search
REKLAMA
Zestawienie

Najbardziej NIEDOCENIENI przeciwnicy z HORRORÓW XX wieku

Przemysław Mudlaff

2 czerwca 2020

REKLAMA

Każdy słynny horror cechuje posiadanie przerażającego antagonisty, który na zawsze pozostaje w zatrwożonych sercach i umysłach odbiorców. Wielu z nas na samą myśl o Draculi, Frankensteinie, Candymanie, Normanie Batesie, Michaelu Myersie, Jasonie Voorheesie, Freddym Kruegerze lub ostatnio Pennywisie dostaje gęsiej skórki i nerwowo spogląda za siebie. Tymczasem wymienieni przeciwnicy i jeszcze kilku innych to tylko ci najbardziej znani. Ich straszliwy blask przyćmił całą plejadę potworów i psychopatów, których przydomki oraz nazwiska albo niewiele widzom mówią, albo zostały zupełnie zapomniane. Powodem takiego stanu rzeczy mogła być niska jakość filmu, w którym się pojawili, sąsiedztwo premiery innego hitu kina grozy lub też źle przeprowadzona akcja promocyjna produkcji. Mam nadzieję, że poniższe zestawienie pozwoli niedocenionym czarnym charakterom wyjść z cienia i zagościć w waszych najgorszych koszmarach.

Niniejsze zestawienie skupia się na niedocenianych antagonistach z horrorów powstałych w ubiegłym wieku.

Billy – Czarne święta (1974)

Być może zabrzmi to dziwnie dla wszystkich mniej obeznanych z kinem grozy czytelników, ale prawda jest taka, że film Czarne święta (1974) to jeden z najważniejszych horrorów w historii tegoż gatunku. Dzieło Boba Clarka stanowiło bowiem inspirację dla pełnoprawnego slashera Halloween (1978) Johna Carpentera. Interesujący w tym kontekście wydaje się wywiad z reżyserem Czarnego święta, w którym ujawnił, że zafascynowany jego filmem Carpenter zapytał go kiedyś, czy Clark chciałby nakręcić sequel swojej opowieści. Bob odparł podobno, że nie jest tym zainteresowany, ale zdradził twórcy filmu Coś, jak wyobrażałby sobie początek drugiej części Czarnego święta. Według wywiadu miał powiedzieć Carpenterowi, że Billy zostałby ujęty i umieszczony w zakładzie psychiatrycznym, z którego zdołałby uciec, aby wrócić do domu i zacząć wszystko od nowa. Co więcej cała akcja drugiej części przygód Billy’ego miałaby rozgrywać się w noc Halloween. Brzmi znajomo? Oczywiście z jednej strony wspomniany pomysł jest na tyle mało skomplikowany, a święto duchów tak popularne, że na podobny scenariusz mógłby wpaść prawie każdy, z drugiej zaś strony dlaczego właściwie nie wierzyć Clarkowi? Zwłaszcza że w tym samym wywiadzie podkreślił, iż jego słowa mogły mieć wpływ na Carpentera, ale nie uważa, aby reżyser Halloween skopiował jego pomysł. Co ciekawe, wywiad Boba Clarka spowodował, że w środowisku fanów slasherów – głównie tych, którzy chcieliby ułożyć większość filmów w jakieś jedno dziwaczne uniwersum – powstało pytanie: czy Billy i Michael Myers to ta sama osoba? Brzmi absurdalnie, więc przemilczę tę kwestię i skupię się na antagoniście z Czarnego święta.

