Rozłąka czasem działa pozytywnie na relację. Odcinek ósmy sezonu trzeciego pokazuje, że bez Sheldona również da się rozbawić widzów. Wystarczy jedynie wyjść z mieszkania. Howard, Leonard i Raj wybrali się w plener, żeby poobserwować deszcz meteorytów. Nie zabrali nawet Penny, gdyż, jak celnie stwierdził Raj, Leonard ciągle figlowałby z nią w namiocie, a Howard masturbował się za pomocą kaktusa. A tak zaczął działać i znalazł dwie wolne obozowiczki w wieku około 55 lat, świetne w robieniu ciasteczek, z menopauzą i chętne na nietuzinkowe rozrywki. Leonard nie był chętny, za to Raj bardzo. Okazało się jednak, że patrzenie w niebo potrafi zdziałać cuda. Howard np. przyznał się do utraty dziewictwa z kuzynką Jeanie na pogrzebie wuja. Romans zrodził się nad miską ze śledziami. Te i tym podobne zwierzenia zostały wyrażone tak surrealistycznie i dowcipnie zarazem, że nawet Sheldon macający w tym czasie piersi Penny, zupełnie przypadkiem, nie dorasta do pięt marzeniom Raja o gromadce królików.
Życie naukowca bywa ciężkie, zwłaszcza gdy pracuje nad nowatorskim projektem kwantowego systemu nawigacyjnego, a w momencie gdy kluczowy eksperyment się udaje, dostaje maila od Amerykańskich Sił Powietrznych z przedziwną prośbą o kontakt. Wywołuje to całą lawinę ciekawych przypadków, łącznie z desperacką ucieczką przed tajemniczym, mrugającym światłami samochodem. Howard oczywiście nie zdaje sobie sprawy, jak bujną ma wyobraźnię. Sprawa jednak ma swój finał w kolejnych odcinkach. Zwróćcie uwagę na reakcje Sheldona na sugestie pułkownika. Są rewelacyjne.
„Bazinga” to słowo raczej bardziej bezsensowne niż cokolwiek znaczące. Jest rodzajem okrzyku, któremu możemy przyporządkować dowolne znaczenie. Dzisiaj już znamy dokładnie jego genezę, więc tym bardziej jesteśmy świadomi, że nie ma w nim nic specjalnie dowcipnego. To zasługa głównie widzów, ze dorobili do niego znaczenie i zaczęło ono funkcjonować jako „coś śmiesznego”. W serialu najlepszym i najzabawniejszym jego użyciem jest wątek z włamaniem Sheldona do strefy zabaw dla dzieci z kulkami, pośród których ściga go zdenerwowany Leonard. Sytuacja ta jest popisem aktorstwa obydwu.
…kiedy ktoś wytknie mu błąd. Tak zrobił Stephen Hawking. Pełen energii i zachwytu Sheldon posłał Hawkingowi swoją pracę z oczywistą nadzieją, że wielki mistrz doceni jego pomysły i geniusz. Faktycznie na początku rozmowy tak się wydawało. Sheldon dumnie potwierdził nawet, że jest genialny, tak jak to sugerował Hawking. Dalej nastąpiły kolejne pochwały teorii Sheldona, a on zwierzył się, że wpadł na nią pod prysznicem. I wtedy nastąpił cios poniżej pasa. Hawking stwierdził, że teoria jest błędna. Sheldon pomylił się w obliczeniach na stronie drugiej. Cooper nie mógł uwierzyć. Szybko odszukał w papierach błąd i pokazał go Hawkingowi. Potem zobaczył już tylko ciemność.
Święta Bożego Narodzenia to szczególny okres w Teorii wielkiego podrywu. Każdy z bohaterów miał jakieś nietuzinkowe przemyślenia na temat tego czasu, może za wyjątkiem Penny, która myślała raczej praktycznie (i skutecznie). Takiemu np. Sheldonowi bardzo trudno kupić prezent pod choinkę. Najpierw trzeba znieść jego wykład o pogańskim pochodzeniu świąt, a potem dobrze się jeszcze zastanowić, co mogłoby go ucieszyć i jednocześnie byłoby niemożliwe do przeintelektualizowania. Penny wpadła na znakomity pomysł. Załatwiła Sheldonowi chusteczkę z restauracji, w którą wycierał usta Leonard Nimoy. Kiedy Sheldon to sobie uświadomił, od razu zakiełkowała mu w głowie myśl, że potrzebna mu jest teraz tylko zdrowa komórka jajowa i zrobi sobie własnego Spocka. Reakcję Sheldona trzeba zobaczyć. Nie da się jej opowiedzieć. Dalej również było ciekawie, kiedy Sheldon wkroczył na scenę z koszami akcesoriów kąpielowych. Cud w czasie Saturnaliów.