Co nas STRASZY? Dybuk, yūrei, Baba Jaga i inne stwory, przez które NIE ZAŚNIESZ
Niektóre czekają, aż zaśniesz, inne przerażają, gdy tylko zgasisz światło. Jedne żyją pod wodą, drugie zaś w jaskiniach. Czasami pojawiają się w lustrzanym odbiciu, ale zdarza się też, że wyskakują z szafy. Mogą mieć sześć nóg, długie szpony lub hak zamiast dłoni. Istnieją też te obficie owłosione albo inne z dużymi oczami i ostrymi zębiskami. Paradoksalnie potwory od zawsze służyły ludzkości w wyjaśnianiu rzeczywistości. Bestie pomagały i wciąż pomagają człowiekowi w zrozumieniu zjawisk niewytłumaczalnych, objaśniały i objaśniają otaczający nas świat. Mimo że znakomita część monstrów jest uniwersalna, co oznacza, że danego potwora boją się zarówno Azjaci, jak i Europejczycy czy też mieszkańcy Afryki, to na całym świecie istnieje również sporo jedynych w swoim rodzaju straszydeł etnicznych. Ich wykorzystywanie w kinematografii pozwala odpocząć wszystkim wyeksploatowanym do granic możliwości zombiakom i wampirom. Poniższe zestawienie obejmuje więc najciekawsze w moim przekonaniu straszydła etniczne, które zostały już przedstawione czy to na dużym, czy małym ekranie.
Japońskie yūrei
Yūrei to demony, które za życia doznały krzywd z rąk bliskich osób, a po śmierci zyskały ogromną siłę, aby wrócić do świata żywych i zemścić się na swoich oprawcach. Ich działania motywowane są shintoistyczno-buddyjskimi wierzeniami i zwyczajami. Nieprzypadkowy jest również ich wygląd, zgodny z konwencją niesamowitych japońskich opowieści o duchach i innych zjawiskach nadprzyrodzonych – XVII-wiecznych kaidan. Opiera się on również na jednym z trzech tradycyjnych teatrów Kraju Kwitnącej Wiśni – kabuki, gdzie demony przedstawiano jako postaci o bladych twarzach i długich, czarnych, rozpuszczonych włosach, ubrane w białe żałobne kimona.
Motyw yūrei od kilkudziesięcioleci przedstawiały oczywiście przede wszystkim japońskie horrory. W ostatnim czasie postać wspomnianego demona wprowadził także drugi sezon serialu Terror: Dzień Hańby.
Tuunbaq Dana Simmonsa
Tuunbaq to potwór fikcyjny, nie ma on zatem swojego bezpośredniego odpowiednika w eskimoskim folklorze. Jest bowiem stworem ulepionym z przekonań i wierzeń Inuitów przez Dana Simmonsa, autora powieści „Terror”, na podstawie której powstał pierwszy sezon serialu Davida Kajganicha pod tym samym tytułem. Tuunbaq to złośliwa istota (tupilak) mająca prześladować i zabijać wrogów bogini morza, Sedny. Podczas wojny bogów tupilak zyskał duszę i imię. Okazało się jednak, że potwór nie jest w stanie zniszczyć przeciwników Sedny, więc zwrócił się przeciw niej samej. Za tę zdradę monstrum zostało zesłane na ziemię, wygnane na Północ i pozbawione kształtu. Tam Tuunbaq przybrał postać najgroźniejszego zwierzęcia, jakie spotkał – niedźwiedzia polarnego. Był jednak o wiele większy o standardowego misia, a także zdecydowanie bardziej niebezpieczny. Bardziej od mięsa innych zwierząt Tuunbaqa interesowały ich dusze. Szybko zrozumiał, że smaczniejsze są te należące do ludzi zamieszkujących te tereny, Inuitów. Ci postanowili więc jakoś dogadać się ze stworem (dzieci bez języków porozumiewały się z monstrum) i obiecali mu, że nie będą zakładać na najdalszej Północy swoich siedzib, a także będą składać mu hołd i ofiary. Przypłynięcie statków „Terror” oraz „Erebus” skomplikowało sytuację wszystkich.