Antagonistę filmu Czarne święta zagrało kilku ludzi, ale żaden z nich nie został wymieniony w napisach końcowych. Dlaczego? Otóż postać mordercy (w oryginalnej produkcji z 1974 roku) nie pojawiła się nigdy na ekranie w całej okazałości. Słyszymy więc głównie jego niepokojący głos. Nie przeszkodziło to jednak twórcom zaprezentować kilku ujęć z punktu widzenia przeciwnika. Warto nadmienić, że technika POV była na tamte czasy propozycją wręcz rewolucyjną. Chociaż imię „Billy” pada w filmie Clarka kilkakrotnie, to tutaj też nie możemy mieć do końca pewności, że oto tak właśnie nazywa się morderca dziewcząt. Tak naprawdę widz do końca nie zdaje sobie sprawy, kim lub czym (jego głos czasami nie przypomina ludzkiego) jest przeciwnik ani jakie są motywacje jego działań. Zbrodnie Billy’ego stają się zatem przerażającą, niewytłumaczalną zagadką. Istnieją przesłanki, podług których coś diabolicznego albo choroba psychiczna (schizofrenia?) zmusza antagonistę do przerażających czynów, jednak żadna z tych teorii nie zostaje w filmie potwierdzona. Pomysł nieujawniania tożsamości psychopaty okazał się strzałem w dziesiątkę, albowiem dzięki takiemu zagraniu antagonista z Czarnych świąt przeraża jeszcze bardziej. Pobudza przecież wyobraźnię odbiorcy i uaktywnia jego największe obawy i fobie. Niestety, Glen Morgan – autor remake’u omawianego filmu powstałego w 2006 roku – nie zrozumiał idei, jaka przyświecała Bobowi Clarkowi i poszerzył historię antagonisty z 1974 roku, odzierając go tym samym z aury przerażającej enigmatyczności, która czyniła z niego (a może niej lub tego?) jednego z największych złoczyńców wszech czasów.

Samochód – Samochód (1977)

Czy zaznaczyłem wcześniej, że zestawienie obejmie wyłącznie ludzi lub potwory? Nie? To świetnie, ponieważ kolejnym niedocenionym przeciwnikiem na mojej liście jest Lincoln Continental Mark III, czyli auto. Samochód z filmu Elliota Silversteina nazwałbym starszym bratem słynnej Christine z 1983 roku (znów zatem pojawia się nazwisko Carpentera), a także rekinem szos. Dlaczego porównałem produkcję o pojeździe silnikowym do ryby? Wystarczy spojrzeć na opis filmu z 1977 roku, który brzmi następująco: prowincjonalne miasteczko Santa Ynez terroryzuje tajemnicze czarne auto, a jedyną nadzieję dla nękanych mieszkańców stanowi lokalny szeryf. Czyż pod tym kątem Samochód nie wygląda trochę jak Spielbergowskie Szczęki (1975)? Oczywiście, że wygląda, chociaż niestety pozbawiony jest całej tej atmosfery zagrożenia i napięcia, a także świetnie napisanych postaci, w które uzbrojony był słynny film o rekinie. Mowa tu jednak o niedocenianych przeciwnikach, a pod tym względem tytułowy Samochód z horroru Silversteina robi niemałe, przerażające wrażenie. Przygotowaniem maszyny do filmu zajął się George Barris, a więc znany w Hollywood auto customizer, który odpowiadał m.in. za powstanie słynnego Batmobilu przekształconego z samochodu Lincoln Futura. Przeciwnika z filmu Silversteina – Lincolna Continentala Mark III z 1971 roku Barris uzbroił w solidne stalowe zderzaki, potężny grill i imponujące reflektory. Złowrogie zamiary auta podkreślał matowy lakier oraz czarne szyby. Wydaje się, że gdyby szatan kupował kiedyś samochód, to wybrałby właśnie ten egzemplarz. Co ciekawe, posiadaczem repliki śmiercionośnej maszyny z filmu Samochód jest (był?) Guillermo del Toro, który podobno czasami wyjeżdża nim na ulice Los Angeles.

Przemysław Mudlaff

Przemysław Mudlaff

Od P do R do Z do E do M do O. Przemo, przyjaciele! Pasjonat kina wszelkiego gatunku i typu. Miłośnik jego rozgryzania i dekodowania. Ceni sobie w kinie prawdę oraz szczerość intencji jego twórców. Uwielbia zostać przez film emocjonalnie skopany, sponiewierany, ale też uszczęśliwiony i rozbawiony. Łowca filmowych ciekawostek, nawiązań i powiązań. Fan twórczości PTA, von Triera, Kieślowskiego, Lantimosa i Villeneuve'a. Najbardziej lubi rozmawiać o kinie przy piwku, a piwko musi być zimne i gęste, jak wiecie co.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA