciństwa. Dopóki Kate ma stały dostęp do wanny z wodą i kanapek w gwiazdki, wycinanych z nudnych, standardowych kromek przez matkę, nie trzeba jej nic więcej.
Wydawałoby się, że w obliczu tych trzech jakże różnych przedstawicielek płci pięknej rola męska nie ma szans na zaistnienie. I rzeczywiście, Joseph, młody obiekt uczuć Charlotte (Michael Schoeffling) niknie i pełni funkcję dekoracyjnego tła. Jest, w pewnym sensie, przyczyną zdarzeń, ale nie ich główną sprężyną. To tylko igiełka, która przechyla szalę – istotna, ale całkowicie niewidoczna.
Zupełnie inaczej ma się rzecz z rewelacyjnym Bobem Hoskinsem. Zestawienie tego niewysokiego aktora z imponującej postury Cher samo w sobie daje efekt komiczny – ale Hoskins wiele pomaga swojej roli, wysuwając się powoli, acz konsekwentnie, na plan równy temu zajmowanemu przez panie. Nie tylko Lou stopniowo zwycięża Rachel, zmuszając ją do zatrzymania się, chwili refleksji, a nawet zmiany. Także Bob Hoskins zaznacza wyraźnie swoją obecność w każdej ze scen, zmuszając Cher do współpracy, nie dominacji. Współpraca ta daje zresztą znakomite efekty – chemia pomiędzy aktorami jest równie komiczna, co intrygująca, a rodząca się między ich postaciami zażyłość wydaje się dziwnie autentyczna.
Syreny to film obyczajowy – barwny i lekko przerysowany, jak lata 60., w których toczy się akcja. Historia, w której komedia przeplata się z dramatem równie swobodnie, jak toczy się życie pani Flax, ilustrowana jest chwytającymi za ucho i serce utworami muzycznymi – między innymi wspomnianym już The Shoop, Shoop Song, znanymi także z Dirty Dancing Big Girls Don’t Cry zespołu Frankie Valli & The Four Seasons, Love Is Strange duetu Mickey&Sylvia czy kultowym już It’s My Party Lesley Gore. Blisko trzydziestoletnia obecnie produkcja nie dzieli jednak losu wielu swoich ekranowych rówieśników, będąc dziś równie aktualna i zabawna co w momencie premiery.
Film dostępny jest na Flixclassic.pl.
